#8

463 32 28
                                    

Przez następny tydzień skupiam się na matematyce, rozwiązywaniu jak największej ilości zadań. Za każdym dniem robię ich coraz więcej i z każdym dniem mam coraz większe obawy, czy uda mi się to napisać. Czasami pojawiają mi się momenty, kiedy mam ochotę to wszystko rzucić i zrezygnować.

Musiałem przyznać Nyi rację. Stresuje się tym wszystkim tak bardzo, że zacząłem ćwiczyć matematykę na wszelkich innych lekcjach, a nawet i przerwach. Wszystkich i całkowicie przestało mnie interesować, że ktoś mógłby sobie pomyśleć, że zamieniam się w jakiegoś kujona czy kogoś w tym stylu. Później się będę tym martwił. Przez cały czas czułem się tak cholernie zmotywowany, żeby coś komuś udowodnić, ale nie mam pojęcia komu. Jay'owi, sobie, rodzicom czy po prostu nauczycielowi matematyki, by zrobiłoby mu się głupio i musiał zrealizować swoje puste słowa o podwyższeniu mi oceny na koniec roku.

Z Lloydem spędzałem każdą długą przerwę. Głównie polegało to na tym, że zabierał mi mój kolejny już (bo wcześniejszy wypisałem) brudnopis, by wpierw sprawdzić poprzednie zadania, a później napisać kolejne, dając mi czas na kolejną lekcję. Na długiej przerwie siedzieliśmy razem, czasami w jakiejś wolnej sali, albo na korytarzu i sprawdzał wszystkie moje obliczenia. Oczywiście sam brał je z internetu, a pod sam koniec zabraliśmy z biblioteki podręczniki do matematyki, by mieć kolejne przykłady, kiedy internet stał się pusty w tym temacie.

Jedynie z pracy pozwoliłem sobie nie myśleć i nie przejmować się żadną matematyką. I była to chyba drugą najlepsza decyzja, jaką mogłem podjąć. Pierwszą było zaczęcie spotykania się z Lloydem, ale obiecałem mu, że po konkursie poświęcę mu więcej uwagi, chociaż ani razu nie narzekał, jakby to zrobił Jay w takiej sytuacji, że bardziej skupiam się na matematyce, nic ja nim. Ale i tak dużo rozmawialiśmy wieczorami, głównie on, bo ja skupiałem się na zadaniach, jednak jego głos w żaden sposób mnie nie rozpraszał.

— Nie dam rady. — Jęczę, uderzając głową o drewniany stół na otwartej stołówce.

Jeden z plusów tego konkursu jest to, że zostaje zwolniony z drugiej i trzeciej lekcji. Nie wiem, czy wolno siedzieć na zewnętrznych podczas lekcji, przed przerwą, ale siedzę tu od ponad dziesięciu minut i jeszcze nikt nie zwrócił mi uwagi. Nie idę na pierwszą lekcję, bo wolę ostatni raz spojrzeć na notatnik, które zrobiłem wczoraj, gdzie zaznaczone są błędy, które popełniałem najczęściej chce się wyuczyć ich na pamięć, żeby wiedzieć, czego nie robić.

I chociaż wiem, że nie mam opcji być w pierwszej trójce, to chcę być w tej głupiej dziesiątce.

— No, delta ci wyjdzie ujemna. Tragedia straszna. — Prycha, rozbawiony siedzący obok mnie Lloyd, który czeka na dzwonek w towarzystwie moim, paczki papierosów i puszki małego energetyka w czarnej puszce.

Pomimo że w szkole jest zakaz palenia papierosów, chłopak nic sobie z tego nie robi. Nawet jeśli jakiś nauczyciel by tu przyszedł, to Lloyd nie zdążyłby schować ciemnoniebieskiej paczki.

Wcześniej była też tu Nya, ale Cole napisał, że jest już w szkole, więc szybko poszła do swojego chłopaka. W sumie też bym tak zrobił, byleby nie słuchać mojej dramaturgii.

— Zabawne. — Rzucam obojętnie. — Idę na wagary, uciekam.

Zaczynam się już zbierać. Zakładam plecak na ramię i wstaję, ale kiedy robię pierwsze kroki, chłopak łapie mnie za wystającą szalkę, by przyciągnąć mnie znów na ławkę przy stole. Jęczę z niezadowolenia.

— Rety. — Wzdycha ciężko. — Nie po to się tyle przygotowywałeś, żeby teraz uciekać. — Zauważa.

— A jak coś spieprzę?

𝓑𝓸𝓸𝓴𝓼 𝓪𝓷𝓭 𝓵𝓸𝓿𝓮 |𝓖𝓻𝓮𝓮𝓷𝓯𝓵𝓪𝓶𝓮|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz