Woda.

299 15 0
                                    


   Późnej nocy uroku dodawał księżyc, który co chwilę nieśmiało wyłaniał się zza chmur. Nikt z pewnością nie uznałby tego za piękne - lecz Bard zwany Jaskrem zachwycał swe oczy tym widokiem. Błądził oczami po niewzburzonej, lśniącej tafli jeziora i czuł jak bicie jego serca równa się z rytmem, który wyznaczał delikatnie muskający jego skórę wiatr. 

Ten żywioł uważał za najbardziej zdradliwy. Nie przewidywalny, zaskakujący - czuł się zupełnie jak to niezbadane jezioro. Czuł się jak te rwące strumienie, nie znające pojęcia stagnacji. Czuł, że nie może osiąść w miejscu, ale jego przeznaczeniem jest dzielić się ze światem swoim talentem. 

Być marionetką w rękach matki natury. Och dokładnie tak się czuje. Jestem artystą, a w tym świecie nikt nie akceptuje takiego fachu. Prości ludzie plują za siebie, kiedy drogę przetnie im czarny kot - nie wierzą w sztukę, lecz w magię i potwory. Ci możni z kolei nie doceniają prawdy w tym co staram się im przekazać,  i kiedy tylko wygłaszam swe dzieła natychmiast linczują mnie prośbami o zwyczajne biesiadne pieśni. Poddaje się temu, i cierpię w samotności. Mimo, że tak wiele razy kochałem nigdy nie zaznałem prawdziwej miłości. Moje życie stało się podróżą od krainy do krainy. Poszukuję miejsca, które uwolni skrywane przez te wszystkie lata pokłady prawdziwej sztuki. Tylko nieliczni rozumieją piękno tego świata...jestem skazany na klęskę. Na wieczną walkę z wiatrakami. Choć nie dzierżyłem nigdy miecza, czuję się jak rycerz walczący o prawdziwą sztukę. 

Postanowiłem odwiedzić kolejną karczmę. Łudziłem swoją duszę, że tym razem odnajdę tutaj coś więcej niż tylko pijackie przyśpiewki. Wszedłem śmiałym krokiem przez wielkie dębowe drzwi a moje uczy przywitały epitety lecące w moją stronę.

- Ej! Spójrz brachu. To baba czy chłop. Bo ja żem zgłupiał. - usłyszałem za sobą, lecz zignorowałem to. 

Wyjąłem swoją lutnie i zagrałem parę akordów, aby ją odpowiednio nastroić. 

- Zagraj nam coś! To wódki musi być piosenka, oj musi! - usłyszałem przepity głos

Cóż za ironia losu. Utalentowany artysta, śpiewający pijackie przyśpiewki w karczmie na końcu świata. Niżej chyba nie można upaść. 

Wskoczyłem na stolik, który miał mi służyć za prowizoryczną scenę. Kiedy do ich uszu dotarły pierwsze dźwięki sala natychmiast ożyła. Pierwsza pieśń, druga i trzecia. Nie pamiętam jak wiele ich zagrałem. W końcu zmęczony zeskoczyłem na ziemię. 

- Dla naszego grajka piwa i wódki nie zabraknie. Na zdrowie! - krzyknęła zadowolona karczmarka, podając mi cały dzban piwa. 

Sam w życiu tego nie wypiję, no cóż trzeba spróbować. Szukałem miejsca, gdzie prawdopodobnie nie grozi mi bójka, jednak wszystkie stoliki były zajęte...a jednak jest. Siedzi tam ktoś bardzo dziwny. Zauważyłem go już wcześniej, jednak nie miałem zbyt dużo czasu na skupienie na nim swojej uwagi. Cóż to za osoba. Włosy ma w kolorze stali swojego miecza, który nosi na plecach. Blizny...któż to taki. Pytałem sam siebie. Wziąłem porządny łyk alkoholu  i podszedłem do stolika, przy którym siedział.

- Mogę się przysiąść? Wszystkie stoliki zajęte... - zapytałem, wesoło się uśmiechając i stawiając na stole dzban piwa. 

- Ten też jest zajęty. 

Poczułem jak krew w moich żyłach zamarza. Ten głos, chyba zimniejszy niż lodowce. 

- Jestem Jaskier. Artysta...utalentowany śpiewak, aktor. Sztuka to moja największa miłość. Co prawda jest ona bardzo kapryśną kochanką. A kim Ty jesteś? - zapytałem, siadając na przeciw niemu. 

Ogień i woda ( Geralt x Jaskier)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz