Rozdział 1

625 23 18
                                    

Obudziłam się w dziwnym ciemnym pomieszczeniu, tak przynajmniej mogłam je nazwać dopóki nie poczułam jak się podnosi. To nie pokój bez świateł i okien tylko winda. Postanowiłam na ślepo poszukać źródła światła. Zaczęłam iść powoli z rękami wyciągniętymi do przodu. Niestety daleko nie zaszłam przez drewniane pudła, o które się potknęłam. Zanim runęłam na podłogę uderzyłam nogą o kant pudła, poczułam krew na wysokości kolana. W kieszeni znalazłam chusteczkę, którą wytarłam ciecz. Postanowiłam nie męczyć nogi. Usiadłam na podłodze i czekałam aż winda przestanie jechać.

Siedziałam na podłodze dobre 3 minuty gdy poczułam jak gwałtownie winda zachamowała. Podniosłam się z podłogi i spojrzałam w górę. Do windy powoli wpadało światło. Gdy klapa została do końca otwarta moim oczom ukazała się duża  grupa chłopaków stojących metr od windy.

-Pozwól, że ci pomogę- odezwał się do mnie jeden z nich po czym wskoczył do pudła.

- Nie bądź taki delikatny- krzyknął jeden z grupy.

-Zawrzyj twarzostan-odkrzyknął ten obok mnie po czym zapanowała cisza.- Jestem Newt, za jakis czas przypominsz sobie imię, ale do tego czasu będziemy cię nazywać Njubi lub świeżą. Nie zwracaj uwagi na głupie docinki tych dekli, wiesz jesteś pierwszą dziewczyną w strefie.

Zatkało mnie. W głowie roiło mi się pełno pytań. Między innymi: Gdzie jestem? Kim oni są? Jak mi na imię? I wiele innych. Wracając. Newt był odemnie wyższy o głowę, wyglądał na siedemnaście może osiemnaście lat. Miał jasne blond włosy I czekoladowe oczy. Nie wiedziałam czy mogę mu zaufać.
Powoli wyciągnęłam dłoń odpowiadając, że jego również miło poznać.
Po chwili z pomocą kilku innych chłopaków Newt wyciągnął mnie z pudła.

Rozejrzałam się do okoła. Strefa to wielka łąka otoczona kamiennymi murami. Z czterech stron w murach były jakby wejścia prowadzące do ciemnej części tego co się za nimi znajdowało. W rogu łąki stał rozpadający się budynek i kilka mniejszych. Obok był las, a przy nim coś na wzór farmy czyli stodoła i mini pole. Nad strefą zapadał zmierzch.

Nie zastanawiając się długo rzuciłam się do biegu w stronę bramy. Minęłam kilku innych chłopaków wybiegających zza muru. Zignorowałam wołania wszystkich innych. Wbiegłam w bramę i stanęłam na chwile przeglądając się miejscu, do którego poniosły mnie nogi. Wyglądało to jak labirynt. Usłyszałam ryk i zgrzyt metalu. Chciałam pobiec w korytarz po lewej stronie, ale ktoś mi przeszkodził. Poczułam czyjeś ręce na mojej talii po czym ta osoba podniosła mnie do góry i wyciągnęła z labiryntu. W ostatniej chwili brama zaczęła się zamykać. Odepchnęłam od siebie chłopaka po czym przeklnęłam pod nosem.

-Liczyłem na jakieś dziękuję za uratowanie ci życia, ale ,,Kurwa czemu"  też może być- odwróciłam się i zobaczyłam, że te słowa wypowiedział wysoki azjata o brązowych włosach i oczach. Jego ubranie było całe przepocone. Uśmiechał się do mnie czego nie odwzajemniłam.

- No no Newt laska ci uciekła. Myłeś dzisiaj zęby- rzucił azjata do blondyna

-Głupi jesteś Minho, rozejść się!- krzyknął chłopak po czym każdy wrócił do swoich zajęć.

-Musisz wiedzieć, że to co zrobiłaś jest tutaj surowo zabronione. Jedną z zasad w strefie jest zakaz wchodzenia do labiryntu wszystkim poza zwiadowcom. Jutro wyjaśnimy ci wszystkie zasady narazie pójdziemy do....-chłopak przerwał gdy spojrzał na moje kolano- Jednak nie, pójdziemy do plastra. Nie boli cię to?

-Trochę tak. Kto to plaster?- nie wiedziałam czy się bać czy iść z nim spokojnie. Jednak postawiłam na tą drugą opcję.

Chłopak pomógł mi wstać z ziemi i zaczęliśmy iść w stronę dużego budynku. Gdy dotarliśmy do celu weszliśmy do środka gdzie spotkaliśmy chłopaka niosącego bandaże.

-Plaster zajmiesz się nią?- spytał Newt

-Niestety nie mogę, Ben został dziabnięty. Weź coś do dezynfekcji i bandaż albo plastry- powiedział podając blondynowi apteczkę i biegnąc dalej. Moja głowa pękała od pytań. Co go dziabnęło? Kim był Ben?

Newt zaprowadził mnie na fotel i kucnął przy mnie. Powoli odkaził ranę i zaczął owijać bandażem. Patrzyłam na niego w ciszy. Był bardzo skupiony jakby bał się, że zrobi mi krzywdę.
Gdy skończył podniósł mnie z fotela i odłożył apteczkę na półkę, dopiero teraz zauważyłam, że blondyn kuleje. Nie chciałam pytać co się stało.

- Idziemy do patelniaka, zjemy kolację i pokażę ci gdzie będziesz spać.

Jak powiedział tak zrobił. Poszliśmy do budynku przypominającego budę z  okienkiem do wydawania dań. Obok stały stoły piknikowe. Na kolację były zwykłe kanapki. Jedliśmy w ciszy do czasu aż dosiadł się do nas na oko trzynastoletni pulchny chłopczyk. Na jego głowie roiło się od brązowych loczków ciemnych jak jego oczy.

-Jestem Chuck. Nie pamiętam żadnych dziewczyn z poprzedniego życia, ale myślę, że rozmowa z Tobą nie będzie niczym trudnym- powiedział radośnie na co się zaśmiałam. Newt postanowił nie pozwolić na naszą rozmowę, bo kazał chłopcu iść spać.

Zostaliśmy we dwoje. W strefie było już ciemno. Szybko dokończyłam kolację i razem z Newt'em poszliśmy do jednego z mniejszych budynków. Jak się okazało były tam pokoje.

-Ten jest twój. Jest to jeden z nielicznych pokoji z łazienką. Ja mam pokój numer 5 w drugim budynku. Możesz przychodzić o każdej porze dnia i nocy gdy będziesz czegoś potrzebować. Jutro ja lub Alby oprowadzi cię po strefie, a po jutrze będziesz próbowała swoich sił w różnych miejscach. Wyśpij się porządnie. Dobranoc- powiedział i zamknął drzwi. Nie zdążyłam nawet odpowiedzieć.

Pokój był nie duży. Było w nim łóżko, szafa i małe biurko. Było też małe okno przez, które idelanie było widać niebo.
Ogranęłam się i poszłam spać.

÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷÷
Hej!
Powinnam chyba coś do was napisać jak inni ludzie w książkach. Powiem tylko, że mam nadzieje, że wam się spodoba. I czekam aż ktoś to w końcu przeczyta. Narazie piszę to o 23:20 udając przed rodzicami, że śpię.

O Purwa ktoś to czyta!

ZamkniętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz