Zapomnij Clarisso

7 0 0
                                    


Rudzielec dzielący gałąź z sowami, mówiący sam do siebie... Tak widzą mnie ludzie, a właściwie nie ludzie, bo czy można kogoś nazwać człowiekiem, gdy jego ciało jest w całkowitej rozsypce? Jeśli nie wygląda jak człowiek, ani nie zachowuje się jak on, czy nadal pozostaje istotą ludzką?

— Nie — odpowiadam sama sobie, choć pytania nie wypowiedziałam na głos. — Nie, Clarisso, nikt tu nie jest człowiekiem. Tylko ty. Sama w tym ciemnym lesie, nie możesz znaleźć towarzysza.


Huk sowy. Wzdrygam się na ten dźwięk. Sowy odlatują. Zostawiają mnie. Sama. Znowu...
Zarzucam kaptur płaszcza na głowę i udaję, że jestem cieniem. Nie ma mnie. Nie tutaj. Nie znajdziesz mnie.

— Clarisso — odzywa się męski głos. Głos psychopaty. Słyszałam taki na filmach. Wciąż je pamiętam...

— Nie ruszaj się — szepczę. — Udawaj cień. Udawaj...

— Tu jesteś.

— Nie ruszaj się — nakazuję sobie. — Jesteś cieniem. Cieniem, słyszysz mnie?

— Jesteś cieniem Clarisso — odpowiada męski głos. — A cienie się nie boją.

Kłamie, myślę. On zawsze kłamie. Strach... Każdy się boi. Nawet cień. Nawet ja.

— Chciałaś towarzysza — mówi mężczyzna.

— Chris — wypowiadam jego imię. — Jesteś Chris? — pytam samą siebie. — Tak Chris — odpowiadam. — Dobrze pamiętam.

— Więc przestań Clarisso. — Jego głos jest coraz bardziej natarczywy. — Przestań pamiętać.

— Przestań — powtarzam jego słowa. — Przestań pamiętać Clarisso. — Zamykam oczy. Chcę widzieć ciemność. Ciemność, powtarzam w myślach, licząc na to, że w czymś to pomoże. Ale nie pomaga. Widzę zieleń, błękit, twarze, uśmiech. Słyszę głosy, dźwięki, pomrukiwania, przytakiwania. Widzę...

— Moja mama — wyrywa mi się, a Chris warczy.

— Clarisso, poddaj się — mówi, a ja chcę to zrobić. Naprawdę chcę się poddać, ale nie mogę.
Jestem cieniem, myślę.

— Nie widzisz mnie — wyrywa mi się. Czasem mylę myślenie z mówieniem. Mówię rzeczy, które powinny znaleźć się w mojej głowie, a zamiast wypowiedzieć odpowiednie kwestie, milczę, myśląc o słowach, które z jakichś powodów postanowiły zatrzymać się w moich ustach.

Chris nie odpowiada. Nie ma go. Zniknął. Zniknął, jak cień. Jak oni wszyscy... Wybucham śmiechem. Jest to zimny śmiech, martwy śmiech. Śmiech cienia.

Sowy wracają. Czuję ich obecność. Są przy mnie, ale to nie ich potrzebuję, Człowiek – to jego pragnie moja dusza. To jego chcą widzieć moje oczy. Ale nie mogą. Z jakiegoś powodu nie mogą.

— Clarisso — szepcze wiatr. Jest tak samo martwy, jak wszystko wokół. — Clarisso, spójrz na mnie — mówi swym delikatnym głosem, a ja mu ulegam. Patrzę i widzę krew. Krew na skałach, krew na korze drzew. Krew jest wszędzie. Nawet moje sowy są nią pokryte,

Zaciskam dłonie w pięść i zeskakuję z gałęzi.

— Nie będę się bać — mówię sama do siebie i patrzę na moje sowy. Ich wzrok błądzi po wszystkim tylko nie po mojej twarzy. Zdradliwi przyjaciele, myślę. Zdradliwi, fałszywi, jak on.

— Jak Chris? — pytam samą siebie, co jest bez sensu, bo przecież znam odpowiedź.

— Nie. Jak... — Imię wylatuje mi z pamięci. Porywa je wiatr. Rwie je na milion kawałków, jak kartkę papieru. Jak wyjątkowo dużą kartkę papieru.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Aug 07, 2020 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Zapomnij ClarissoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz