2. Wakacje

10 1 0
                                    

Już wkrótce miały rozpocząć się wakacje, co właściwie nie wiele zmieniało w życiu bliźniąt. Dopiero w tym roku mieli rozpocząć naukę, więc dotychczas wakacje mieli codziennie. Tym razem jednak mieli na co oczekiwać, już tego lata, mieli otrzymać list od profesor Mcgonnagal, dyrektorki szkoły Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie. Dni mijały im w coraz to większej ekscytacji. Dziwne, że dzieci nie wybuchły jeszcze pod wpływem tego napięcia i nie doczekania. Dzisiaj był pierwszy dzień lipca, co oznaczało, że jeszcze dwa całe miesiące. Dwa trzydziesto jedno dniowe miesiące. Sophie miała bardzo dziwny sen, często śniły jej się rzeczy, które działy się dawno temu, lub wydarzą się się kiedyś, w taki sposób przewidziała kilka lat temu, wczorajszy dzień, dzisiaj śniło jej się, że otwierają ze Scorpius'em list z Hogwartu. Wiedziała, że to wydarzy się w tym roku, gdyż zawsze zwracała uwagę na szczegóły. W swoim śnie na ścianie koło pięknego obrazu swojej rodziny, którego jeszcze nie dostała, zobaczyła kalendarz, ten sam, który teraz wisi u niej w pokoju. Zauważyła także dzień, gdyż cyferki i literki na kalendarzu zmieniały się samoistnie. 21 sierpnia. Przeszłość widziała częściej niż przyszłość, dzięki temu wie bardzo wiele o różnych rzeczach. Widziała czarnego Pana, widziała śmierć Pana Pottera, widziała jak ponury czarnowłosy pan imieniem Severus zabija pana z długą siwą brodą- Albusa Dumbledore'a- dawnego dyrektora szkoły, widziała także jak jej mama, razem z tatą, znaleźli sobie innych partnerów, aby zrobić sobie na złość i wiele więcej. Teraz obudziła się ze snu i nie wiedziała co zrobić, jeszcze nigdy nie mówiła nikomu o tym darze,który w jej mniemaniu jest przekleństwem. Nagle przypomniała sobie o pamiętniku, no jasne. Chwyciła za książkę i zamoczyła nowe pióro w atramencie, zaczęła pisać o snach i uczuciach tak, że skończyła dopiero wtedy gdy wszyscy już nie spali. Scorpius patrzył się na nią jak na idiotkę, gdy pisała zgrabnymi literkami po stronnicach.
/ Przecież ty nic nie piszesz. Masz jakąś zepsutą tą książkę.
/ Ależ, nie widzisz? Całą stronę zapisałam! Naprawdę nie widzisz?
/ Nic tu nie ma.
/ Ten pamiętnik podoba mi się coraz bardziej. Tylko ja mogę w nim coś zobaczyć.
/ A mi coraz mniej.
/ Nie marudź Scorpius. Chodźmy na śniadanie.

Dzieci zeszły razem na śniadanie, którym była dzisiaj jajecznica. Gdy cała rodzina, nie licząc taty, który był już w pracy (pracował w ministerstwie magii jako auror), zjadła posiłek, mama zaczęła.
/ Dostałam propozycję pracy w drużynie quidditcha.
/ W naszej reprezentacji?!- zapytał Scorpius.- odpowiedziałaś już, że tak, prawda?
/ Nie, postanowiłam zapytać was o zdanie. Wiecie, często nie byłoby mnie w domu.
/ Mamo- wtrąciła się Sophie- nie wolno ci się nie zgodzić. Marzyłaś o tym. My sobie poradzimy, jesteśmy odpowiedzialni, a przynajmniej ja jestem- spojrzała na Scorpius'a z ukosa- przypilnuje go.

Chłopiec przewrócił oczami i dodał.
/ Tak, Sophie ma rację. Musisz się zgodzić!
/ Dobrze, idę wysłać odpowiedź.
Dzieci, najedzone, udały się do swojego pokoju, aby wspólnie, w ciszy poczytać. Scorpius, wybrał oczywiście ,,Dzieje Quidditcha", Sophie natomiast postawiła na ,, Czarodziejstwo jako sztuka''.  Rodzeństwo czytało, aż do obiadu, którym był dziś makaron z serem i szpinakiem.
/ Jutro mam pierwszy trening- powiedziała z dumą mama, cieszyła się jak dziecko, które dostało nową zabawkę. Był to cudowny widok.
/ Cieszymy się. - powiedzieli w tym samym czasie, przez co się zaśmiali. Dzień minął im spokojnie, jak na wakacje przystało.

Gdy tata wrócił z pracy oznajmił wszem i wobec, że jutro, gdy wróci do domu, jadą na wakacje do Paryża, na co wszyscy podskoczyli z radości.
/A tata wie?- zapytała niepewnie córka.
/ A tata wie.- odpowiedział głos dobiegający zza pleców.- że mama ma jutro trening. Spokojnie mama skończy szybciej niż ja.
/ A nie będziesz miała treningów, kiedy będziemy w Paryżu?
/ Po pierwsze, to załatwione, Po drugie, nie zaczynamy zdania od A, jest to niepoprawne- skarcił ją żartobliwie tata, na co ta się zarumieniła. Ona nie popełniała błędów. Jak mogła popełnić tak głupi błąd?

/Scorp?
/ Tak Sophie?
/ Ja.. nie ważne.
/ Mi możesz powiedzieć.
/ Wierzysz w to, że gdy dwoje ludzi jest zupełnie innych, to wzajemnie się uzupełniają i taka relacja jest najlepsza?
/ Tak, Sophie. Myślę, że ludzie nie powinni być tacy sami, czasem potrzebujemy innych cech drugiej osoby, a czemu pytasz?
/ Tak z ciekawości...
/ W porządku, dobranoc, jutro jedziemy, musisz się wyspać, żebyś mi nie usnęła po drodze, bo będę  się nudził.
/ Dobranoc, braciszku.

Prawie od razu zasnęła, a sen miała wyjątkowo dziwny. Scorpius objął ją w pasie i szepnął, że jej nie opuści i że już zawsze będą razem. Niby nic, a jednak coś. Sposób w jaki to wypowiedział, był taki, taki sam jak ten, kiedy tata mówił do mamy. Taki.. Romantyczny? Nie, coś musiało jej się przesłyszeć. Przecież są rodzeństwem. Prawdziwym rodzeństwem. Nie da się tego ukryć, gdyż wyglądają prawie tak samo, lecz po co właściwie mieliby to ukrywać? Sophie, ogarnij się! Bredzisz!-  Z tych rozmyślań wyrwał ją ciepły i lekko ochrypły głos.
/ Co jest mała, zły sen?
Na te słowa przeszły ją dreszcze.
/ Nie, wszystko okej. Czemu nie śpisz?
/ Nie śpię, ponieważ się obudziłem pani Profesor.
/ Chodźmy coś zjeść.- Powiedziała, lecz w głowie dalej miała ten sen. Coś się z nią dzieje, coś niedobrego, tego była pewna.

Mama już przygotowywała śniadanie.
/ Już nie śpicie?
/ Ja zawsze wstaję o 6.- odpowiedziała mała blondyneczka.
/ Tak wyszło.
/ Macie szczęście, już kończę naleśniki.
/ Świetnie! - ucieszyła się dziewczyna. W końcu coś odciągnie jej myśli od tego snu...
Po chwili każdy smarował naleśniki dżemem truskawkowym i morelowym. Posiłek przeminął w niezręcznej ciszy. Nikt nie wiedział co powiedzieć.  W końcu ową ciszę, przerwał Scorp.
/ Nie masz treningu?
/ Cholera, rzeczywiście, muszę lecieć zanim się spóźnię, pa dzieciaki, dzięki Scorpi.
/ Pa, mamo- krzyknęły chórem bliźnięta.

Mniej niż minutę później, jej już nie było. Jedenastolatków zostali w domu zupełnie sami. Dla Scorpius'a oznaczałoby to zabawę życia, gdyby nie jego, młodsza o dwadzieścia trzy minuty, siostra. Sophie była odpowiedzialna i nawet on wiedział, że nie warto się narażać na jej gniew.
/ Co robimy, Sophie?- powiedział głosem, od którego dziewczynkę wzdrygało. Widział jak przez jej całe młode ciało przechodził niepohamowany dreszcz. Uwielbiał ją drażnić, uwielbiał patrzeć jak jej ciało trzęsię się delikatnie i wraca do normalnego funkcjonowania, jak łupie na niego gniewnym wzrokiem i prycha słodko pod noskiem. Bał się, jak cholera. Bał się, że przydzielą ich do innych domów, a był zupełnie pewny, że tak będzie. Byli swoim zupełnym przeciwieństwem, jedyne, co mogło świadczyć o jakimkolwiek podobieństwie był wygląd. Z wyglądu byli bardzo podobni, jednak cała reszta... jak ogień i lód. On zimny, ona gorąca, on słaby, ona silna. Nie rozumiał, dlaczego nie potrafi poradzić sobie z samym sobą. Z tym bólem żołądka, zawrotami głowy i przyspieszonym biciem serca, za każdym razem, gdy był przy niej. Czy to normalne, że czuje się tak w stosunku do siostry? Czy tak wygląda miłość braterska? Czy ona czuje to samo? Jak sobie z tym radzi? Miał tyle pytań, lecz nie mógł nikogo zapytać. Czuł się z tym bardzo nieswojo.

Tylko nie mów nikomu.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz