6."wiersz drugi"

4 2 0
                                    

I I.
Podchodzę do drzewa z plecakiem.
W plecaku są liny, które miłuje okiem.
Drzewo, na które patrzę,
Nie jest otoczone kobietami, które liże.
Wygląda to jak pustkowie.
Środek Sahary, gdzie wieje,
Wiatr odstraszających strasznych ludzi.

Wszystko gotowe już jest.
Jedynie pożegnanie zostało, jak mały szelest.
Wchodzę pod pomarańczową linę,
Wyobrażając sobie łańcuchy szkarłatne.
Przywiązuje dokładnie je na szyję,
I skacze z gałęzi,
Aby zawisnąć, jak rodzime więzi,
I zginąć.

Powieszenie się, bardzo do mnie przemówiło. Lecz nie znalazłem w rzeczywistości miejsca na zrobienia czegoś takiego, więc się poddałem.

"W świetle księżyca wszystko staję się jasne"Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz