Dawno, dawno temu...
A właściwie, to wcale nie.
Znam mnóstwo opowieści, które się tak zaczynają. Czy moja historia też powinna być opowiadana w takim stylu? Raczej nie, chociaż kto wie, może za kilkadziesiąt, czy kilkaset lat tak właśnie by się zaczynała.
I znając życie mnóstwo faktów, o których wspomniałam, zostałoby wykoślawione i przeinaczone.
A zresztą... Nieważne.
Kto chciałby rozpamiętywać takie nudne życie dziewczyny, która żyła na przełomie pierwszych dekad dwudziestego pierwszego wieku?
Ale!
Prawda jest taka, że każdy pragnie zostać zapamiętany. Pamięć o niektórych ludziach przetrwa dziesięciolecia, może nawet i stulecia – bo zostaną zapamiętani za to, czego dokonali. Za osiągnięcia w nauce, które zmieniły świat, za osiągnięcia sportowe i rekordy, których pobicie było prawdopodobnie niemożliwe, za występ lub film, który poruszył serca milionów widzów na całym świecie i zdobył liczne nagrody, za piosenkę, do której wielokrotnie będą nagrywali cover nowi, młodzi wykonawcy, za napisanie ponadczasowej powieści... Ale pamiętamy też o tym, co było złe, o czym wolelibyśmy zapomnieć – bo musimy pamiętać, aby nie zapomnieć, ponieważ historia lubi się powtarzać.
Koncepcja rzeczy i wydarzeń dziejących się w tym umownym „dawno temu" chyba każdemu człowiekowi w dzieciństwie wydawała się fascynująca. Słuchanie o tym, co się zdarzyło, zanim się urodziliśmy, było niczym przekazywany sekret przeznaczony tylko dla ucha wybrańca.
Jednak pamięć bywała zawodna.
Pewne wydarzenia z przeszłości pamiętałam bardzo dobrze – wydawały się wręcz przejaskrawione, a niektórych rzeczy, zdarzeń, ludzi nie umiałam sobie przypomnieć wcale. Zniknęły z mojej pamięci. Czasami oglądałam zdjęcia z wczesnego dzieciństwa i nie potrafiłam skojarzyć, kiedy i gdzie zostały zrobione... Mówiąc o tym, przypomniałam sobie, że kiedy byłam dzieckiem, czasami starałam sobie przypomnieć, co jadłam na śniadanie tydzień wcześniej w środę. Lecz to zadanie wydawało się czymś na kształt przypominania sobie dat i wydarzeń z odległych epok... Teraz, o dziwo, czasami nie pamiętam śniadania, które jadłam tego samego dnia.
Dziwne, jak niewiele uwagi poświęcamy, aby coś zapamiętać.
Albo coś zapamiętamy albo nie.
Z różnych przyczyn.
Za to sprawa ma się zupełnie inaczej w kwestii „wyrzucania" pewnych wspomnień. Nie, nie zapominania – bo zapominamy mimowolnie, niecelowo, za to wyrzucanie czegoś z pamięci to o wiele, wiele trudniejsza kwestia.
Ja chciałam wyrzucić z pamięci te żałosne trzy lata, które zmarnowałam w liceum.
Chciałam usunąć z pamięci nieudany związek.
Pozbyć się wspomnienia nieudanej próby pierwszego stosunku.
Poczucia bezsilności, w obliczu wydarzeń, na które nie miałam wpływu. I nic nie mogłam zrobić.
Lęku, przed konsekwencjami złych wyborów.
Marzyłam o skasowaniu tego całego marazmu.
Cały ten burdel, który miał wtedy miejsce był nie do opisania... Jasne, zdarzały się o wiele gorsze rzeczy, ale wtedy postrzegałam to wszystko, jako cholerny pierdolnik. No i obwiniałam się, że nie zrobiłam niczego istotnego w swoim życiu.
Dopiero, kiedy popełniłam dość błędów i pomyłek, zaczęłam doceniać marzenie o posiadaniu tej przysłowiowej „białej karty", która umożliwiłaby zaczęcie wszystkiego od nowa.
CZYTASZ
After the rain
ChickLitBogaty bad boy, szara myszka, drama i dzikie seksy. Do tego wszystko okraszone całą masą ekscytujących przygód, szafą pełną drogich ubrań, biżuterią, szybkimi samochodami i egzotycznymi wakacjami. Starcie ze złośliwą byłą dziewczyną i byłą najlepszą...