— Halo?
— Cześć, Dean.
— Cas? Wiesz, która jest godzina?
— O Boże, przepraszam. Nie zauważyłem. Obudziłem cię?
— Nic się nie stało. Co cię trapi?
— Przesłuchałem płytę, którą mi dałeś. Bardzo spodobało mi się "Tangerine".
— Led Zeppelin dobre na każdą okazję. Cieszę się, że ci się podoba.
— Mógłbym cię prosić o pomoc w pewnej kwestii?
Dean chwiał się, wyklinając cholerną elektronikę pod nosem.
— Kiedy poprosiłeś mnie o pomoc, nie myślałem, że zostanę twoją złotą rączką.
— Tym bardziej jestem ci niezwykle wdzięczny. — Castiel przytrzymywał kiwającą się drabinę, szczerze rozbawiony całą sytuacją. — Przynajmniej, kiedy znowu mnie odwiedzisz, będziesz mógł delektować się miłą atmosferą.
Winchester zszedł dwa szczeble niżej i zeskoczył.
— Jeśli komuś ten głośnik spadnie na łeb, nie biorę odpowiedzialności za szkody.
Castiel uśmiechnął się lekko i złożył drabinę. Po podpięciu wszystkich kabli kwiaciarnię zalały rozmaite dźwięki, muzyka przyjemnie dopełniała klimat starego sklepu.
— Stary, od razu lepiej. — Dean poklepał bruneta po ramieniu. — Można balować do białego rana. Czuję się zaproszony na pierwszą popijawę.
Zabrał z krzesła skórzaną kurtkę i zarzucił ją na ramiona.
— Będę się powoli zbierać. Cas- Cas?
Castiel zniknął bez słowa na zapleczu, zza ściany dobiegło szuranie. Zrobiło się cicho, po czym sprzedawca wrócił ze stosunkowo dużym kartonem w rękach, trochę zmachany.
— Chciałbym ci coś dać, forma podziękowania.
— Cas, nie wygłupiaj się. To drobna przysługa.
— Naprawdę, bardzo mi pomogłeś — Castiel posłał mu nieśmiały uśmiech i położył pudło na kontuarze.
Dean wzruszył ramionami i zajrzał do środka.
— Krzak? — Zmarszczył brwi i zerknął pytająco na florystę.
— To mandarynka. Wiesz, nawiązując do piosenki.
Blondyn zaśmiał się.
— Dajesz mi krzew mandarynki?
— Nie podoba ci się? — Brunetowi zrzedła mina, na co drugi tylko się uśmiechnął.
— Jestem zachwycony. Serio, to najbardziej oryginalny prezent, jaki kiedykolwiek dostałem. Dziękuję. Pomożesz mi to zapakować do samochodu?
Złapali karton z dwóch stron i ostrożnie wynieśli ze sklepu, gdzie czekał zaparkowany stary Chevrolet. Dean otworzył tylne drzwi i przerzucił na przednią kanapę kilka rzeczy.
— Niezły samochód.
— Dzięki, to Dziecinka. — Blondyn się uśmiechnął. — Jedyna miłość mojego życia — dodał rozbawiony.
Castiel uniósł brwi.
— Nie ma się co dziwić. Zdecydowanie do siebie pasujecie.
Dean odebrał od niego pudło i wsunął na siedzenie. Zatrzasnął drzwi i oparł się na nich, przyglądając się sprzedawcy.
— Możemy się kiedyś gdzieś przejechać. Jeśli masz ochotę.
CZYTASZ
『kwiatostan』 destiel
FanfictionCastiel tylko pracował w kwiaciarni, a Dean tylko chciał kupić kwiaty.