Rozdział 25

280 31 33
                                    

Madeleine nie sądziła, że powrót do prawdziwej pracy okaże się aż tak męczący. Zaczynała wspominać ocenianie esejów z dziwną tęsknotą, co stanowiło najlepszy dowód na potwierdzenie nie najlepszego stanu umysłu. Potarła kark, czując, jak spięte i obolałe były jej mięśnie, po czym westchnęła ciężko. Nadrabianie zaległości było kluczowe przed powrotem do akcji w terenie, ale ilość papierów, z którymi musiała się zapoznać, wydawała jej się wprost nieprawdopodobna. Podejrzewała, że Potter celowo trzymał ją z daleka od niebezpieczeństwa, chociaż powód takiego działania pozostawał tajemnicą. Może zwyczajnie dawał jej czas na poukładanie prywatnych spraw — odnalezienie pewnego rodzaju rutyny w nowym życiu?

Czytanie raportów i segregowanie dokumentacji mogło być okropnie nużące, ale jednocześnie sprawiało, że opuszczała pracę relatywnie wcześnie. Nie musiała także poświęcać wolnego czasu na próby rozwiązania trudniejszych spraw, co wcześniej zdarzało się niezwykle często; Finn wiele razy głośno wyrażał niezadowolenie z tego, jak nieobecna potrafiła być, gdy pochłaniało ją myślenie o kolejnych elementach śledztw.

Tymczasem związek z Neville'em, choć absolutnie wspaniały, wciąż był dość świeży, nawet jeśli zdarzało jej się całkowicie o tym zapominać. Szczególnie wtedy, gdy wracała do domu i zastawała go leżącego na kanapie z książką w ręce, podczas gdy ciepły obiad czekał na nią w kuchni. Wyglądał tak naturalnie, tak swobodnie, że ciężko było uwierzyć, jak krótki staż mieli jako para. Oczywiście profesor nie pojawiał się u niej codziennie, ale opuszczał Hogwart na tyle często, by Maddie zdążyła się wyzbyć się resztek niepewności, które jeszcze kilka tygodni temu nie opuszczały jej nawet na moment.

Uśmiechnęła się mimowolnie na wspomnienie wczorajszego wieczoru, gdy Longbottom nie tylko postanowił przygotować wspaniały posiłek, ale także zaproponował jej masaż w celu rozluźnienia przeciążonych długim siedzeniem mięśni. Przygryzła wargę, gdy ciepło napłynęło do jej policzków; oczywiście masaż szybko przerodził się w coś znacznie bardziej namiętnego i stracił jakąkolwiek niewinność. Dziwnym trafem zdołała zapomnieć, jak zmęczona była; usta Neville'a, wnikliwie badający każdy fragment jej ciała, skutecznie odebrały Madeleine zdolność podejmowania właściwych decyzji — a taką bez wątpienia byłoby pójście spać o przyzwoitej porze.

Dzisiaj boleśnie odczuła skutki niewyspania; jej mózg odmawiał współpracy, nieustannie podsuwając obrazy zdecydowanie bardziej pożądanych czynności, którymi mogłaby się zająć, gdyby postanowiła wyrwać się wcześniej z pracy. Skup się, Mads, skarciła się, gdy znajome napięcie pojawiło się w jej podbrzuszu na myśl o odwiedzeniu Neville'a w zamku. Zanim jednak zdążyła doprowadzić się do porządku, czyjś głos natychmiast przywrócił ją do rzeczywistości.

— Czy to tak wygląda ciężka praca aurora?

Madeleine uniosła wzrok znad papierów i przełknęła ślinę na widok niewysokiej, starszej kobiety, w której wzroku próżno było szukać sympatii. Nie musiała nawet pytać, jak nazywała się czarownica; Augusta Longbottom roztaczała wokół siebie aurę dominacji oraz wyższości, którą Neville opisywał z tak dużą dokładnością, że Johnson nie miała żadnych wątpliwości, co do jej tożsamości.

Przez chwilę miała ochotę zaśmiać się nerwowo, gdy fala paniki zalała jej ciało. Zmusiła się jednak do zachowania spokoju, dziękując w myślach aurorskiemu szkoleniu, dzięki któremu łatwiej było panować nad emocjami — strachem w szczególności. Być może zdawała sobie sprawę, że moment poznania babci Neville'a w końcu nadejdzie, ale w żadnym wypadku nie spodziewała się wizyty starszej kobiety w Biurze. Sądziła, że nie będzie musiała zmierzyć się z tym sama; Neville obiecywał jej wielokrotnie, że nie pozwoli babce obrażać jego wybranki.

Moralność Panny Johnson ✔ [Neville Longbottom x OC]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz