Tłum gęstniał coraz bardziej. Co chwilę nowi goście wchodzili przez przytrzymywane przez ochroniarzy wielkie pozłacane drzwi. Muzyka rozbrzmiewała coraz głośniej co trochę zaczynało drażnić Clarka, było to dla jego czułego słuchu trochę za dużo. Przestąpił z nogi na nogę i poprawił identyfikator dziennikarza, który miał zwieszony na niebieskiej smyczy na karku.
-Uspokój się – usłyszał obok siebie zniecierpliwiony głos. - Przestań się tak kręcić.
Clark odwrócił wzrok od wejścia i spojrzał na stojącego tuż przy jego boku Rona Troupe'a, który notował właśnie coś w telefonie, poruszając szybko kciukami.
-Powiedz to lepiej Jimmy'emu – odpowiedział Clark, brodą wskazując stojącego, po drugiej stronie Rona, młodego chłopaka, który drżącymi dłońmi trzymał aparat.
Niedawno zatrudniony w gazecie, jeszcze dzieciak o nieporadnym, niewinnym spojrzeniu rozglądał się spłoszony i zdenerwowany po tłumie. Nie wiedział jeszcze praktycznie nic, a rzucono go na głęboką wodę wysyłając razem z dwoma doświadczonymi już dziennikarzami na tak poważne wydarzenie jakim była Rocznica Założenia Metropolis, z której okazji został zorganizowany bal, by przypomnieć o początkach miasta, ale także o jego rozwoju od tamtego czasu. Zaproszone więc zostały osoby z różnych poziomów społecznych, a także z różnych branż – celebryci jak gwiazdy filmowe, biznesmeni i politycy, wszyscy na raz w jednej wielkiej hotelowej sali balowej. Mężczyźni w smokingach, kobiety w sukniach i perłach...
-Mówiłem, żeby nie zabierać świeżaka na taki balet – powiedział Ron, poprawiając krawat i wyszczerzył się w uśmiechu do przechodzącej obok pięknej dziewczyny, która zachichotała.
-Daj mu się wykazać – odpowiedział Clark i spłoszył się gdy towarzyszka chichoczącej piękności puściła mu drapieżne oczko.
-Ty chyba nie wiesz o czym mówisz – mruknął Ron i odciągnął go na dwa kroki od zdenerwowanego młodego fotografa. - Jeśli to sknoci to nigdy więcej nigdzie już nie pojedzie. I ty też jeśli jeszcze raz założysz na taką okoliczność tą okropną tweedową marynarkę. No poważnie, Kent, nawet dziś? – zapytał wzdychając i patrząc na całość jego ubioru.
Dopiero teraz, jakby nagle odzyskał wzrok, zauważył, że Clark ma na sobie za dużą i tak jak to wcześniej było nadmienione tweedową czarną marynarkę.
-I jeszcze ta koszula w kratę! – skrytykował niebieski materiał. –A gdzie mucha w grochy i buty klauna? – zapytał jeszcze uszczypliwie i pociągnął za jego ciemno granatowy krawat. - Widać, że jesteś chłopakiem ze wsi.
-To już było niesympatyczne... – powiedział Clark wyciągając z jego dłoni swój krawat i przygładzając go.
-Niesympatyczne? Jeszcze nie skończyłem... – przerwał mu unosząc dłoń.- Te wypomadowane włosy! Zawsze zaczesujesz je jakbyś miał tak spocząć w grobie. I te wielkie bryle! Zacznij nosić szkła kontaktowe! Myślisz, że jakakolwiek kobieta będzie chciała takiego przygarbionego melepete? I mówię to jako twój przyjaciel, szczerze i z dobrą intencją.
-Przygarbionego melepete? – Clark niemal boleśnie dotknięty tymi słowami zmarszczył brwi patrząc na niego z urazą. Po chwilowej wymianie znaczących spojrzeń musiał jednak przyznać mu racje.
Fakt, może nie do końca odpowiednio dobrał garderobę. W porównaniu z Ronem na pewno. On miał na sobie dobrze skrojony garnitur zapięty na guzik i prezentujący dobrze jego sylwetkę. Wszystko dobrane było kolorystycznie i elegancko prezentowało się z jego wymodelowanymi włosami i krótko przystrzyżoną brodą.
CZYTASZ
Superbat
FanfictionClark Kent na przyjęciu z okazji założenia Metropolis pojawia się jako dziennikarz, zwykły człowiek, nie Superman. Poznaje tam Beatrice Wayne, która jest jednym wielkim sekretem, nawet dla jego wyczulonych zmysłów. Ten wieczór wystarczył by stała si...