Rozdział 14

127 6 1
                                    

Cisza. Między nami zapanowała cisza, która była bardzo głośna. Nikt się nie odzywał. Nawet ja i Minho nie opowiadaliśmy głupich żartów. Mike nie opowiadał nic Thomasowi, który unikał kontaktu wzrokowego z Teresą. Coś mi tu nie pasowało. Wcześniej Thomas wykorzystywał każdą sytuację, żeby mieć Teresę blisko, a teraz jej unikał. Najdziwniejsze jest to, że jego dziwne zachowanie zaczęło się jeszcze przed....śmiercią Winstona, więc coś musiało się stać. Nie powinnam się tak nad tym zastanawiać. To nie była moja sprawa. Miałam swój problem, który dręczył mnie od paru dni.

Chodzi o te sny. Dręczyły mnie całymi dniami i nocami. Szczególnie ten, w którym Ben zostaje zaatakowany w labiryncie. Wydawało mi się, że było to przed moim przyjazdem. Chciałam zapytać o to Newta, ale obok mnie zawsze był Minho. Wiedziałam o więzi łączącej azjatę i Bena i nie chciałam go urazić. Czekałam na moment, w którym zostanę sama z Newtem. Trochę to trwało. W końcu Minho podszedł do Thomasa zadając jakieś pytania. To była moja szansa.

-Newt...-zaczęłam- Wiem, że to glupi moment...ale dręczy mnie taki jeden sen i chcę ci zadać pytanie.- w myślach  uderzyłam się dłonią w czoło. Czemu zaczęłam rozmowę w ten sposób?

-Pytaj śmiało.- chłopak spojrzał na mnie nie ukrywając zainteresowania.

- Jak przyjechałam do strefy... było straszne zamieszanie. Chciałeś, żeby ktoś zajął się moim kolanem, ale oni byli zajęci Benem, którego dziabnęło. Przecież potem po przyjeździe Thomasa, Ben też ucierpiał.- moje pytanie bardzo go zaskoczyło. Chyba nawet bardziej niż myślałam.

-Przed twoim przyjazdem rzeczywiście Ben został zaatakowany.- Newt westchnął cicho- Na szczęście chłopcy powstrzymali rozwój choroby. Co dziwne, nie chcieli powiedzieć, jak to zrobili. Pewnie wiedzieli, że nam się to nie spodoba. Potem po przyjeździe Thomasa... Ben znów ucierpiał. Przeżył dokładnie to samo. Dalej nie wiem, jak to wszystko się stało.

- Śniło mi się to.- mruknęłam- Ben skulony pomiędzy murami i atakujący go bóldożerca. Później przebiega Minho i wspólnie wracają do strefy. Ben zaczyna mówić o DRESZCZu, ale nikt go nie słucha. Minho nie może się uspokoić i na następny dzień idzie do labirytnu, żeby mieć jakieś zajęcie. Wtedy w strefie pojawiam się ja, a Minho ratuje mnie od pewnej śmierci.

-Dziwne....dokładnie tak.....- zaczął, ale ktoś mu przerwał.

- Tak było.- powiedział Minho patrząc mi prosto w oczy.- Ben siedział skulony w rogu korytarza i płakał.

-Minho....przepraszam. Nie chciałam...- zaczęłam, ale mi też przerwał.

-Ben był moim przyjacielem, ale nie trzeba przy mnie udawać, że nic się nie stało.

Zadawałam chłopcom pytania o Bena i o bóldożerców. Oni cierpliwie słuchali i odpowiadali na większość z nich. Starłam się ograniczać przez obecność Minho, ale on widocznie chciał o tym rozmawiać.

Wieczorem zatrzymaliśmy się przy dużym wraku i rozpaliliśmy ognisko. Usiedliśmy w kole. Zajęłam się oglądaniem ognia. Prawie w ogóle nie mrugałam, jakby ogień zatrzymał moje powieki. Słyszałam tylko pojendycze słowa pozostałych.

-Nigdy nie sądziłem, że to powiem.- zaczął Patelniak- Ale tęsknię za strefą.

-Tam było łatwiej i byli tam prawie wszyscy.- spojrzałam na niebo.

-Oni też za nami tęsknią.- odpowiedział Newt.

- Co z tego? To nic nie da. Będziecie tylko tęsknić i ich nie odzyskacie.- powiedział Mike i delikatnie wzruszył ramionami.

-Zawrzyj twarzostan!- warknął Minho. Mike spojrzał na niego zdziwiony, a potem popatrzył na mnie jakby szukając odpowiedzi na jakieś pytanie.

ZamkniętaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz