Olivia
– Maleńka, podaj nam dwa piwa.
Nagle, za moimi plecami, usłyszałam męski głos. Powoli się odwróciłam, spoglądając na brodatego mężczyznę z niewielką nadwagą. Był typem harleyowca. Miał wytatuowane ramiona i kolorową chustę na głowie. Jego towarzysz wyglądał podobnie. Miałam wrażenie, że obaj bezwstydnie pożerali mnie wzrokiem. Wzdrygnęłam się i zacisnęłam zęby, chwytając w dłonie kufle.
– Boże, daj mi cierpliwość... – mruknęłam pod nosem.
Takich jak tych dwóch było tutaj na pęczki. Bar, w którym pracowałam, był popularny wśród właśnie tej subkultury.
– Olivio! – krzyknął mój szef, krzątając się pomiędzy stolikami. – Czy mogłabyś podejść do mnie na sekundę? – zapytał, przywołując mnie ręką.
– Teraz? – jęknęłam, na co kiwnął głową. – Dobrze, już idę. Pardon – rzuciłam pośpiesznie do mężczyzn siedzących przy barze i gwałtownie odstawiłam szkło.
Nienawidziłam swojego szefa. Nienawidziłam swojej pracy. I nie tak wyobrażałam sobie życie po przeprowadzce do Los Angeles.
– Słucham, szefie? – zagadnęłam, przybierając sztuczny uśmiech.
– Obsłuż panów przy oknie, a potem podaj rachunek do stolika numer trzy. – Dyrygował, jak gdybym była co najmniej na okresie próbnym.
Pracowałam tutaj okrągły rok. Ponad trzysta sześćdziesiąt ciężkich dni.
– Muszę natychmiast zająć się zaległą dokumentacją – mówił dalej. – A ty bierz się do roboty. No już! – burknął jeszcze i po chwili zniknął za drzwiami swojego biura.
A co niby innego robię?, pomyślałam.
– Co za buc – wymamrotałam poirytowana.
W ostatnim czasie wydawało mi się, że wyjątkowo się na mnie uwziął. Nic mu nie pasowało i miał wieczne pretensje o wszystko. John – mój przyjaciel – nazywał to syndromem poirytowanego samca. Nie miałam pojęcia, że coś takiego istnieje. Jednak jakby się dłużej nad tym zastanowić, to należałoby przyznać mu rację.
Spojrzałam na zegarek, który wskazywał godzinę piątą po południu. Miałam wrażenie, że czas stanął w miejscu, a przede mną jeszcze kilka długich godzin pracy. Na domiar złego lokal był wypełniony po brzegi. Nic dziwnego, bo nadchodził wieczór, a co więcej, zbliżał się weekend. Szybko obsłużyłam kilku klientów, po czym stanęłam za barem. Ukradkiem zerknęłam na brodatego mężczyznę, który akurat przywoływał mnie gestem.
– Wydaje mi się, że to ja pierwszy złożyłem zamówienie. – Zmarszczył brwi, uwydatniając zmarszczki.
– Ach, tak! Proszę wybaczyć. Za chwilę przyniosę. Dziś jest strasznie duży ruch. W tym całym zamieszaniu... – Nie dokończyłam zdania, ponieważ mi przerwał.
– Gdzie moje piwo, maleńka? – Uderzył dłonią w ladę.
Podskoczyłam z zaskoczenia. Co, do diaska? W tym momencie mój dobry nastrój gdzieś się ulotnił. Żaden facet nie będzie podnosił na mnie głosu. Czy to w pracy, czy na ulicy... Co ten człowiek sobie wyobrażał?
– Śpieszy się panu gdzieś? – zapytałam najdelikatniej jak potrafiłam, spoglądając na niego zmrużonymi oczami.
– Słuchaj, maleńka... – zaczął stanowczo, ale tym razem to ja mu przerwałam.
– Posłuchaj, ty! – wybuchnęłam ze złością, celując w niego palcem. W tej chwili moja cierpliwość się skończyła. – Jeszcze raz nazwiesz mnie tak jak przed chwilą, to nie ręczę za siebie.
CZYTASZ
Fałszywa Narzeczona (W SPRZEDAŻY)
RomanceIdealna propozycja dla fanów bestsellera Narzeczona na chwilę! Olivia Lee właśnie straciła posadę kelnerki i musi pilnie poszukać nowej pracy, bo grozi jej powrót do rodzinnego domu z podkulonym ogonem. Załamana swoją sytuacją postanawia znaleźć poc...