Przygnieciony ciężarem płóciennego bagażu pokazuję się w progu ale, nie znalazłszy na dole ojca zawracam w miejscu i kieruję soczyście zielone spojrzenie na drzwi.
-A prosiłem o prowiant na drogę, prosiłem! Jasne, tato, ja wiem że masz mnie głęboko nosie; dobrze wiem, że pragnąłeś chłopca wielkiego jak dąb. I żeby miał ramiona jak przerośnięte parówy! -mruczę pod nosem w drodze pod stołówkę, miejsce codziennych spotkań wszystkich wikingów w Berk. Co prawda Stoik obiecał, że przed moim biwakiem ''pobawi'' się w ojca -bo na co dzień jest troszku inaczej- jednak najwyraźniej zmienił zdanie, wciągnięty w nieprzyzwoite chlanie z Pyskaczem i innymi dwumetrowymi mężczyznami. Muszę więc zmierzyć się z nimi wszystkimi i, o zgrozo, właśnie tego obawiam się najbardziej.
-Na Gorloga, co ty tu robisz smarku? -rozbrzmiewa tubalny wrzask podpitego już Pyskacza, prawej ręki mego ojca.
-Ja tylko...
-Nie powinieneś być już ze znajomymi? Tak jak Sączysmark, Śledzik? -wtrąca się do rozmowy zawodzący, niezidentyfikowany głos, i ten jednak dosyć szybko zostaje przerwany.
-Och, Śledzik, moja najukochańsza kruszynka, synuś, synalek! A jak nie poradzi sobie sam poza granicami wioski? Wodzu, nadal nie jestem przekonana co do wspólnego biwaku naszych synów, my ich przecież tam nie upilnujemy! Po za tym, on ma poważną alergię, musi...
-Spokojnie pani Ingerman, my tu mamy wszystko pod kontrolą, teraz potrzebujemy tylko prowiantu na drogę i czegoś do picia i... -przeciskam się między stołami, wzrokiem szukając jednocześnie organizatora posiadówy.
-Ingerman! Teraz ważniejsza jest organizacja wesela dla twojego drugiego ''synalka'', praw...
-...da, tato? -znajdując go odnoszę wrażenie, nie po raz pierwszy z resztą, że swoim zachowaniem chce dać wszystkim do zrozumienia jak bardzo się za mnie wstydzi, teraz dla przykładu ukrywa swoją zarośniętą, pokrytą bliznami twarz w dłoniach.
-Tato! No błagam!
Dopiero za trzecim razem reaguje i, jak zwykle, z ociąganiem stacza się do piwniczki, bez słowa wręczając mi ogromnych rozmiarów beczkę z chlupiącą zawartością.
-Wywar, domowy wyrób matki bliźniaków- cobyście z pragnienia nie uschli na tej... Wyspie Smoków. Bo tam właśnie lecicie, nie?
Już chcę mu wyjaśnić, że ''nie tato, Wyspa Smoków jest położona bardzo blisko Wyspy Łupieżców, a co za tym idzie, czyha tam na niej masa niebezpieczeństw'', jednak w porę gryzę się w język.
-Jasne, tato.
-Na tydzień? -pyta z nutką nadziei w głosie.
-Dzień. Jeden dzień. -ta rozmowa naprawdę zaczyna mnie męczyć. -I spokojnie, wrócę na wesele brata Śledzika i tej... no, jak jej było... -przez chwilę szukam w pamięci jej imienia, ku mojemu nieszczęściu do głowy przychodzi mi jedynie jej prostacki opis, toteż zaczynam wymachiwać rękoma szybko, pokazując kolejno na wyimaginowany obwisły brzuch, palcami zarysowując wielkie piersi, w powietrzu kreśląc linię ogromniastej głowy. -No tej... tej przy sobie.
-Przy sobie?
''Chyba nie zrozumiał.''
-Tej wielkiej, grubej, ogromnej...
-Ach tak, Potylica z rodu Wielkogłowych! Z resztą... nie ważne. Dobrej zabawy, czy coś. I pamiętaj, przekaż swoim znajomym, że wstęp na wesele mają tylko ci, którzy pojawią się na nim z partnerem! Chyba nie muszę ci przypominać, że oprócz tego obowiązuje cię także kąpiel?
''Nie jestem tobą, kąpię się regularnie.'' -już świta mi w umyśle, jednak Stoik, pewno domyślający się uciążliwego wywodu znika z pola widzenia, zostawiając mnie sam na sam z dwumetrową beczułką napoju. Nawet nie pytajcie, jak udaje mi się ją przytaszczyć na wyznaczone wcześniej miejsce spotkania, ważniejsze jest bowiem w tej chwili to, że gdy tylko zauważam Mieczyka, Szpadkę, Sączysmarka, Śledzika oraz Astrid z ulgą -chyba po raz pierwszy na ich widok- macham im na powitanie. Następnie wymieniamy ze sobą jakieś mało znaczące uwagi, typu: ''a co jeśli na tej wyspie moja księżnisia dostanie kataru? Tam mogą występować rzadkie gatunki trujących roślin!'' albo: ''ty, a po co ci ta wielgachna beczka?''; ogółem jesteśmy nieznośni aż do bólu, podekscytowani samą myślą spania w innym otoczeniu do tego stopnia, że nawet z ''kompasem'' pod postacią wyostrzonych smoczych zmysłów na Wzgórze Pleśniaka docieramy dużo po zmierzchu. Nie przejmujemy się tym jednak ani trochę- rozpalamy ognisko, zbieramy chrust, przygotowujemy miejsce do spania, przerywając pracę raz na jakiś czas drobną sprzeczką czy bijatyką. Tak naprawdę to nikt ani nic nie jest w stanie zmącić naszego iście szampańskiego humoru... no dobra, ICH szampańskiego humoru, nie mojego.
-Coś taki ponury? -Astrid i Szpadka przerywają układanie pomniejszych gałązek a ta pierwsza spogląda na mnie uważnie spod przymrużonych powiek. Gdy nie odpowiadam trąca mnie w bok zaczepnie, raz i drugi, aż w końcu pękam, nie chcąc by blondynka całkiem przypadkiem użyła perswazji (siły fizycznej)- przynajmniej tak tłumaczę urażonemu męskiemu ego.
-na wesele wszyscy muszą przyjść z partnerem. -odważam się w końcu na szczerość. -A ja takowego nie mam... tak jakby.
Okej, tego się nie spodziewałem; myślałem, ba! byłem wręcz przekonany, że reszta mnie wyśmieje, ewentualnie że zacznie się idiotycznie śmiać, TO jednak nawet nie mignęło mi w najgłębszych zakamarkach umysłu!
-To po prostu na nie nie idź. Co to za problem, jak rany!
-Kiedy ja nie mogę. Jako syn wodza ''muszę być...
-...odpowiedzialny, dobry dla swoich przyszłych poddanych i dawać dobry przykład.'' Wiem Czkawka, wiem. -kończy za mnie Astrid, teraz bujająca się na malutkim pieńku.
-Umrzyj. I po kłopocie!
-Albo w takim razie kogoś poproś, no nie wiem, Astrid się zgodzi. No nie? -Śledzik z ogromnym uśmiechem popycha w moją stronę blondwłosą w warkoczu aż ta traci równowagę i przewraca się prościutko na lodowatą ziemię.
-A co jeśli się nie zgodzę, hmm? -wściekła dziewczyna już jest zwarta i gotowa do obdarcia twarzy któremuś z nas. -Co wtedy?!
-Wtedy masz problem, stary. I albo w dniu ślubu odlatujesz na Szczerbatku gdzie pieprz rośnie albo...
-...albo urządźmy konkurs, podczas którego wybierzemy dla Czkawki odpowiedniego partnera!
Nie! Nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie nie...
-Tożto znakomity pomysł. -zęby oraz przybrudzone owocowym nektarem usta Sączysmarka rozszerzają się w perfidnym uśmieszku zwiastującym coś więcej aniżeli zwykły biwak na łonie natury.
Nie!
CZYTASZ
Partner potrzebny od zaraz
Fanfiction[Czkawka x Sączysmark] [Astrid x Szpadka] [Śledzik x Mieczyk] * Czkawka, Astrid, Szpadka, Mieczyk, Sączysmark i Śledzik w komedii prosto z wyspy Berk. * Grupka przyjaciół wybiera się na biwak, niestety, zamiast beczki z napojem zabierają... beczkę n...