Odkąd pamiętam, zawsze miałam problem ze swoimi zębami. Podczas gdy inni przejmowali się dodatkowymi kilogramami, krzywym nosem, pryszczami, ja całymi dniami ubolewałam nad kolorem swoich zębów. Marzyłam o śnieżnobiałym, nieskazitelnym uśmiechu jak modelki z magazynu „Vouge". Nienawidziłam swoich zębów. Uzębienia jak kukurydza. Chciałam to zmienić za wszelką cenę. Chodziłam po różnych gabinetach dentystycznych, płaciłam krocie za wybielanie. Zabieg za zabiegiem. Bez skutku. Ciągle były dla mnie za żółte. Żaden dentysta nie był w stanie mnie zaspokoić. Wydane pieniądze nie miały znaczenia. Liczył się tylko kolor zębów.
Po 2 latach żmudnych wizyt, znalazłam to, czego szukałam. Natrafiłam zupełnie przypadkiem na ogłoszenie na jednym z grup na Facebook'u, polecał je jeden z zadowolonych użytkowników. „Super efekty"- głosił wpis, a pod nim link na stronę rzekomego doktora Wonga. Bez zastanowienia kliknęłam w link. Moim oczom ukazała się strona w jakimś azjatyckim języku, najprawdopodobniej chińskim. W końcu koleś nazywa się Wong- pomyślałam. Uruchomiłam automatyczne tłumaczenie strony na polski. „Wybielanie zębów metodą Tan-Shin, 100% skuteczności lub zwrot gotówki"- głosił nagłówek. Tan-Shin? Nigdy o czymś takim nie słyszałam. To pewnie jakiś nowy wynalazek, Azjaci przecież słyną z nowoczesnych technologii i rozwiązań- pomyślałam. Nie zastanawiałam się długo, od razu chciałam jechać do tego doktora Wonga. Ja po prostu musiałam, chciałam pozbyć się mojego uporczywego problemu. To była moja obsesja. Sprawdziłam gdzie doktor wykonuje zabiegi. No świetnie, czeka mnie wycieczka do samych Chin!Trzeba rozpocząć przygotowania- pomyślałam z entuzjazmem- może on dokona tego, czego nikt inny nie był w stanie, da mi mój śnieżnobiały uśmiech!
Zarezerwowałam wizytę, zabookowałam bilet i wyszukałam hotel w tym samym mieście. Wszystko zaplanowane, dopięte na ostatni guzik, tak jak zawsze.
Tydzień później postawiłam stopę w Xi'an. O jeden krok bliżej do spełnienia mojego marzenia-pomyślałam. Nie miałam zamiaru zwiedzać. To nie dla mnie. Miasto jak miasto, budynki, budynki i jeszcze raz budynki. To nie dla mnie. Nic nie było tak ważne jak mój uśmiech! Nic! Nie mogłam doczekać się spotkania z tym doktorkiem. Miałam przeczucie, ba wierzyłam, że tylko on ma moc uporać się z moim problemem. Poszłam spać śniąc o moim nowym, idealnym uśmiechu.
Następnego dnia rano wybrałam się na wizytę do doktorka. Na pierwszy rzut oka zdziwiło mnie to, że jego gabinet jest niewyobrażalnie mały. Żadnej lampy, szafek z przyrządami dentystycznymi, fotela. Pustka. Pomyślałam, że głupia dałam się oszukać, że moja obsesja przesłoniła mi po raz kolejny racjonalne myślenie. Doktor powitał mnie w poczekalni składającej się z pojedynczego krzesełka w wąskim, krótkim korytarzu. „Przeciętny Azjata"- czarne, krótko obcięte włosy, żółtawa skóra. Jedynym elementem zupełnie niepasującym do jego wyglądu były oczy. Były niebieskie. Z początku myślałam, że to soczewki, jednak jak podeszłam bliżej przekonałam się, że to jego naturalny kolor. Coś niewyobrażalnego.
-Tak więc... Pani? Zapraszam... do... gabinetu- powiedział doktor łamanym angielskim z dziwnie brzmiącym akcentem. Domyśliłam się, że specjalnie omija moje nazwisko, bo nie umiałby go wypowiedzieć. Weszłam do środka.
- Ja doktor Wong. To... moja... kli... klinika. Ja leczę... metoda Tan-Shin. Bardzo mi miło powitać w Azja.- uśmiechnął się. Zamurowało mnie. On miał moje zęby marzeń! Cudowne, białe! Takie o jakich marzę.
-Proszę... usiąść na podłoga. Zaczynamy kurację.
~Przepraszam za pytanie, ale jak ma wyglądać ta „kuracja"? Nie ma pan tu żadnego specjalistycznego sprzętu.
-O to się nie martwić. Ja... ja mam wszystko, co potrzebne- wskazał palcem na swoją głowę, następnie na usta. Po raz kolejny oczarował mnie uśmiechem- Ja się domyślam, że Pani przyjść... inni zawiedli?
~Tak, skąd pan wie?
-Każdy... dowiaduje się w ten sam sposób.
W tym momencie, pierwszy raz poczułam niepokój. Nie wiedziałam czemu. Nagle, doktor wydał mi się przerażającą kreaturą z najmroczniejszych koszmarów, poczułam jak mi mocniej bije serce.
-My zaczynamy- oznajmił doktor- Ważne teraz skupienie. Pani... ręce wystawi.
Wykonałam niezwłocznie polecenie. Stłumiłam swoje obawy. Nie po to tu przyjechałam, prawda?- pomyślałam. Doktor wyjął małą świeczkę z kieszeni. Zapalił ją, dotknął lekko opuszkami palców moich wyciągniętych dłoni i zaczął mówić słowa, których nie mogłam zrozumieć. Poczułam jak jakaś niewidzialna siła targa płomieniem świeczki, coś jakby wiatr ale drzwi i małe okienka w pomieszczeniu były zamknięte. Poczułam mrowienie w dłoniach. Znowu zaczęłam się bać. Zęby... MYŚL O ZĘBACH!- powtarzałam sobie w kółko. Zaczęło robić mi się słabo, zacisnęłam wargi zębami z całej siły, poczułam metaliczny smak krwi. Moje ręce zaczęły drżeć mocniej, czułam, że nie wytrzymam tak długo. Straciłam przytomność...
CZYTASZ
Kamaron
Horror„Kamaron" to zbiór moich strasznych opowiadań (creepypast) . Jeśli lubisz historie z dreszczykiem z pewnością znajdziesz coś dla siebie:)