Suzuka

892 43 8
                                    

Minęły ponad cztery miesiące od naszego rozstania, a mimo to wciąż łapałam się na tym, że wracam myślami do czasów, kiedy jeszcze byliśmy razem. Tych szczęśliwych czasów, gdy byłam całym twoim światem. Przypominałam sobie, jak siedzieliśmy na kanapie i rozmawialiśmy o planach na przyszłość. Jak zawsze mówiłeś, że chciałbyś mieć córkę, bo byłaby piękna, mądra i silna jak ja i kochała Formułę tak jak ty. Twierdziłeś, że gdyby tylko chciała, to zrobiłbyś wszystko, żeby trafiła tam jako kierowca. Tylko że później przypominam sobie, jak to wszystko się skończyło. Całe to traktowanie mnie jak powietrze i ból temu towarzyszący.

Jednak nie potrafiłam przestać śledzić Twoich poczynań na kolejnych torach rozrzuconych po świecie. Prawdopodobnie oszalałam, bo zamiast odsprzedać bilet upoważniający mnie do obejrzenia Grand Prix Japonii, postanowiłam polecieć do kraju kwitnącej wiśni, by obejrzeć zmagania na żywo. W samolocie dług zastanawiałam się, czy jestem w pełni poczytalna, czy może to była moja forma hara-kiri.

Przemknęło mi przez myśl czy zaraz po przylocie nie wsiąść w najbliższy samolot do domu, zanim będzie za późno, bo zobaczę Cię pierwszy raz po tak długim czasie i jeszcze Ci wybaczę. Może powinnam była posłuchać moich koleżanek i zostać w domu, ale przecież wiedziałam najlepiej. Nie wiem, czy bardziej uspokajałam je, czy siebie, kiedy mówiłam, że przecież nie stanę pod drzwiami Twojego pokoju, żeby Ci ogłosić, że przyleciałam, więc jak miałbyś wiedzieć, że będę wśród kibiców na trybunach.

Japonia przywitała mnie piękną, słoneczną pogodą, która zachęcała przyjezdnych do zwiedzania. Byłam tu po raz pierwszy, więc wszystko mnie zachwycało. Chciałam, w jak najkrótszym czasie zobaczyć wszystko, co się da i pewnie, gdybyś był przy mnie, śmiałbyś się do utraty tchu, widząc, że zachowuję się momentami, jak mała dziewczynka w sklepie z lalkami. Dlatego zdecydowałam, że będę musiała przyjechać tu, choć jeszcze jeden raz, ale na dłużej by odwiedzić wszystkie miejsca, które miałam na liście.

Zawsze uwielbiałam obserwować, jak pokonujesz kolejne zakręty torów na granicy limitu i Twoją radość, gdy dawało Ci to pierwsze pole startowe. I chociaż w czasie każdego Grand Prix powtarzałeś te same słowa, że uwielbiasz tych kibiców, którzy się tu gromadzą i atmosferę, jaką tworzą, to nigdy nie kłamałeś, mówiąc to. Doceniałeś ich, bo wiedziałeś, że bez nich ten sport nie byłby taki samy i to był jeden z wielu powodów, który sprawił, że zakochałam się w Tobie do szaleństwa.

Nie potrafiłam kibicować komuś innemu niż Tobie, więc oczywiste było, że kiedy przyszedł czas sobotnich kwalifikacji, trzymałam kciuki za srebrny bolid z numerem 44. Z zapartym tchem obserwowałam, jak za każdym razem wpadasz na linię mety, ustanawiając coraz to lepsze okrążenia. Kwestią czasu było, kiedy pobijesz obecny rekord toru. Byłeś nie do zatrzymania i trudno było znaleźć innego kierowcę w stawce, który był w stanie powalczyć z Tobą o pierwsze pole startowe. Nawet Twój zespołowy kolega nie był w stanie, chociaż dysponował takim samym bolidem. Zawsze dążyłeś do perfekcji, więc nie zdziwiło mnie, kiedy w Q3 mimo sekundowej przewagi na Bottasem wyjechałeś w końcówce, by jeszcze poprawić swój czas i chociaż wszyscy twierdzili, że nie możesz już lepiej pojechać, ty po raz kolejny udowodniłeś im, że w Twoim słowniku nie ma słowa niemożliwe.

Niedziela przyniosła nad tor ciemne chmury, a prognozy nie były życzliwe. Radary zapowiadały obfite opady deszczu i wielu wróżyło, że to szansa na ciekawy wyścig i duży plus dla Verstappena, który świetnie jeździ w deszczu, co mogłoby sprawić, że wskoczy na podium po nieudanych kwalifikacjach. Sama czułam jakiś wewnętrzny niepokój związany z tymi opadami deszczu i liczyłam, że wszystkie te prognozy się nie sprawdzą.

Jednak mogłam tylko pomarzyć o suchym wyścigu, gdy na pół godziny przed startem zaczęło padać. To zmusiło wszystkich do zmiany opon na pełne deszczówki, bo tor był zbyt mokry na przejściówki. Z każdą mijaną minutą coraz bardziej się stresowałam i czułam w kościach, że prędzej czy później stanie się coś złego, jeśli pozwolą Wam się ścigać w tych warunkach. Modliłam się, żebym się myliła.

Z całych sił trzymałam kciuki, byś bezpiecznie ukończył wyścig, nieważne na jakiej pozycji. To było dla mnie najważniejsze. Chociaż wolałam, żeby przerwali zmagania, tym bardziej że deszcz zaczął się nasilać po dziesięciu okrążeniach. Znałam Cię na tyle, że wiedziałam, że chciałeś przejechać cały dystans, zwłaszcza że byłeś liderem. Dostałam powiadomienie na telefon, że sędziowie rozważają przerwanie wyścigu ze względu na ciągle nasilający się deszcz, ale było za późno.

Twój bolid wpadł w poślizg, a ty nie byłeś w stanie się uratować i z impetem uderzyłeś w bandę na ostatnim zakręcie przed prostą startową. Zamarłam w tamtej chwili, bo spełnił się mój najgorszy koszmar. Mogłam tylko patrzeć na srebrne auto z numerem 44 i liczyć, że wysiądziesz z niego o własnych siłach, ale sekundy boleśnie się dłużyły, a ty nie wychodziłeś. Słyszałam rozmowy innych kibiców, którzy śledzili poczynania także na telefonach i donosili, że nie odpowiadasz na wezwania Toto.

Mój świat legł w gruzach, gdy medycy z pomocą Valtteriego i Sebastiana wyciągali Cię nieprzytomnego. Dotarło do mnie, że nie potrafiłabym żyć w świecie, w którym Cię nie ma, bo wciąż Cię kocham jak wtedy gdy planowaliśmy wspólną przyszłość.

Lost [Lewis Hamilton]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz