Rozdział trzeci

15 3 20
                                    


Leżałam na łące. Nie wiem, jak sie tam znalazłam, i po co właściwie tam byłam, ale wiedziałam, iż było tam bardzo przyjemnie. Jasne promyki słońca łaskotały moją skórę, dodając mi energii. Delikatny szum rzeki świetnie komponował się z łagodnym ćwierkaniem ptaków. Otworzyłam oczy. Polana była przepiękna. Rzeka, krystalicznie czysta, miała most. Dziewiętnastowieczny zabytek z drewna, który mógłby połamać się od lekkiego dotyku. A na tym moście ktoś stał. I to nie przypadkowa osoba. Nicolas. To sprawiało, że miejsce to było niezwykłe. Jednak Nicolas stał w cieniu. Wstałam z trawy, nie zważając na to czy ubrudziłam tylną część jeansów, i podeszłam do niego. A on stał tam dalej, wpatrując się we mnie ciekawskim wzrokiem, z którego w zasadzie nic nie dało się odczytać. Chciałam go dotknąć. Ale jakaś niewidzialna bariera uniemożliwiła mi tego zaszczytu. Jakby pochodził z innego wymiaru, a to było tylko jego widmo. Zaczęłam krzyczeć. Im głośniej jednak krzyczałam, tym straszniejszy stawał się obraz. Rzeka barwiła się na szkarłatny odcień, a po żelaznej woni unoszącej się w powietrzu poznałam natychmiast, że była to krew. Wszystko ciemniało, zanikało. Zostałam tylko ja, oraz Nicolas.

- Nick - powiedziałam, po czym podeszłam do niego przerażona - Nick...

On tylko stał. Pod wpływem moich słów jednak coś się zmieniło. Usta wygięły się w sztuczny uśmiech z horroru. A to wszystko po to, by odsłonić rządk śnieżnobiałych, prościutkich zębów.

...

Obudziłam się bardzo wcześnie. Nawet mój tata ciągle spał. Gorączkowo próbowałam sobie przypomnieć wczorajszy sen.  Bezskutecznie. Po około 5 minutach stwierdziłam, że to i tak tylko senny koszmar, i wróciłam do rzeczywistości. Postanowiłam starannie się ubrać, gdyż wieczorem Renesmee napisała, iż dzisiaj pasuje jej wypad do kina. Wyjęłam z szafy ogrodniczki oraz habrowy golf. Do tego czarne tenisówki i byłam prawie gotowa. Pospiesznie włączyłam komputer, w obawie, że przeoczę ważną wiadomość od Nessie. Ale i tu spotkała mnie niespodzianka. Kolejny mail od mamy.

Jeśli miałabym być szczera, częściej wysyłała mi maile niż dawniej rozmawiałyśmy.

W swojej wiadomości wyraziła obawy mojej przyjaźni z Renesmee, gdyż ta doskonale zna ją, i całą rodzinę Cullenów, i to nie jest towarzystwo dla mnie. Napisała również, że jeśli czegoś bym potrzebowała, to mam pisać.

Dlaczego nie miałam przyjaźnić się z Cullenami?

Czy to miało związek z ich "sekretem"?

Ta sprawa robiła się coraz bardziej podejrzana, ale jeszcze nie miałam pojęcia, co tak naprawdę się tutaj święci.

I nie byłabym szczera, że jak dla mnie Cullenowie nie są dziwni. 

Chciałam sie dowiedzieć o co tak właściwie tu chodzi. Nie lubię kłamstw. A tajemnica to inna wersja kłamstwa. W końcu nie mowimy wtedy prawdy.

Zamknęłam laptopa, by zapomnieć o ostrzeżeniach mamy, i zeszłam zrobić śniadanie. W lodówce nie było zbyt wiele składników, więc zdecydowałam się na zwyczajne naleśniki. Moje umiejętności kulinarne co prawda nie pozwalały mi na występ w Masterchefie, lecz coś tam umiałam, w przeciwieństwie do sportu. Monica, bo tak nazywała się dziewczyna, która stała się ofiarą mojego rozkojarzenia, na szczęście nie dostała wstrząśnienia mózgu, lecz dla pewności miała pozostać na obserwacji 24 godziny.

- O, widzę, że już wstałaś - powiedział mój tata, siadając przy stole w granatowej piżamie - Mmmm, jak pięknie pachnie.

- Proszę - powiedziałam, kładąc naleśnika na jednym z talerzów - Tato, mogę cię o coś poprosić?

Zawsze będę przy tobie ✧ Twiglight fanfictionOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz