Prolog

45 3 0
                                    

Lód topniał w ogniu, a ogień nikł pod wpływem lodu. Wzajemnie się uzupełniały i ze sobą walczyły.Było to coś pięknego jak i brutalnego. Szkarłat mieszał się z błękitem, by ponowie zniknąć i zaatakować. Przelano krew męstwa,odwagi, miłości i mądrości. Niestety było za późno na pojednanie.

Widowisko rozgrywało się w świątyni, w której na samym środku stało potężne drzewo, Mater. Otaczało je jezioro, miało ono bronić przed uszkodzeniem choćby gałązki. Od niego zależało istnienie Neryte. Jezioro zabierało ze sobą wszystko, co tylko dotknęło by jego powierzchni. Nie działała nad nim magia, która wychodziła z złych zamiarów. Po tym jak zaatakowano macierz, część Wyższych poświęciła swoje życia, by móc stać się jego częścią. Od tego czasu nikt nie miał tu prawa wstępu. Był to obiekt zarezerwowany tylko dla Wyższych. Niewielu widziało jego wnętrze, zaś wielu o nim słyszało różne historie. Historia, która rozgrywała się dziś miała znaczenie przez tysiące lat.

Kobieta, której oczy były były brązowe i przepełnione nienawiścią, szła bezsilnie rzucając rękoma płomienie w stronę swojego przeciwnika. Szeptała zaklęcia wspomagające ją i trzymające ją przy życiu. W swoim ciele miała pełno wbitych lodowych sztyletów. Żądza władzy wypełniała jej umysł i ciało. Nie zważała na ilość przelanej krwi, ściętych głów swoich poddanych i przyjaciół. Przecież zaszła już tak daleko, prawda? Zdołała podzielić królestwo na dwie części, zawładnąć nad rebelią. Zdobyć część potęgi, a teraz nadszedł czas, aby zdobyć jej resztę. Ona jak i człowiek o oczach niebieskich i spokojnych, byli u kresu swojej wytrzymałości. Zadawali sobie rany, upadali na kolana.

-Ignis, możesz jeszcze wszystko skończyć-mówił kaszląc krwią.-Wszyscy możemy ci wybaczyć, ludzie zapomną o tym, a ty możesz jeszcze wieść spokojne życie. Poddaj się.

-Nie, nie zaszłam, aż tu po to, aby zakończyć to klęską-ton jej głosu wskazywał na histerię.

Ignis wyjęła kilka sztyletów ze swojego ciała cicho przeklinając, po czym rzuciła kolejne zaklęcie, które powaliło mężczyznę znowu na kolana. Jego ubranie, które nasiąkło już krwią, wskazywało na pochodzenie szlacheckie. I tak było. Był władcą Lwiego królestwa, a kobieta z którą walczył, była jego siostrą.

-Nie znajdziesz go, tylko serce uczciwe i umysł o zdrowych zmysłach są w stanie go posiąść.

Powstał, aby znów zadać siostrze cios, który ją spowolni, aż nabierze wystarczająco siły i podniesie jego energię do poziomu równego jej. Brakowało już niewiele, albo może już był wyższy, ale on czuł, że jej histeria manipuluje jej zasobami.

-Gdzie jest ten cholerny klucz? Doskonale wiesz, przecież ojciec ci powiedział. Jeżeli mi powiesz, może oszczędzę twoje dzieci.

Myśli o potomstwie przybiły Glaciesa. Wiedział, że ona jest zdolna do zabicia jego dzieci.Wiedział, że nie może czekać, a do jego głowy przyszedł nowy pomysł. Był on ryzykowny, nie zawsze wychodziło się z tego cało, a czasem wcale. Szala, na której stało setki tysięcy istnień byłao wiele cięższa niż życie jego samego. Przyszedł czas na magię zakazaną. Magię, którą mogło posiąść niewielu ludzi z umiejętności, lecz nikt z prawa. Dzieci sacrum nie są w stanie umrzeć od wykrwawienia czy chorób. Jedyny sposób śmierci to pewny wiek, bądź właśnie tego rodzaju magia. Wiedział, że to co robi jest dla niego ostateczną koniecznością. Miotał lodowymi sztyletami, próbując jej odciąć drogę ucieczki. Energia, która krążyła w jego żyłach rozpierała go. Mimo tarczy ognia, którą miała Ignis, był w stanie iść w jej kierunku, a jego oczy nie wyrażały nic poza smutkiem i determinacją.

-Gdzie jest ten cholerny klucz?!

Kobieta wrzeszczała, próbując zranić brata płomieniami, które zaczęły być coraz słabsze. Zrozumiała co się dzieje. Próbowała pobierać energię z powietrza, chcąc wzmocnić tarczę, ale on był coraz bliżej. W jego ręku lśnił miecz, miecz ich ojca. Ojca, którego zabiła. Samo wspomnienie o nim osłabiło ją.

Ignis walczyła nadal, lecz pół jej umysłu zajmował jej ojciec. Robiła uniki z łzami w oczach, była już bezsilna. Chwyciła jedną z lodowych kier, lecz Glacies był szybszy. Przebił miecz na wskroś jej serca. Po czym wyjął go i rzucił kilka metrów dalej. Dziewczyna opadła w objęcia brata. Zaś ten przyłożył rękę do jej serca, szepcząc słowa w języku fearytańskim.

Poczuła zapach lawendy. Mała dziewczynka siedziała na kolanach swojego ojca, opierając głowę ojego ramię, a on czytał jej baśń. Zorientowała się, że była w swoim pokoju, w którym żyła zanim dokonała grzechu. Ta dziewczynka to przecież ona. Bała się śmierci. Nie chciała odejść, przecież nie skończyła tego co musiała skończyć. Poczuła napad gniewu, ale nie mogła nic zrobić, przecież była tylko obserwatorem. Zamknęła oczy, słuchała baśni, próbując ukoić ból swojego serca, lecz nic to nie dawało. Przysięgła sobie w duchu, że nadejdzie czas, gdy będzie mogła skończyć to co zaczęła, nie potrzebne było jej do tego jej ciało. Przeklinała potomstwo swego brata. Wszystko znikło.

Dusza Ignis nie zaznała nigdy spokoju, a dwa ciała zamieniły się w kamienny posąg. Śpiewano pieśni, tworzono psalmy i ballady. To co się stało z mieczem, wiedzą tylko Wyżsi.

Pieśni MaterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz