1. Niechaj cię nie zwiedzie jej udawana niewinność - ona niejedno już widziała.

211 38 23
                                    

Nie pamiętała kiedy ostatnio tak bardzo buzowała w niej furia w czystej postaci. Ciągłe chodzenie w tej okropnej, blond peruce sprawiało, że wręcz bolał ją skalp, a oczy wysychały od brązowych soczewek. Duży, biały sweter który jak najtaniej kupiła w sklepie z używaną odzieżą drapał jej bladą, delikatną skórę co doprowadzało ją do szału. Lecz nic nie było w stanie pobić tego, jak wściekła była na swojego łącznika.

Utrzymując neutralny wyraz twarzy podeszła do jednej z nielicznych budek z telefonem i wykręciła numer, który został już wyryty w jej pamięci. Wrzuciła kilka centów i z powrotem odłożyła telefon. Oparła się o brudną, starą budkę nie interesując się nawet śladami, które pozostaną na jej tanim, używanym płaszczu.

Telefon zadzwonił, a kobieta jak burza go odebrała, trzymając go zaciśniętą pięścią.

— Jesteś kurwa martwy, słyszysz to? — warknęła. — Martwy, Will! A uwierz mi, te słowa wychodzące z moich ust to obietnica, którą dotrzymam jeżeli cokolwiek pójdzie nie tak.

Mężczyzna po drugiej stronie słuchawki westchnął poirytowany.

— Mówiłem ci, że wszystko odkręcę. Masz profil, alibi i przeszłość? Masz. Zaraz zamkną śledztwo bo nie będą mieli ani świadków, ani podejrzanych i stamtąd wyjedziesz.

Kurczowo zacisnęła szklaną ścianę budki, próbując nie wybuchnąć i nie przyciągać zbyt dużo uwagi.

— Federalni tu są, ty pieprzony idioto! Musiałam siedzieć na posterunku i kłamać patrząc prosto w oczy Agenta FBI, a ty mi mówisz, że wszystko odkręcisz? Nawet jeśli zamkną sprawę to moja kariera popłynie ściekiem na sam dół, sam znasz zasady — kontynuowała swoją litanię.

— Znam zasady, ale to odkręcę — próbował ją uspokoić. — Powiem, że to moja wina, nie twoja. Ja dałem ci złe zlecenie i tyle, przyznaję się do winy. Ty zrobiłaś wszystko perfekcyjnie. Teraz się uspokój i wracaj do domu, zachowuj się naturalnie i czekaj na mój telefon. Do usłyszenia, Giselle.

— Carmen, nie Giselle — poprawiła go i zakończyła rozmowę ostatecznym warknięciem.

Podniosła z ziemi skórzaną, brązową torebkę i zaczęła wracać do „swojego domu". Nie miała pojęcia do kogo on wcześniej należał i wolała nie pytać, lecz historia jego posiadania została w sieci odpowiednio zmieniona. Należał do jej rodziny, która oczywiście nie istniała.

Gdy pierwszy raz usłyszała imię Mary - Anne Luise, wybuchła śmiechem. Nienawidziła go od pierwszej sekundy, tak samo jak profilu tej osoby. Nieśmiała, głupia dziewczyna która rzuciła studia, w dodatku do tego profilu musiała przyjąć niesamowicie niekomfortowe połączenie brytyjskiego akcentu próbującego zostać ukrytym przez tani, amerykański akcent. Następnie zmieniła wygląd, dostając odpowiednią perukę i garderobę oraz wskazówki do makijażu. Wszystko przypasowane było do gustu Harvey'a Shan, aby zdobyć jego zaufanie.

A następnie podać mu narkotyk, który po odpowiednim czasie nie był wykrywalny w systemie, zaprowadzić go do lasu nieopodal jego domu i kompletnie zmasakrować. Zniszczyć jego ciało, twarz, godność. Nie wiedziała kto za to zapłacił ani zlecił, lecz musiał naprawdę nienawidzić tego chłopaka. Nie znała całej jego historii ani tego nie chciała, lecz podejrzewała gwałt bądź przypadkowe zabójstwo osoby bliskiej zleceniodawcy.

Następnie zapakować przyrządy użyte przy zbrodni i oddać osobie, która pracowała dla jej łącznika i mogła odpowiednio się nimi zająć.

Nienawidziła tego typu zadań, gdzie musiała wtopić się w ludzi zamieszkujących dany obszar na dłużej niż kilka godzin, zdobywać jej zaufanie kilka dni. Wolała zrobić to szybko, niedrastycznie, by wszystko wyglądało na wypadek bądź śmierć naturalną. Do tych sadystycznych posunięć było o wiele więcej chętnych, lecz zachęciły ją pieniądze. Dwadzieścia tysięcy Euro nie rosło na drzewach, dlatego nie negocjowała z łącznikiem, ani bogatym zleceniodawcą.

EvidenceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz