Rozdział VIII

215 15 9
                                    


Po ponad dziesięciu godzinach lotu i właściwie to wolał nie wiedzieć ilu jazdy samochodem, dotarli w końcu pod bramę rezerwatu. W trakcie podróży jakimś cudem udało im się zdobyć kule ortopedyczne  i środki przeciwbólowe dla Davida, bo nie byli pewni, w jakim stopniu magiczne eliksiry mogą sobie poradzić z takim bólem.

Teraz, stojąc przed mosiężnym ogrodzeniem, wysokim na co najmniej dwa metry i wyjmując z auta trzy torby i walizkę, odczuwali niespodziewaną ulgę. To nie było tak, że uznali najbliższy czas za swojego rodzaju urlop, po prostu w porównaniu z ostatnimi wydarzeniami, było to, dosłownie i w przenośni, odetchnięcie świeżym powietrzem.

Cristina powiedziała tylko, że znajdują się na północy Słowacji, tłumacząc, że sama nigdy nie poznała dokładnego położenia rezerwatu. Teren był lekko górzysty i zalesiony, a oszałamiający krajobraz znajdował swoje miejsce w umysłach obserwatorów, nie pozwalając, aby kiedykolwiek został zapomniany.

Seth'owi i Davidowi trochę zrzedły wcześniej wyrażające zachwyt miny, gdy okazało się, że dalszą drogę muszą pokonać pieszo.

- Rezerwat nie jest utrzymywany dzięki żadnym paktom, ani niczym w tym rodzaju. - wyjaśniła białowłosa. - Po wejściu, chronić nas będzie tylko nasz własny rozsądek. Tak na dobrą sprawę, w dzień wszystko jest spokojnie, ale w nocy z domu się nie wychodzi. I nie otwiera okien. - mruknęła, przypominając sobie historię Setha, o tym jak kiedyś otworzył okno w noc kupały w Baśnioborze.

Zaklinacz cieni uśmiechnął się lekko, zmieszany.

- Wszystkie istoty, a tak właściwie demony, żyją tu z własnej woli. - kontynuowała. - Kiedyś były rozsiane po całej wschodniej europie, lecz zostały w większości wytępione. Oczywiście, nieliczne nadal ukrywają się w jakichś lasach, lecz raczej niewiele już ich zostało. - skrzywiła się. - Wracając, większość demonów to dusze zmarłych ludzi, dlatego należy im się szacunek i nie powinniśmy zbytnio naruszać ich cierpliwości, dodatkowo sprowadzając do środka coś takiego, jak samochód.

- Czyli jeśli dobrze rozumiem... - zaczął David, krążąc dookoła i próbując zsynchronizować ruchy nóg z ruchami kul. - Pierwsze lepsze stworzenie może nas bezkarnie rozszarpać?

Cristina roześmiała się. Początkowe obawy znikły, na widok znajomych lasów poczuła się znowu bezpiecznie, a myśl o spotkaniu ze starą, wredną mentorką, tylko potęgowała to uczucie. W takim stanie mogła stawiać czoła nawet najgorszemu.

- W dzień raczej nic ci nie będzie. Oczywiście, o ile nie będziesz tak głupi i nie dasz się przy pierwszej lepszej okazji utopić topielicy. - powiedziała, jakby to była najbardziej oczywista rzecz na świecie i zarzuciła torbę na ramie.

- Topielicy? - Seth uniósł brwi do góry.

Czarownica nie odpowiadała przez chwilę, zastanawiając się, jak najlepiej to wytłumaczyć.

- Połączenie najady i syreny. - stwierdziła w końcu. - Duch dziewczyny, którą ktoś utopił, lub sama to zrobiła, najczęściej z tęsknoty lub smutku. Coś takiego.

Czarnowłosy wzdrygnął się.

- Brzmi okropnie.

- Tutaj wszystko brzmi okropnie, jeśli się tak zastanowić. - mruknęła cicho. - Pełno dusz, które nie miały szansy za życia, szukających zemsty.

Przez chwilę nikt nic nie mówił, zastanawiając się nad tymi słowami, aż w końcu dziewczyna znów się odezwała.

- To co, idziemy? - spojrzała na długowłosego. - Na pewno dasz radę? Ja nie żartowałam, gdy mówiłam, że to dobre dwadzieścia kilometrów, jak nie więcej.

Baśniobór: Kamień nieszczęściaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz