Prolog

1.4K 142 68
                                    

Nie powinien wiedzieć, że jej oczy były koloru mlecznej czekolady — prawdziwej, bogatej w smaku i cudownie grzesznej. A jednak wiedział. Jak zresztą mogłoby być inaczej, skoro czuł jej wzrok na sobie za każdym razem, gdy tylko wchodził do cieplarni, gotowy zacząć zajęcia? Potrafiłby go zignorować, gdyby choć trochę przypominał nieobecne spojrzenia pozostałych uczniów, znajdujących się myślami daleko, daleko od lekcji. Za każdym razem próbował zresztą tłumaczyć sobie, że wcale nie patrzyła na niego, ale podobna taktyka okazywała się bezcelowa, kiedy tylko skupiał się na dziewczynie.

Wcale nie zachowywała się jak nastolatka, którą przecież była, mimo osiągnięcia pełnoletniości. Wciąż uczęszczała do niego na zajęcia, jak wszyscy uczniowie Hogwartu, którzy zamierzali zdawać OWUTEMy z zielarstwa. A jednak Neville nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że kompletnie nie zależało jej na ocenach. Radziła sobie dobrze — musiał przyznać to z czystym sumieniem — ale nigdy nie na tyle dobrze, by jej pytania zwróciły czyjąś uwagę.

Zwracały jego uwagę, podobnie jak subtelny, dziewczęcy zapach jej perfum i niewinny uśmiech, tak silnie kontrastujący z blaskiem oczu. Zauważył nawet, że — choć pozornie jej mundurek wyglądał nienagannie — schludnie zawiązany krawat przykrywał dwa niezapięte guziki koszuli. A on za każdym razem podążał wzrokiem niżej, czując się jak stary zboczeniec — nawet mimo stosunkowo niewielkiej różnicy wieku, jaka ich dzieliła. Jego zniesmaczenie jedynie rosło, gdy zmuszał się do spojrzenia z powrotem na jej twarz, na której dostrzegał czystą satysfakcję, idealnie współgrającą z diabelskim błyskiem w oku.

Madeleine Johnson wcale nie była niewinna, wbrew temu, co wszyscy sądzili. Neville nienawidził się za podobne myśli, ale... Ale wydawało mu się, że jej niegrzeczna strona była przeznaczona tylko dla niego, co jedynie komplikowało sytuację.

Nie powinien w ogóle myśleć w tych kategoriach. Powinien zdusić jej zainteresowanie w zalążku — podobnie jak swoje. Tymczasem... Odpowiadał na każde pytanie, czerpiąc perwersyjną przyjemność z zadowolenia dziewczyny, kiedy po raz kolejny znalazł się blisko niej. Wyrzuty sumienia, które nadchodziły po zajęciach, nie sprawiały wcale, że łatwiej było się powstrzymać — powstrzymać.

Co zresztą miał zrobić? Zmusić ją do rozmowy, gdy nie posunęła się tak naprawdę do niczego prawdziwie niewłaściwego? Długie spojrzenia i drobne gesty, których nie dostrzegał nikt, poza nim samym, nie stanowiły dowodu zbrodni. Neville sam zastanawiał się, czy nie ma przypadkiem urojeń, czy nie wyobraża sobie zbyt wiele. Ale wtedy ona przychodziła na zajęcia, ubrana w za ciasną koszulę lub zbyt krótką spódniczkę, i zajmowała miejsce na przedzie szklarni, posyłając mu od czasu do czasu wyzywające spojrzenie.

Wiedział, co kryło się za niewinnym uśmiechem. Wiedział i świadomie ignorował głos sumienia, który usilnie przypominał mu o jednym: była jego uczennicą, a on jej profesorem. Nie mógł dopuścić, by ta kusząca gra stała się kiedykolwiek czymś więcej. Ba, powinien ukrócić ją, zanim zaczął na poważnie rozważać złamanie zasad moralności, które do tej pory wydawały mu się nienaruszalne.

Powinien.

Powinien, prawda?

***

No dobra, króciutka zajawka, którą pozwoliłam sobie nazwać prologiem, chyba dość dobrze obrazuje, z czym będziemy się mierzyć. A raczej z czym będzie mierzył się Neville. 

Od razu zaznaczę, że nie planuję robić z niego ciamajdy. Jasne, nieśmiałość to jedno, ale zakładam, że musiał wydorośleć i rozwinąć się od czasów szkolnych, więc nie spodziewajcie się całkowitej ciepłej kluchy :D

Nie pójdziemy też w drugą stronę - Neville nie stanie się ogierem i na pewno nie tknie uczennicy, chociaż ona bardzo by chciała XD Etap szkolny służy zbudowaniu napięcia i podstawy do właściwego romansu. 

No. To tyle. Idę płonąć w piekle. 

Papatki. 

Moralność Panny Johnson ✔ [Neville Longbottom x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz