𝐃𝐑𝐄𝐀𝐌𝐒 𝐂𝐎𝐌𝐄 𝐓𝐑𝐔𝐄
﹙ 𝒓𝒐𝒛𝒅𝒛𝒊𝒂𝒍 𝒑𝒊𝒆𝒓𝒘𝒔𝒛𝒚 ﹚
࿐ ‧₊˚✧ ࿔*
▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂Dzisiaj o dwunastej odlatywał samolot do Londynu, na który Zuza miała kupiony bilet. Wstała więc specjalnie o szóstej, obiecując sobie, że tym razem się nie spóźni. W końcu kolejnej szansy nie będzie miała, a wizja oglądania odlatującego jej przed nosem aeroplanu dawała jej porządnego kopniaka w dupę. Co prawda spakowała się już wczorajszego wieczoru, ale wciąż musiała sprawdzić, czy aby na pewno wszystko zabrała ze sobą. Kiedy upewniła się, że tak, mogła na spokojnie umalować się i przebrać. Gdy wyszła ze swojego pokoju i zeszła na dół do kuchni na śniadanie, zastała swoją młodszą siostrę, która siedziała przy stole i zajadała się płatkami z mlekiem.
— Smacznego — rzuciła na przywitanie, po czym podeszła do lodówki, z której wyjęła mleko. — Jesteś już gotowa?
— Oczywiście — odparła Pola, patrząc na siostrę kątem oka. — Jeśli przez ciebie nie zdążymy na samolot, to chyba cię zabiję.
— To będziesz musiała ustawić się w kolejce, bo Marcelina zadzwoniła do mnie o szóstej nad ranem, chcąc mnie obudzić i przy okazji grożąc mi tak samo, jak ty.
Młodsza Różańska zaśmiała się, po czym wróciła do jedzenia. Zuzia w tym czasie wsypała płatki do miski, które zalała mlekiem. Bo, oczywiście — najpierw płatki, a potem mleko. Usiadła obok siostry, zabierając się za konsumowanie. Prawda jednak była taka, że częściej rozmawiała z Polą, niż jadła śniadanie, przez co mleko bardzo szybko jej wystygło, a jej nie chciało się drugi raz go podgrzewać, a więc musiała jeść zimne. Te poranne pogaduszki przerwał dopiero tata dziewczyn, który wszedł do kuchni i oznajmił, że czas już wyjeżdżać. Po drodze musieli bowiem zabrać jeszcze przyjaciółkę Zuzy, a na samo lotnisko mieli jakieś dwie i pół godziny jazdy samochodem.
Gdy znaleźli się pod domem Marceliny, okazało się, że w bagażniku nie ma miejsca na kolejną walizkę. I nie była to wcale wina mało pakownego samochodu, ale Zuzi, która nie dała rady spakować się w jedną torbę, i potrzebowała ich aż trzech. Tak więc całą drogę do Warszawy musiały gnieść się na tylnych siedzeniach, trzymając na kolanach bagaże. Najgorzej miała Pola, która oprócz tego, że siedziała na środku, to jeszcze była najniższa, i przez najbliższe dwie i pół godziny miała przed oczami jedynie czerwoną walizkę.
Tak więc kiedy w końcu znaleźli się na lotnisku, dosłownie każdy odetchnął z ulgą, a już najbardziej ucieszyła się Apolonia, która nie omieszkała opieprzyć porządnie swojej siostry za to, że nie potrafi spakować się do jednej walizki. Do dwunastej mieli jeszcze godzinę, więc postanowili zostawić bagaże w samochodzie i pójść do maka coś zjeść.
Nie był to pierwszy raz, kiedy dziewczyny były na Lotnisku Chopina, ponieważ zdarzyło im się odbierać kogoś bliskiego. Był to jednak zdecydowanie pierwszy raz, kiedy miały lecieć samolotem, przez co czuły podekscytowanie, ale także niepokój. A już zwłaszcza Zuza, która miała klaustrofobię i nie wyobrażała sobie przebywać w zamkniętej puszce, bez możliwości wyjścia. O tej podróży marzyła jednak już tak długi czas, że nie wyobrażała sobie, iż strach może ją powstrzymać. Obiecała sobie, że kiedy znajdzie się już na pokładzie, to skupi swoje myśli na czymś zupełnie innym, byleby tylko nie dostać ataku paniki. Poza tym była pewna, iż Pola i Marcelina będą ją wspierały i pomogą w razie czego. Miała do nich pełne zaufanie i chociaż z Marcysią nie łączyły ją więzy krwi, to była dla niej jak druga siostra.
W końcu jednak nadszedł czas, kiedy trzeba było się pożegnać z najbliższymi. Zuza przytuliła się do taty, który czule pogłaskał ją po głowie zupełnie tak, jak robił to, kiedy dziewczyna była mała. Pola w tym czasie przykleiła się do mamy, nawet nie próbując powstrzymać łez. Młodsza Różańska wiedziała, że będzie strasznie tęsknić za rodzicami przez ten czas, ale nie miała przecież dziewięciu lat i nie był to pierwszy raz, kiedy opuszczała dom. Nigdy wcześniej jednak nie wyjeżdżała na tak długo i tak daleko. Później siostry się zamieniły, a Marcelina w tym czasie stała z boku, przyglądając się przyjaciółkom i ich rodzicom ze smutnym wyrazem twarzy. Nikt nie przyjechał, aby ją pożegnać. I tak właściwie to nawet zazdrościła Różańskim, że mają kochających rodziców, którzy skoczyliby za swoimi córkami w ogień. Jej ojciec cały czas spędzał w pracy, kompletnie zapominając o tym, że ma rodzinę. Przypominał sobie dopiero wtedy, kiedy potrzebował się na kimś wyżyć i na kogoś nawrzeszczeć, a bezbronne dzieci były do tego idealne. Matka wcale nie była lepsza. Nie pracowała i zajmowała się domem, ale cały czas powtarzała, że dzieci zrujnowały jej życie i przez nie nie mogła rozwijać swojej kariery. Przy okazji chciała uczynić ze swoich potomków chodzące perfekcje, a Marcelina, która miała nadwagę, była jej największym powodem do wstydu, czego nawet nie starała się ukryć. Tak więc Marcysia mogła liczyć wyłącznie na swoje przyjaciółki i oprócz nich nie miała tak naprawdę nikogo innego, na kim mogłaby polegać. To one były jej rodziną.
Po pożegnaniach, weszły na pokład samolotu i zajęły wyznaczone miejsce na początku. Zuza usiadła przy samym oknie, Pola w środku, z kolei Marcelina od brzegu. Nie trzeba było długo czekać, aż podszedł do nich członek załogi, przekazując podstawowe informacje. Na sam koniec poprosił dziewczyny o zapięcie pasów i odsłonięcie okna. Właśnie wtedy Zuza poczuła, jak jej serce zaczyna szybciej bić, oddech staje się płytszy, a jej dłonie zaczynają się pocić. Wzięła głębszy wdech, po czym odkręciła i skierowała na siebie nawiew powietrza. Odnalazła dłoń swojej siostry, którą po chwili splotła ze swoją. Starała się skupić swoje myśli na czymkolwiek, kiedy podeszła do nich stewardessa, proponując coś do jedzenia, bądź picia. Dziewczyna w duszy podziękowała Bogu, że przyszła właśnie w tej chwili i poprosiła o lampkę wina, w tej chwili nie przejmując się, że zapłaci za nią kilkukrotnie więcej, niż zapłaciłaby normalnie.
Kiedy dostała lampkę wina i upiła pierwszy łyk alkoholu, ośmieliła się spojrzeć przez okno. Widok śnieżnobiałych chmur, które przypominały watę cukrową, błękitnego nieba i skrzydła samolotu sprawił, że całkowicie zapomniała o swoim strachu. Właściwie to zapomniała o całym Bożym świecie i skupiła się tylko na rozpościerającym się za szybą obrazie, który zapierał jej dech w piersiach. Wiedziała, że dosłownie za kilka godzin wyląduje w Londynie i wiedziała, że będzie to początek niezapomnianej przygody.
╭────────────
╰─➛ ( 📝 )˚ ✎﹏| AUTHOR'S NOTE ! .°• ੈ♡₊˚•.
tak więc pierwszy rozdział mamy za sobą!
wiem, że był w cholerę nudny, ale obiecuję, że od przyszłego zacznie się coś dziać, bo...
w przyszłym pojawia się Tom. także do następnego!
CZYTASZ
𝐃𝐑𝐄𝐀𝐌𝐒 𝐂𝐎𝐌𝐄 𝐓𝐑𝐔𝐄. ━━━ ❪ tom hiddleston ❫
Fanfictionㅤㅤㅤᵔᴥᵔ༊ ୧ ィ▱⟆𝐃𝐑𝐄𝐀𝐌𝐒 𝐂𝐎𝐌𝐄 𝐓𝐑𝐔𝐄⩩ 𖦹 𖨂 ㅤㅤㅤ❪ ໒ Ꮺ TOM HIDDLESTON ຯ ❫ ୭ ᠀꒷꒦ಌ ㅤ ㅤㅤㅤㅤ ㅤㅤㅤ 𝔬𝔬𝔬. ▎ ▃▃▃▃▃▃▃▃▃▃▃▃▃▃▃▃▃ 𝗭𝘂𝘇𝗮𝗻𝗻𝗮 na swoje urodziny wybiera się w wymarzoną podróż do Anglii ...