mélomanie

1.5K 151 67
                                    


Odnalezienie Daisuke wśród ciszy pałacu byłoby trudne, gdyby nie przebijająca się przez ściany melodia fortepianu.

Haru Kato stwierdził, że i tak nigdy nie przyzwyczai się do luksusów takowych miejsc, bo jedna noc wystarczyła by nie móc zasnąć, czując się przytłoczonym miękkością wielkiego łoża, oraz ogólnym wystrojem całego pomieszczenia. Do spokojnego snu potrzebował twardego materaca swojego mieszkania, oraz szumu miastowej ulicy.

Poza tym, zbudził się tuż o świcie, gdy słońce postanowiło dopiero co zacząć się wdzierać do przystrojonej w złota i czerwień sypialni, przykrytej jeszcze nieznaczną dozą nocnej ciemności. Oślepiający promyczek zaatakował przymknięte oczy. Wtedy mężczyzna doszedł do wniosku, że już nie ma co liczyć na spokojny sen i uda się na przechadzkę po korytarzach.

A mogli przecież wrócić nocą do Japonii po misji, lecz Kambe zdążył się uprzeć, że woli spać tutaj. Kambe jak to Kambe. Z jego mocą nie było nawet o co się kłócić, dlatego Haru skończył jak skończył.

Lekkie worki pod oczyma zdradzały, że się nie wyspał. Buty wystukiwały cichy rytm o czarno-białą posadzkę, ich echo odbijały przyozdobione bladością ściany, a wzrok zatrzymywał mu się na widoku zza wielkich okien. Niestety, nie należał do ludzi których uspokajałoby kojące się wzbijanie słońca po niebie, tuż nad jeszcze śpiące ulice i budynki. Raczej z obojętnością na sentymentalizm natury zwyczajnie przyjmował do siebie każdy następny dzień swojego życia.

Wtedy też usłyszał muzykę.

I tak jak nie doznał harmonii w duszy patrząc na panoramę miasta, Haru wydał się być wielce zainteresowany delikatną melodią, wydobywającą się z klawiszy instrumentu. Zaciekawiony postąpił parę kroków naprzód, próbując doszukać się drzwi zza których dobiegały te wszystkie dźwięki. Brzmiały, jakby grający dosłownie z czułością pieścił fortepian, zamiast ze zwyczajną rutyną uderzał w przyciski. Nieukrywanie, ktokolwiek by nie miał okazji tego posłuchać, na pewno nie przeszedłby obojętnie. 

Dałoby się głowę, że mogło to kogoś odprowadzić bezpiecznie do krainy snów i jeszcze zabrałby niewolnika w wędrówkę po różowym niebie; białych lasach, oraz innych wytworów wyobraźni śniącego umysłu.

Pchnął z głośnym skrzypnięciem śnieżnobiałe drzwi, by ujrzeć wypełniony jedynie pustką pokój, jedynie z fortepianem na środku i przecierając oczy ze zdumienia, ujrzał...

Kambe.

Daisuke Kambe, który na tle bogatych zdobień ścian wygrywał kolejne nuty, zdając się zapomnieć o całym bożym świecie. Nie wiedział nawet, że mężczyzna potrafi tak pięknie grać, choć mógł się spodziewać jakiś artystycznych talentów po paniczu z bogatej rodziny.

Mogłoby się wydawać, iż czarnowłosy nie jest w stanie zagrać melodii tak czułej, że roztapiałaby czyjeś serce, a jednak oczarowała brązowowłosego. Oparł się o ramieniem o drzwi, by przystanąć i słuchać, jednocześnie wpatrując się w towarzysza przed nim.

Zauważył, że Kambe ostatnio nabrał nowego zwyczaju, jakim jest szczere uśmiechanie się do świata. Czasem wybijało go to totalnie z rytmu. Ale któż by sądził, że ten arogancki, cholerny paniczyk przejdzie zmianę i stanie się w miarę miłym człowiekiem. Nie zmieniało to faktu, że wciąż czasem działał Kato na nerwy i droczył się z nim niemiłosiernie. Coś się jednak zmieniło. On mógł tylko zgadywać, że to jakaś ulga na sercu, którego nie trapiły teraz żadne większe żale i zmartwienia.

❝DAIHARU❞ i can't be bought like that ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz