Odpalajcie muzykę i lecimy ^ ( Niestety nie znalazłam dłużej wersji, więc są tylko 4 minuty )
***
-Czyli wychodzi na to, że ominie nas trening z Michaelem. - podsumował krótko David, wzdychając.
Michael był najlepszym szermierzem wśród żołnierzy świtu. Czasami prowadził dodatkowe zajęcia dla rekrutów, przed ocenami sezonowymi wystawianymi co kwartał nowicjuszom w organizacji. Oceny były wystawiane na podstawie wyników z egzaminów, zarówno z umiejętności, sprawności fizycznej jak i podstawowej wiedzy, na przykład z zakresu eliksirów czy trucizn. Dotychczas cała trójka, obdarzona naturalnymi talentami, ale również chętna do nauki miała najlepsze wyniki ze wszystkich aktualnych rekrutów, których na drugim roku szkolenia było ponad dwieście. Był to rocznik, który rozpoczął naukę tuż po pokonaniu demonów z Zzyzxu, więc miał on uzupełnić luki w organizacji, powstałe przez śmierć dużej części członków Rycerzy Świtu.
Zakończenie szkolenia oznaczało jednak koniec nauki, co pomimo dużych umiejętności, stawiało nastolatków w trudnej sytuacji. Pierwsza misja o, jak się przynajmniej wydawało, tak ważnej randze powodowała duży stres, tym bardziej, że nikt oprócz Setha nie miał dotychczas doświadczenia w prawdziwej walce. Dezorientujący był również brak informacji na czym owa misja miała konkretnie miała polegać. Wrażenie potęgował również ostatnio mocno wyczuwalny stres w całej organizacji, napięcie i ledwo widoczne, ale jednak - przyśpieszenie szkolenia. Seth zauważył to już jakiś czas temu obserwując treningi uczniów z pierwszego roku. Frank, ich nauczyciel szermierki jak mogło się zdawać, bez wyraźnego powodu, porzucił nauczanie prawidłowych technik. Obserwując sparingi najmłodszych adeptów można było odnieść wrażenie, że zamiast klasycznego rozkazu "pokonaj" narzucono im "zabij i przeżyj".
- Na szczęście egzaminy też... - mruknął w odpowiedzi Seth. - Chociaż tak naprawdę, skoro skończyliśmy szkolenie to żadne treningi nam już nie przysługują.
David spojrzał na przyjaciela.
- To w sumie dobrze, zawsze szkoda mi było Michaela, gdy jako twój nauczyciel, z całej siły starał się z tobą nie przegrać. - uśmiechnął się i pokręcił głową na wspomnienie.
Seth już od dawna był zaliczany do najlepszych wojowników wśród szeregów Rycerzy Świtu, dopóki jednak nie ukończył szkolenia nie przysługiwało mu żadne stanowisko. Szczerze nie spodziewał się, że stanie się to tak szybko.
Chociaż słońce jeszcze nie wzeszło, stali w korytarzu bazy ze spakowanymi torbami, gotowi na wyjazd. Jedna z lamp powieszonych na suficie migała irytująco, wydając skrzekliwe dźwięki. Po za nią, jedynymi odgłosami, które przerywały milczenie, były rzucane przez zaspanych chłopaków raz na jakiś czas zdania oraz ich nerwowe stukanie butami o podłogę. Obaj wyglądali na lekko zdenerwowanych. Za kilka minut mieli stawić się na parkingu, chociaż nie otrzymali dotychczas po za tym jakichkolwiek innych informacji.
Seth zamyślony wpatrywał się w czubki własnych butów. Baśniobór... Nie miał kontaktu z rodziną od czasu rozpoczęcia szkolenia. Nowy przywódca Rycerzy Świtu, którego tożsamość tak samo, jak dawniej Sfinksa była ukrywana, zabronił rekrutom jakiegokolwiek kontaktu z bliskimi pod pretekstem nierozpraszania ich w trakcie nauki. Zaklinaczowi cieni ta zasada od razu wydała się idiotyczna, ale złamanie jej byłoby równoznaczne ze złamaniem przysięgi, którą składał wstępując do organizacji.
Bał się też reakcji Cristiny na pobyt w rezerwacie. Chociaż wolał ją mieć przy sobie, najchętniej w takiej sytuacji najchętniej zostawiłby ją w bazie. Wiedział jednak , że jest ona częścią oddziału i musi z nimi pojechać. W duchu postanowił jednak chronić ją przed pewnymi tematami i miejscami.
CZYTASZ
Baśniobór: Kamień nieszczęścia
FanficFanfiction Baśnioboru autorstwa Brandona Mulla Dwa lata po wojnie z demonami. Kendra została wieczną i razem z Paprotem zamieszkali w Baśnioborze, a Seth odbywał szkolenie na Rycerza Świtu w głównej siedzibie w Chicago. Nikt nie spodziewał się jedna...