rozdział 6.

72 13 38
                                    

Ciemność.
Wiele osób nie umie tego wyjaśnić w sposób logiczny. I dobrze, mają prawo nie wiedzieć. Właściwie to ona też niezbyt potrafiła. Mimo iż wiedziała, że w nauce, jeśli światło zdefiniuje się jako obejmujące pełne spektrum promieniowania elektromagnetycznego, to ciemność rozumie się jako obszar, w którym nie występuje promieniowanie elektromagnetyczne, to i tak nie była w stanie wyjaśnić tego swoimi słowami. Bo co? Ciemność to coś ciemnego, które otacza nas nocą? Albo obszar, który widzimy jako bardzo ciemny kolor i w którym nie ma światła? Cóż, takie wytłumaczenia nigdy jej nie satysfakcjonowały.

Jasność.
Mogłoby się wydawać, że to już prościej zdefiniować. Moc promieniowania, gdyby patrzeć z perspektywy astronomii. A prostymi słowami, którymi możesz to pojęcie wyjaśnić zaciekawionemu przedszkolakowi lub menelowi spod Biedronki? To obszar, w którym widać bardzo jasne kolory. Czy to byłaby jasna i precyzyjna definicja?

Pojęcia tak wszelako pojmowane, a jednak widoczne bardzo często. Rzadko kiedy zastanawiamy się nad tym, co widzimy.

To samo miała i ona. Tylko że Ona o tym jeszcze nie wiedziała.

***

— Pani Weronika Edison? — zapytał lekarz w białym fartuchu o lekkiej siwiźnie na włosach.

Dziewczyna odsunęła się od Konrada i spojrzała na mężczyznę.

— Tak, to ja. — Potwierdziła z lekkim drżeniem.

— Dobrze, zapraszam za mną. Pani Małgorzata Wojtysiak poprosiła, aby przyprowadzić panią do sali. — To mówiąc, ruszył w stronę, z której przyszedł.

Nisia niepewnie za nim podążyła. Odwróciła głowę i ujrzała przyjaciela. Ten posłał jej krótki uśmiech, który ona odwzajemniła.
Pełna obaw, chociaż nie chciała się do tego przyznawać, przyspieszyła, doganiając doktora. Nie wiedziała, co zrobi, gdy zobaczy swoją przyjaciółkę, ba! nawet nie chciała o tym myśleć. Właściwie to nie była też pewna czy ją zobaczy... Pani Wojtysiak mogła ją w końcu poprosić do innej sali tylko na rozmowę.

Mężczyzna otworzył drzwi i wszedł do pomieszczenia. Dziewczyna delikatnie zaglądnęła i powolnym krokiem przekroczyła próg.

W środku było tak jasno, że Wercia zmuszona była na chwilę przymknąć powieki. Ściany śnieżnobiałe nie były tymi jej ulubionymi. Pod trzema z nich stały cztery łóżka, z których trzy były zajęte. W każdym możliwym kącie znajdowały się aparatury, które równomiernie wydawały wysokie dźwięki. Edison rozglądnęła się w poszukiwaniu mamy Emilki. Znalazła ją wzrokiem siedzącą na krzesełku przy łóżku pod oknem.

— Tutaj. — Wskazał lekarz i wyszedł na korytarz, zapewne zająć się innymi pacjentami.

Weronika kiwnęła głową i, najciszej jak mogła, podeszła do pani Gosi, która pociągnęła nosem.
Lekkie przerażenie wstąpiło na twarz Żarówki, jednak po chwili ustąpiło wymuszonemu optymizmowi. Nastolatka chrząknęła cichutko i podeszła bliżej. Wciągnęła szybko i zdecydowanie za głośno, powietrze, które potem powoli ze świstem wypuściła, przykładając dłoń do ust. Tak właśnie zareagowała na widok przyjaciółki.

Emilka leżała z zamkniętymi oczami, podpięta rurkami do przeróżnych urządzeń medycznych. Jej głowa była zabandażowana, a twarz, którą teraz przyozdabiały małe rany i czerwone przetarcia, blada. Reszta ciała przykryta była białą, lekko zabrudzoną od krwi, pościelą.

Mama Wojtysiak trzymała rękę swojej córki i od czasu do czasu pociągała, już czerwonym od kataru, nosem.

Werka nie wiedziała, co ma mówić ani co zrobić, więc po prostu stała i wpatrywała się w smutną postać Emi. Zastanawiała się, dlaczego to takie nieszczęście musiało trafić się akurat tak cudownej rodzinie Wojtysiaków.

— Miała wy... Wypadek samochodowy — powiedziała zachrypniętym głosem pani Gosia, przełykając ciężko ślinę i próbując wydobyć z siebie słowa.

Nisia cierpliwie czekała, patrząc ze smutkiem i współczuciem w oczach na rodzicielkę jej przyjaciółki.

— Jest... — tu mama Emilki wzięła głęboki, drżący oddech i odchyliła usta. Jej dolna warga zaczęła niebezpiecznie drgać, a z gardła wydobyło się tylko jęknięcie.

Jest w śpiączce...

I nagle Żarówce zaczęło przeszkadzać okno, które było tylko uchylone, a jakże jasne pomieszczenie zaczęło być zbyt ciemne. Dostała ogromnych i potwornie zimnych dreszczy, które nie miały zamiaru odejść i zniknąć. W końcu postanowiły towarzyszyć brzęczącemu w głowie Werci zdaniu, dodając przy tym pewnego rodzaju strachu. Dodatkowo dziewczynie zaczęło kręcić się w głowie, czego skutkiem była czynność podparcia ściany. Zaczęła głęboko oddychać, a raczej próbowała złapać choć odrobinę powietrza, którego było według niej zdecydowanie za mało. Całe ciało Nisi zaczęło niekontrolowanie trząść się, a dłonie, mimo ich nagłego spadku temperatury, pocić się.

— Ja... — nie zdążyła dokończyć, kiedy nieświadomie jej nogi zmiękły, a sama upadła i jej organizm zaczął rzucać się na różne strony, trzęsąc się przy tym niemiłosiernie.

I ostatnie, co Weronika Edison usłyszała to wrzask.

rozdział autorstwa naosh3

n|a od naosh3

hejka! tak bardzo się cieszę, że mam zaszczyt brać w tym udział! mam nadzieję, że nie jest źle i, że nie czujecie się zawiedzeni tym rozdziałem (bo ja właśnie tak się czuję ><). dziewczyny, które pisały wcześniejsze rozdziały odwaliły kawał dobrej roboty, a ja tak bardzo bałam się, żeby tego nie zniszczyć, tak nagle zaniżyłam poziom rozdziałów ><
w każdym razie, czekam z niecierpliwością na kolejne losy bohaterów! na pewno Wam świetnie pójdzie! ♡
trzymajcie się!

~ naosh3

n|a ode mnie

tak, wiem, dawno nas tu nie było, ale to jeszcze (chyba) nie koniec naszej opowiastki!

jak podoba wam się ten rodział? moim zdaniem naosh wcale nie zniszyszyla pozostałych waszych prac, a wręcz przeciwnie!!

ktoś czuje się na siłach, aby do akcji wkroczyła siódemka?

jeszcze raz przepraszam za tak długi czas bez niczego, ale mój czas niestety jest mocno ograniczony...

jak szkoła?

spodziewajcie się niespodziewanego!

spodziewaj się niespodziewanegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz