8. Że ja do tego doprowadziłem

3.1K 322 229
                                    

"Może wydawać się to śmieszne, ale zawsze wiedziałem że ja do tego doprowadziłem."

Szatyn nie czuł się dobrze. Wieczne zmęczenie dawało mu się we znaki. Nie potrafił tak żyć. Znów zaczął wyglądać jak cień samego siebie. Wyglądał jak chodzące zombie. Wory pod oczami, zgarbiona sylwetka, pełno bandaży na ciele.
  Gdzie był Hajime? Przychodził do niego na każdej przerwie, każdego wieczora w piątek i wspólnie oglądali jakieś teorie spiskowe o kosmitach.

Iwaizumi widział, że z jego przyjacielem jest coraz gorzej. Z wielkim trudem wyciągał go na dwór, na poranny trening. Chciał aby wrócił do kondycji. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie potrafił zrozumieć co się dzieje z jego przyjacielem.
Oikawa był w stanie, stanąć na środku drogi i wpatrywać się uważnie w jeden punkt, zupełnie jakby coś tam zauważył. Na początku, uważał że to były zwidy spowodowane zmęczeniem. Więc z samego początku nie przejmował się tym zbytnio.
Dopiero z czasem, zaczęło go to przerastać. Dosłownie. Tōru pytał o dźwięki których Hajime nie słyszał, pytał o ludzi których nie mógł dostrzec.

   Hajime myślał że to żart. Nie, poprawka. Hajime chciał myśleć, że jest to żart.
Niestety nim nie był. W jego oczach, Oikawa Tōru zaczął szaleć. W jego oczach Oikawa tracił ludzkie zmysły. Oikawa nie mógł odróżnić rzeczywistości od zwidów.
Świecie przekonany, że Oikawa po prostu się z nim droczy (przynajmniej chciał być o tym przekonany), postawił mu ultimatum. Jeśli nie przestanie się tak zachowywać, to Hajime znowu zniknie z jego życia.

Tōru nie przestał. Oikawa Tōru nie potrafił. Iwaizumi Hajime zniknął.

。☆✼★━━━━━━━━━━━━★✼☆。

Oikawa Tōru siedział w swoim pokoju, paląc papierosy waniliowe. Zaciągał się spokojnie, później tworząc kłębuszki dymu. Potrafił nawet zdobić kółeczka! To była jego jedyną rozrywka, zaraz po oglądaniu filmów z kosmitami i przeglądaniu portalów społecznościowych, które go tylko dobijały.
  Szatyn usłyszał pukanie do drzwi. Westchnął ciężko, święcie przekonany, że znowu mu się zdaje. Dlatego też nie zareagował. Nie zareagował też gdy usłyszał otwierane drzwi. Przeszła go fala niepokoju. Zadrżał delikatnie. Gorzej jeśli jednak mu się to nie zdawało. Gorzej jeśli to był jakiś włamywacz — chociaż nie. Oikawie było to wszystko jedno. Mógł go zabić, zgwałcić, okraść, tylko żeby zostawił mu waniliowe papierosy.
  Drzwi od pokoju szatyna, lekko się uchyliły, a w nich stanęła wysoka postać. Wyglądał przyjaźnie. Blondyn, włosy związane w kitkę. Chłopak pomachał do szatyna i usiadł obok niego.

Ah, kolejna iluzja. Może dotrzyma mi towarzystwa dłużej niż cała reszta... Wygląda przyjaźnie. — przemknęło mu przez myśl.

— To ty wszedłeś do mojego domu?— zapytał dyskretnie dotykając jego ramienia.

— Przestraszyłem cię?— jego głos był bardzo melodyjny. Przyjemny i ciepły. Brzmiał tak, jakby miał ukoić wszystkie nerwy szatyna. Brzmiał tak jakby miał wyleczyć jego ból i przygotować go na późniejsze szczęście.

— Trochę. Jak się nazywasz?— dopytał szatyn. Ciekawiło go czy iluzje są na tyle "mądre" aby nazwać wytwór mózgu.

— Tak jak ci wygodnie. Ale w głębi serca, zawsze chciałem się nazywać tak, abym coś dla Ciebie znaczył.— odparł spokojnie. Brzmiało to zupełnie tak, jakby jego umysł chciał podpuścić go do tego, żeby nazwać blondyna "Hajime Iwaizumi". Szatyn zmarszczył brwi. Nikt nie był w stanie zastąpić mu jego ukochanego.

— Nie zrobię tego. — odparł przykładając papieros do ust zaciągnął się lekko i wypuścił dym przed siebie.

— To dobrze. Nie zostaje tu długo. Ty również. To nie jest miejsce dla ciebie, Tōru. Męczysz się niepotrzebnie na tym świecie. Na dobrą sprawę miał byś spokój, gdybyś tylko odszedł z nią. — odparł. Jego głos się zmienił. Brzmiał jak demon, który miał zniszczyć doszczętnie Oikawę.

Szatyn zląkł się. Nie chciał teraz na niego patrzeć. Bał się, że ujrzy coś, czego nigdy nie chciał widzieć.

— Nią?— zapytał po dłuższej chwili ciszy. Zgasił papierosa w przeźroczystej popielniczce obok swojego uda.

— Ciemną Panią. Delikatną i niebezpieczną. Kiedy już weźmie cię w swoje objęcia, już nigdy nie wypuści. Czarna Pani, piękna... Piękno jest względne. Nie ujrzysz jej twarzy. Ujrzysz jedynie wielką kosę, trupie dłonie i czarną, dużą szatę. Pani śmierci. Zwykła śmierć. Chociaż nie, nazwanie jej zwykłą, jest bardzo krzywdzące.— odparł chłopak.

— Ona... Idzie po mnie?— zapytał nieco zaciekawiony. I tak chciał umrzeć, co za różnica jak?

— Idzie wolnymi krokami. Nie potrafi biec, po za tym, wiele innych osób, również jej pragnie, więc zatrzymuje się po drodze. To zaszczyt być jej głównym celem. Bądź dumny Tōru. Ona cię kocha.— zniknął...

Wɪᴇᴍ. - IwaOiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz