Rozdział 1.

94 7 1
                                    

Rok dwa tysiące dwudziesty piąty, dosłownie sekundy dzieliły całą Polskę od poznania nowego prezydenta III Rzeczypospolitej Polskiej. Nikt, kompletnie nikt, żadna dusza, żaden nawet najmniejszy jebany atom nie spodziewał się tego, że to Przemysław Czarnek je wygra.

To był jakiś żart, prawda? Jakiś naprawdę mało zabawny żart. Przecież to nie mogła być prawda, kto by go w ogóle dopuścił do wyborów?! A, no tak. Czarnek nie należał już w końcu do partii Prawa i Sprawiedliwości, oj nie, on należał do innej, do wiele większej i potężniejszej jaką była partia... WiP Bros. Kurwa WiP Bros, której skrót nie oznaczał już Wolności i Postępu, a tyle co Władzę i Państwo. Przecież to nie mogły być wybory prezydenckie, to bardziej wyglądało jak jakaś ich parodia, to był jakiś mega durny prank ze strony polskiego rządu, co nie? A taki kabarecik sobie zrobili. Trochę coś jak sytuacja, w której wszyscy dla beki głosują w klasie na gościa, który nie zdał parę razy, ćpa, chleje, pali i nie wiadomo co jeszcze, żeby został przewodniczącym klasy, a tu się okazuje, że on serio nim zostaje. Tylko, że nikt się nie śmiał, bo przecież mentalność ludzi była inna, niż pięć lat temu. Oni wiedzieli, że przecież żyją w Polsce – kraju z gówna i dykty i właśnie teraz przekonali się o tym tak, jak jeszcze nigdy. Pewnie właśnie dlatego – i też trochę z powodu k*rony – w Polsce żyło już tylko około dwudziestu trzech milionów ludzi (chociaż Czarnek i tak uważał, że to wina lgbt i kobiet, które niewystarczająco się rozmnażają), a ci, którzy się w niej ostali, po prostu przywykli do takich akcji. To wydaje się wręcz niemożliwe, aby nastały aż takie zmiany przez tylko pięć lat. A jednak, Polska. Wracając do wyborów, Przemcio wygrał o 0,2% z no, no, pierwszą damą, Agatą Kornhauser-Dudą, a raczej byłą pierwszą damą, z którą to właśnie stał na scenie, na której miał wygłaszać swoje zwycięskie przemówienie. Dla kandydatki był to jednak naprawdę wielki szok, wydawała się jakby nieobecna, pustym wzrokiem i z otwartymi ustami, wpatrując się w oblicze zadowolonego z siebie jak nigdy nowego prezydenta III RP, który posłał jej tylko szyderczy uśmiech i ruszył dumnym krokiem w stronę mównicy.

— No... To było zadziwiająco proste. — Zrobił pauzę, tylko po to, aby się zaśmiać, jak gdyby grał rolę jakiegoś tyrana albo złoczyńcy z anime. — Właściwie to nie będę przemawiał nie wiadomo ile, powiem tylko tyle, ile trzeba i no wiecie, trzeba to opić. To, że nasz w kraj w końcu będzie mógł być wielki, silny, dumny, tak jak kiedyś. — Spojrzał po wszystkich zebranych osobach, czy jak to on zaczął ich w myślach nazywać, swoich poddanych. — Wiecie, ta właśnie wygrana, moje zwycięstwo i objęcie tronu kraju polskiego, smakuje całkiem dobrze, ale wiecie kiedy smakowałoby najlepiej? Gdybym nie wygrał z kobietą. No, bo błagam. Przecież to było wiadome, że kobieta nie może się ze mną równać, jest na kompletnie innym poziomie niż mężczyzna, a tym bardziej niż taki mężczyzna, jak ja! — Po wypowiedzeniu tych słów odwrócił się w stronę swojej oponentki, po raz kolejny uśmiechnął się jeszcze szerzej niż dotychczas, na widok jej zdziwionego i tym razem także wzburzonego wyrazu twarzy, po czym wrócił do swojego przemówienia. — Dlatego właśnie, drodzy państwo, od oficjalnego objęcia przeze mnie pełnoprawnej władzy... wiele się zmieni. Naprawdę wiele, wiele rzeczy ulegnie zmianie czy mojej drobnej modyfikacji i ja wam już to zapewniam. Już nie będziemy musieli przejmować się tym, że wygramy z jakąś nędzną kobietą, już nie będziemy musieli się przejmować wszelkiego rodzaju wynaturzeniami takimi jak geje, lesbijki i inne dziwaki, już nie będziemy musieli się przejmować brakiem wiary, pedofilią, gwałtami, tolerancją, równymi prawami, prawami człowieka i innymi śmiesznymi rzeczami. Tak. Nastąpi, proszę państwa, nowa era dla tego kraju! Lepsza era! W której mi i wam nareszcie przyjdzie żyć! Doczekaliśmy się. Polska nigdy nie była i nie będzie tak cudownym krajem jak za moich rządów. Make Polska Great again, kurwa. Dziękuję za uwagę.

Po jakże wspaniałym przemówieniu, którego sam Hitler mógłby się powstydzić, dało się słyszeć tylko głośne oklaski ze strony jakichś starych bab, zagorzałych katoli i konserwatystów, które jednak nie były wystarczające dla Czarnka, oj nie.

Polska naszych marzeń |Korwin x Czarnek|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz