Rozdział 1

455 14 49
                                    

"Na tym polega wartość życia, że płaci się za nie nawet życiem." ~Karel Capek

Wysiadam z pociągu i momentalnie czuję nieprzyjemne dreszcze spowodowane zimnym, jesiennym powietrzem, które ogarnia moje ciało. Rozglądam się po stacji. Jest naprawdę niewielka i prawie nikogo na niej nie ma. Zaledwie cztery osoby. Starsza pani siedząca samotnie na ławce, dwójka nastolatków połykająca sobie nawzajem twarze i Karlheinz Sakamaki, czekający właśnie na mnie.

Biorę głęboki oddech, strzepuję nieistniejący brud ze swojego czarnego płaszczyka i patrzę niepewnie na stojącego nieopodal mężczyznę. Jak na człowieka, który w szkole średniej spotykał się z moją matką wygląda bardzo młodo. Jest bardzo elegancko ubrany i wygląda na bardzo zadbanego mężczyznę. Podchodzi do mnie i posyła w moim kierunku przyjazny uśmiech. Odpowiadam mu jedynie skinieniem głowy.

— Ty musisz być oczywiście Hanae Hashimoto. Wyglądasz zupełnie jak Sachiko. Masz takie same duże, ciemne oczy pełne naturalnego blasku. — mówi, wpatrując się we mnie jak w jednen z najlepszych obrazów.

Uśmiecham się lekko speszona. Mimo wszystko schlebiają mi jego słowa. Moja mama była jedną z najpiękniejszych kobiet jakie w życiu widziałam i wiele osób myślało dokładnie to samo co ja. Wiedziałam, że nawet w połowie nie mogę równać się z jej urodą, lecz gdy ludzie porównywali mnie z nią brałam to za największy komplement.

— Dziękuję bardzo, Panie Sakamaki, lecz nie mogę się zgodzić z Pana słowami. Nigdy nie będę się równać nawet w połowie urodzie Sachiko. — odpowiadam pewnie, czym wywołuję uśmiech na twarzy mężczyzny.

— Jesteś zaiste zbyt skromna i krytyczna wobec siebie. — uśmiecha się pokrzepiająco, lecz po chwili poważnienie, patrzy na mnie wzrokiem pełnym współczucia. — Chciałem, żebyś wiedziała, że jest mi naprawdę przykro z powodu Sachiko. Przyjmij moje kondolencje.

Czuję jak moje ciało ogarnia przygnębienie. Wiem, że nie mogę pozwolić, żeby emocje mną zawładnęły i odrzucam od siebie wszystko co ludzkie. Żadne uczucie nie może być ważniejsze od mojego zadania. Nawet, jeśli chodzi o moją własną matkę. Nic nie może być moją słabością, inaczej nie byłabym w stanie ochronić świętej krwi płynącej w moich żyłach.

Uśmiecham się blado, kiedy czuję przeszywające spojrzenie Karlheinza.

— Dziękuję, że zechciał Pan spełnić ostatnią wolę mojej matki i przygarnął mnie pod swój dach. — mówię, kłaniając się lekko, chcąc okazać mężczyźnie wdzięczność i szacunek.

Pan Sakamaki kładzie dłoń na moim ramieniu, nakazując mi się wyprostować.

— To żaden kłopot. Tak właśnie należy i jestem naprawdę szczęśliwy, mogąc spełnić ostatnią wolę Sachiko. Poza tym, Karlheinz wystarczy. — uśmiecha się a w jego oczach pojawia się błysk.

— Oczywiście. — również odpowiadam mu uśmiechem.

— Pozwól, że odprowadzę cię do samochodu. — mówi, wskazując ręką w stronę stojącej nieopodal czarnej limuzyny.

Jestem szczerze zdziwiona. Nie spodziewałam się, że kiedykolwiek będę miała okazję przejechać się prawdziwą limuzyną. Wprawdzie wiedziałam, że Karlheinz jest bogatym człowiekiem, mimo wszystko nie myślałam, że jest aż tak bogaty. Uśmiecham się pod nosem lekko podekscytowana. Chwytam za rączkę walizki stojącej obok i idę w ślad za idącym w stronę pojazdu mężczyzną, pozwalając kręcącym się kółkom hałasować.

Młody mężczyzna wysiada z samochodu, gdy do niego podchodzimy. Ma ciemne włosy i oczy, ubrany jest w garnitur i prezentuje się bardzo dostojnie i schludnie. Uśmiecha się do mnie przyjaźnie i wystawia w moją stronę rękę.

Blood Guardian| Diabolik Lovers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz