ROZDZIAŁ 40

114 7 7
                                    

                      Ostatni pierwszy pocałunek
                                             —
Gdy tylko Nate zszedł ze sceny, Louisa od razu do niego podeszła. Chłopak nadal się szeroko uśmiechał, a w królewskiej koronie wyglądał jak mister international.
- Nate. Musimy porozmawiać. - rzekła jednym tchem Louisa.
Nate spoważniał.
- Dobra. Chodź stąd.
Wyszli z sali na korytarz. Muzyka tu grała ciszej i nie było tak słychać gwary uczniów. Korytarz okryty był w mroku. Nate górował nad Louisą, ale wydawał się mniej pewny siebie.
- O co chodzi? - zapytał w końcu.
- Chciałam ci podziękować. Osłoniłeś mój honor, moje dobre imię. Chciałabym, żebyś przy tym był.
- To był plan Lily.
- Nieważne. Jestem ci bardzo wdzięczna, Nate. - Louisa wyjęła zgniecioną kartkę z 20 nazwiskami i podarła ją w drobny mak - Zawsze byłam. Robisz dla mnie tyle dobrych rzeczy, a ja nie potrafiłam ich docenić, ale teraz to widzę. Jesteś jak świeca pośród ciemności. - Louisa przysunęła się do Nate'a i potarła kciukiem o jego policzek - Ale to nie przy mnie jaśniejesz. Wiem, że oddałbyś wszystko osobom, które kochasz i to jest piękne, ale to nie to. Kocham cię, Nate i zawsze tak będzie, ale nie jest pisane nam być razem. Proszę, nie zapominaj o mnie.
Nate stał jak wmurowany, gdy Louisa już od niego odchodziła delikatnie kołysząc się na cienkich szpilkach.
Stukot obcasów rozdzierał ciszę na pół.
A on tam stał. Jak słup soli. Zbyt zszokowany jej wyznaniem. Ale ją kochał. Tak jak ona jego.
I zawsze tak będzie.
                                             —
Cassidy wciąż tańczyła w objęciach Coopera, a on gładził jej ciało powolnymi ruchami.
- Jesteś taka piękna, Cassidy. - szepnął jej do ucha.
Cassie uśmiechnęła się promiennie.
- Odkąd cię po raz pierwszy ujrzałem, nie mogę przestać o tobie myśleć. Jesteś jak najpięknieszy motyl. Nieuchwytna.
- Cooper...
- Ćśśś. - położył jej palec na ustach - Daj mi skończyć, bo nigdy tego nie powiem. Zakochałem się w tobie, Cassidy. Ale nie wiem czy ty będziesz zdolna mnie kochać...
- Cooper, to nie takie proste...
- Ależ tak. Powiedz tylko słowo, a będę twój. Na wieczność.
- Nawet wtedy? - zapytała Cass, przesuwając dłoń Coopera na swój brzuch. - Nawet jeśli jestem w ciąży?
Oczy Coopera rozszerzyły się. Bacznie spoglądał na twarz Cassie, lecz ona nie zmieniała swojej miny. Nie wybuchła tez śmiechem. A więc to prawda... Cooper zawahał się.
- Tak też myślałam. - odpowiedziała szorstko Cassie i zaczęła schodzić z parkietu.
Cooper otrząsnął się z osłupienia i złapał dziewczynę za rękę.
- Cassidy. Dla mnie to nie ma znaczenia. Kocham cię, rozumiesz? Wychowamy to dziecko.
Łzy zebrały się w oczach Cassie. To było za piękne.
- Dla Williama. - szepnęła, po czym pocałowała Coopera w usta.
                                              —
Louisa wyszła z budynku w ciemną noc. Na niebie świeciło kilka gwiazd, a księżyc przybrał kształt sierpa i jarzył się srebrnym blaskiem.
Na parkingu stało wiele samochodów. Sportowe Ferrari, długie czarne limuzyny, klasyczne cadillaci, eleganckie maserati i wiele innych.
O czarny samochód stał oparty tyłem chłopak. Z jego ust wydobywał się białawy dym.
Louisa podeszła do niego i oparła się obok o samochód. Przez chwilę stali w milczeniu, gdy chłopak wypuścił dym z płuc i wskazał niedbale ręką w niebo.
- Tam jest Gwiazda Polarna.
Louisa spojrzała na wskazaną część nocnego nieba. Rzeczywiście, była tam najjaśniejsza gwiazda.
Chłopak dopalił papierosa i zgasił butem niedopałek.
- Dzięki, Woods. - powiedział - Za ocenę.
- To był twój tekst. - przyznała się Louisa. - Ja dostałam dwóję.
- Pieprzysz.
- Chyba ciebie. - rzuciła zadziornie - Poważnie. Poprostu przeczytałam „Blask miłości".
Christian stanął na przeciwko niej, a w oczach miał obłęd.
- Pierdolisz?!
- Nie.
- Kurwa, Lou...
- Przepraszam, Christian. Nie wiedziałam, co mam zrobić...
- Louisa. Do jasnej cholery. Domyśliłaś się?
- Ale co?
- Ten tekst... „Blask miłości" był o tobie.
Zapadła cisza. Christian spuścił wzrok.
- Kurwa. Mogłem tego nie mówić...
- Nie. - Louisa uniosła ręką głowę Christiana tak, aby na nią spojrzał - Właściwie to chciałam być adresatką tego wiersza... Był taki piękny.
- Zamknij już się. - wymruczał Christian i złapał Lou w talii.
Przyciągnął ją do siebie i mocno pocałował. W tym pocałunku było czuć wszystko. Namiętność. Rozpacz. Ból. Pożądanie. Cierpienie.
Louisa czuła jakby ogień lizał jej skórę, jakby coś spalało ją od środka, ale wciąż pragnęła więcej.
Właśnie taka była przy Christianie. Przepełniona sprzecznościami. Bo on był jedną wielką niewiadomą.
Po chwili odsunęli się od siebie. Christian nadal trzymał ją w talii. Louisa oparła się o jego klatkę piersiową i wdychała zapach jego perfum.
Stali spleceni jak jedność i podziwiali gwiazdy na nocnym niebie, stojąc na parkingu.
- Partners?
- In crime.

To już koniec Kiss List. Mam nadzieję, że wam się podobało. Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca opowieści o Louisie.
Jeżeli ktoś polubił moją opowieść to mam dobrą wiadomość. Pracuję nad kolejnym opowiadaniem, tak więc bardzo serdecznie zapraszam niebawem.
blvvvckgirl xoxo

The Kiss List || ZakończoneOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz