Prolog

159 19 75
                                    


— Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Mam złe przeczucia. — Rudowłosa dziewczyna ubrana w długą suknię koloru nieba zatrzymała się przed otwartymi wrotami zamku.

Dwie ciemnoszare wieże fortecy praktycznie niczym nie odróżniały się od ciemnego, burzowego nieboskłonu. Gdzieniegdzie błyskało, tego wieczoru zanosiło się na burzę.

— Która intuicja ci to mówi? Kobieca czy ta druga? Poza tym złożyliśmy przysięgę, pamiętasz? — Mężczyzna stanął obok swojej towarzyszki i podwinął rękaw koszuli, odsłaniając umięśnioną rękę. Na jego nadgarstku widniała blizna o bliżej nieokreślonym kształcie. — Dobrze wiesz, że złamanie jej skutkuje śmiercią osób, które ją złożyły. Zresztą nie będę powtarzać Ci tego kolejny raz. W końcu zacznę cię denerwować i jeszcze będę musiał wąchać kwiatki od spodu.

— A żebyś się zaraz nie przekonał — mruknęła, przesuwając dłonią po sukni w miejscu, pod którym znajdował się jej miecz. — Po prostu nie podoba mi się to zamczysko. Skądś ty je wytrzasnął? Nigdy nie słyszałam o tym miejscu.

— Nayenne, nie teraz. Powiem ci, gdy będzie na to pora.

Dziewczyna westchnęła.

— To samo mówiłeś pół roku temu. Kiedy wreszcie nadejdzie ten moment?

Mężczyzna odbiegł wzrokiem gdzieś daleko.

— Altáriël, do cholery, patrz na mnie, jak do ciebie mówię!

Wrócił spojrzeniem do towarzyszki, ale w jego błękitnych oczach błyszczał ból, strach i żal.

— Nie teraz, błagam — wyszeptał prawie niesłyszalnie. Jego głos pełen był cierpienia, Nayenne dosłownie czuła, jak bolą go jej prośby i nalegania, a raczej coś całkiem innego. Coś, o czym jeszcze nie wiedziała, a co miało się wydarzyć już niedługo...

Z trudem przełknęła ślinę, zbłądziła ręką gdzieś w dół, a gdy znalazła dłoń mężczyzny, ścisnęła ją, próbując dodać mu otuchy.

Altáriël wyrwał dłoń z jej uścisku i złapał rudowłosą w ramiona. Przytulił ją do piersi, zanurzył twarz w jej włosy i oddychał głęboko wonią goździków. Mocno zacisnął powieki, próbując nie myśleć o tym, co będzie musiał zrobić niedługo. Na samą myśl o tym serce mu krwawiło i bolało tak, jakby ktoś kroił je tępym nożem.

Czas mijał, a oni stali tak razem, przytuleni, otoczeni zimnym wiatrem, wirującymi liśćmi i spacerującymi po ogrodach ludźmi.

Dopiero gdy z ciemnych chmur zaczął kapać deszcz, oddzielili się od siebie. Mężczyzna zdjął swój płaszcz i założył go na plecy dziewczyny. Starał się nie patrzeć na jej twarz, bo każde spojrzenie na cudowne lico młodej kobiety napawało go głębszym bólem. Złapał ją za alabastrową dłoń, nachylił się nad jej uchem i wyszeptał:

— Przepraszam.

I nie zwracając uwagi na zdziwienie dziewczyny, pociągnął ją w kierunku wnętrza zamku. Gdy tylko przekroczyli próg, Nayenne zakręciło się w głowie i padła nieprzytomna w ramiona Altáriëla.

Pogromczyni Demonów. Tom 1 Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz