II.

15 2 0
                                    

Azula zeszła z nieutwardzonej, lekko błotnistej po wczorajszych deszczach drogi na wydeptany trawnik.

Nie widziała nikogo przed domem, więc sprężystym krokiem ruszyła na jego tyły. Jeszcze zanim skręciła za róg domu, jej uszu dobiegły okropne krzyki wymieszane z wysokimi chichotania bliźniaków i... płaczem?
Chwilę potem zrozumiała z czego wynikają ten harmider. Pani Weasley, Molly, jak kazała się nazywać Azuli, stała po środku istnego, żelatynowego armagedonu. Dosłownie wszystko, poczynając na kwiatowych girlandami rozwieszonych pomiędzy domem a drzewkami owocowymi, a na rozstawionym na szerokich stołach jedzeniu kończąc, było pokryte grubą warstwą błyszcząco-opalowego śluzu. W oknie na piętrze, zaczerwienionymi od płaczu oczami całemu zajściu przyglądała się rudowłosa dziewczynka- Ginny. Jednak gdy Azula pomachała do niej ręką, niemal natychmiast otarła łzy i z zawstydzeniem zatrzasnęła okiennice.

- Czy wy nie potraficie choć jednej rzeczy wziąć na poważnie?!- krzyczała Molly- Nic nie macie w głowach tylko te wasze durne dowcipy! Pouczylibyście się, bo patrząc na wasze wyniki marnie widzę waszą przyszłość, wy.. huncwoty!

Głos pani Weasley brzmiał ochryple, jakby krzyczała na bliźniaków przez długie godziny.
Fred i George stali, przybierając skruszone pozy, lecz ich spuszczone, zaczerwienione od duszonego chichotu twarze wyrażały zupełnie co innego. Widać było, że lada chwila nie wytrzymają i nawet sam Bóg ich wtedy nie uratuje przed gniewem matki.

-Dzień dobry Molly! Przyszłam pomóc w przygotowaniach!

Azula krzyknęła z daleka, chcąc ukrócić tortury bliźniaków.
Pani Weasley odwróciła się gwałtownie, a jej twarz przeszła z wściekłego grymasu, do pełnego wdzięczności uśmiechu.

- Och kochaniutka, niebiosa cię nam zesłały!

Biedna kobieta załamała ręce i ruszyła w stronę dziewczyny, żeby zamknąć ją w niedźwiedzia uścisku.

- Nawet nie wyobrażasz sobie ile mi jeszcze pracy zostało.- krzyczała wprost do ucha Azuli- Gotowanie, kończenie dekorowania, sprzątanie domu... a ci jeszcze utrudniają mi życie swoimi wygłupami!

Mówiąc to odwróciła się do swoich synów i prychnęła z furią.
Azula, choć schlebiało jej, jak wysoko myśli o niej Molly, musiała wyrwać się z pomiędzy jej silnych ramion.

- Jak dobrze znów cię widzieć. I proszę się nie kłopocz się już tym... śluzem. Lada chwila go usunę.- nieśmiały uśmiech wypełzł na bladą twarz dziewczyny.- W czerwcu skończyłam siedemnaście lat, z pewnością dam sobie radę.

- Miło mi to słyszeć. Chociaż jedno z was, młodych, się na coś przyda.

Po czym odeszła, puszczając Azuli perskie oko, a kiedy przechodziła koło bliźniaków, obydwojgu wydzieliła potężne uderzenie ścierką kuchenną.

Gdy krągła postać pani Weasley zniknęła w głębi domu, bliźniacy wybuchnęli śmiechem.
- Az, jak dobrze, że jesteś!
- Bez ciebie, marnie by z nami było!

Rudzielce podskoczyli do niej zamykając biedaczkę między sobą w uścisku. Mimo woli zaśmiała się razem z nimi, ale po chwili i tak musiała szukać ratunku z ich żelaznego chwytu.

- Dobra, już dobra. Wystarczy tych czułości. Dacie mi posprzątać, czy chcecie zepsuć Ginny jej urodziny?

- Spokojnie pani kierownik, najpierw najważniejsze. Pokażemy ci coś.

Fred zniżył głos do szeptu, a na jego śliczną, piegowatą twarz wypełzł diabelski uśmieszek.

Azula chciała zaprotestować, ale chłopcy i tak chwycili ją pod ramiona i poczęli ciągnąć w stronę płotu dzielącego dom Weasley'ów od rozciągających się za nim podmokłych łąk. Koszyk wypadł jej z ręki z łoskotem.

Czego już nie odzyskamyWhere stories live. Discover now