Linda

10 0 0
                                        


Drzewa wokół wirowały z rytm tętentu szaleńczego biegu. Las zdawał się poruszać razem z każdym krokiem...wiatr oddychał razem ze mną. Jedno serce-jeden umysł.

-Kochanie, ścisz tę głośną muzykę!

Ogromny i niebezpieczny las momentalnie zamienił się w pobliskie świerki za oknem, a błyszczące jasnym blaskiem słońce, lampką nocną nad łóżkiem.

-Co?!

Słuchawki na moich uszach momentalnie zostały ściągnięte.

-Teraz lepiej?-zapytała mnie sarkastycznie mama.

-Emm? No tak-powtórzyłam ironicznie.

Padłam z powrotem na poduszkę. Że toż zawszę rodzice muszą psuć najlepsze chwilę oderwania od rzeczywistości.

-Myślałam że cieszysz się ze przyjechaliśmy...

Zerknęłam na rodziców z pod kołdry. Twarz mamy była zasmucona. Jeszcze niedawno piękna pani z nienagannym makijażem i modnymi ciuchami a dziś zaniedbana kobieta, z pojawiającymi się gdzie nie gdzie zmarszczkami wokół oczu.

-Mamo?

-Słucham?

-Kiedy wyzdrowieje?

W jej oczach pojawiły się charakterystyczne lampioniki, które szybko otarła rękawem bordowego swetra.

-Pewnie już wkrótce skarbie.

-Taak, mówicie mi to już od 10 lat, jak nie więcej!

Mama momentalnie zaprzeczyła.

-To już na pewno nie długo...Lekarze mówią że jest coraz lepiej!

-No tak...

Odwróciłam głowę w stronę okna. To była jedyna możliwość, dzięki której mogłam obserwować świat. Chociaż ten mnie praktycznie nie interesował. Z okna było widać tylko samochody na parkingu kawałek budynku szpitalnego i te puste szumiące świerki.

-Lind, zbliżają się twoje 15 urodziny. Jaki prezent chciałabyś dostać?-z zamyśleń wyrwał mnie tata.

Wyciągnęłam rękę po kubek gorącej herbaty stojącej na szafce.

-Nie chcę prezentów...

-Ale Lindo! Nie zachowuj się jak rozpieszczony dzieciak.

-Nie chce. Do szczęścia nie potrzebne mi opakowane prezenciki!

Mama podniosła się energicznie.

-A zatem jak sobie życzysz...Alex?-zwróciła się do męża.

Tata podniósł się na nogi.

-Tak?

-Wychodzimy. Nasza córka znów ma zły humor...

-Wy nic nie rozumiecie!

-Masz rację...nic nie rozumiemy!

-Chce być sama.

-Ach tak...

-Proszę

-Chyba już nie będzie, tak jak dawnej-odparła mi prawie szeptem i zaczęła się zbierać.

-Nie gniewajcie się!

-Tylko odgrzej sobie kolację przed spaniem, dobrze?

-Jasne.

Drzwi zamknęły się z hukiem. Nastała cisza. Mimo że pokój pachniał jeszcze perfumami mamy, czułam się jakby nikt nie odwiedzał mnie od wieków. Jakbym była sama i nie wychodziła już od wielu lat ze szpitalnego łóżka.

-Chce być wolna...-szepnęłam i przymknęłam oczy.

Nie mówiłam tego rodzicom, ale cierpiałam tak samo. Choroba za chorobą ciągnęła się bezlitośnie od moich narodzin aż do teraz. Kiedy lekarzom udało się wyleczyć jedną, pojawiała się druga...jeszcze gorsza i mocniejsza choroba od poprzedniej. Nie byłam jedyna, to wiedziałam na pewno. Tysiące dzieci było w takiej sytuacji w każdych zakątkach świata. Ale one...albo zostały wyleczone, albo odeszły.

Czasem myślałam nad tym, dlaczego nie mogę być taka jak każdy.

Zostać wyleczona? Albo skończyć walkę.

Sytuacja z rodzicami również była nieciekawa. Z roku na rok mój kontakt z mamą i tatą był coraz słabszy. Oni zachowywali się inaczej...drażniły mnie ciągłe kłamstwa i odwiedziny tylko, aby spytać jak się czuję, chodź przecież od dawna wiedzieli jak jest.

-Lindko, dostawa leków do ciebie!-z nostalgii wyrwał mnie głos pielęgniarki.

Zmusiłam się do otwarcia oczu.

-Dziękuję

Przełożona starsza i zawszę, ale to zawsze, uśmiechnięta pielęgniarka podeszła w stronę mojego łóżka.

-Jak się dziś czujemy?-zapytała z szerokim uśmiechem.

Poczułam jak krew gotuję jej się w żyłach. Setny raz odpowiadając na to samo pytanie można dostać kręćka.

-Dobrze. Ale zadawała mi to pytanie pani już tysiąc razy...

Pielęgniarka zignorowała widać moje słowa.

-To świetnie. Zobaczymy się wieczorem!

Kobieta poprawiła mi zmęczonymi dłońmi kroplówkę i wyszła. Znów skierowałam wzrok na okno. Gdy byłam mniejsza i zdecydowanie dużo bardziej pełna energii, wyobrażałam sobie jak wygląda życie typowego dzieciaka w moim wieku. Całe dnie wakacyjne na świeżym powietrzu, wyjazdy nad wodę i w góry, oraz zwyczajne chodzenie do szkoły. No i życie w domu...takim prawdziwym domu. Już zapomniałam jak wygląda mój dom. Pamiętałam tylko kolor ścian w jej pokoju i plakaty, wszędzie plakaty z różnorodnymi czworonogami. Wielki plakat nad łóżkiem z rasami psów, zdjęcie pięknego złotego Golden Retrievera na szafce. I cała jedna duża ściana obklejona jeszcze za czasów szkraba, naklejkami Yorków, maltańczyków i Wilczurów.

Od dzieciństwa chciałam mieć psa. Wiedziała o nich dosłownie wszystko. Ale nie mogłam mieć psa...nigdy, już na pewno. W szpitalach nie można trzymać żadnych zwierząt.

Każdy kolejny dzień, przynosił mi coraz mniejszą wiarę na dobre jutro. Moją jedyną ucieczką był sen. Zamykający mnie w małym świecie, zupełnie samą. Nie było tam bólu...i były psy.







To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 07, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Strażnicy GwiazdOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz