Mistletoe (DESTIEL ONE-SHOT) part 1

624 50 61
                                    

świąteczny shocik który już kiedyś na moim profilu był - tym razem jest dłuższy więc postanowiłam podzielić go na dwie części, drugą wrzucę Wam jutro (środa) albo jeżeli się nie wyrobię to w czwartek :)

Ambicja. To przedziwna rzecz, której niezliczone pokłady mamy wtedy, kiedy potrzebujemy ich najmniej, zwykle jako dzieci – snujemy wielkie marzenia o wielkich rzeczach, oczami wyobraźni latamy w kosmos, widowiskowo łapiemy przestępców, dokonujemy technologicznych odkryć wstrząsających rasą ludzką i stajemy się światowej sławy muzykami. A potem przychodzi życie i okazuje się, że wielkim wyczynem wcale nie jest znalezienie się na Księżycu.

To comiesięczne wyrobienie na ratę kredytu w banku.

Castiel, odkąd pamiętał, wielkie marzenia miał dwa. W jednym z nich zostawał znanym politykiem, może nawet prezydentem, w szkole zapisał się do grupy teatralnej i od tamtej pory ciągnęła się za nim alternatywa, miał niezły głos, z czasem polubił przebieranki. Pod naciskiem nauczycielki, która ponoć widziała w nim potencjał, skończył szkołę aktorską, to było dziesięć lat temu. Dziesięć lat, a upragniona wielka rola nigdy nie nadeszła.

W weekendy grywał w podrzędnych przedstawieniach na deskach Teatru 80, w inne dni pomieszkiwał u swojego robiącego błyskotliwą kulinarną karierę brata i rozmyślał o utraconym śnie, o możliwościach oddalających się od niego z każdym tygodniem, wielki aktor czy wielki polityk, nie został ani jednym, ani drugim. Zazdrościł Gabe'owi, któremu się udało. Gabe'owi, który otworzył własną restaurację na dolnym Manhattanie, a później zatrudnił się jako prywatny kucharz dzianego dewelopera z zamożnej dzielnicy SoHo. Wciąż zastanawiał się, co zepsuł, co zrobił nie tak, dlaczego znalazł się w miejscu w którym się znalazł, i kto urządził świat tak idiotycznie, że tylko nielicznym udawało się w rzeczywistości podążyć obraną ścieżką i dotrzeć do jej końca, nigdzie się po drodze nie gubiąc.

Westchnąwszy ciężko nad tym kosmicznym pytaniem w mroźny poranek na początku grudnia poprawił się u progu imponującej białej kamienicy i wcisnął dzwonek. Za jego plecami ludzie śpieszyli ulicą, ubrani w płaszcze, ich obcasy stukały na chodniku. Z głównej alei dobiegał klakson za klaksonem.

Usłyszał, jak ktoś po drugiej stronie domofonu odbiera, męski głos odezwał się gładko z głośnika.

Tak?

– Uhm, ja na rozmowę o pracę – wyjaśnił. – Castiel Morgan. Brat Gabriela.

Och, cześć – zabrzmiało, jakby przypomniał sobie, że faktycznie miał kogoś takiego oczekiwać. – Wejdź.

Deweloper mający tak mało czasu, że nie starczało mu go na przygotowywanie sobie jedzenia, nazywał się Samuel Winchester, a Gabe zupełnie przypadkiem wyczarowując mu pewnego dnia zajebiście drogą sałatkę z krewetek na lunch podsłuchał, jak rozmawia ze swoim bratem, który najwyraźniej miał podobny problem, tyle że on szukał kogoś, kto ogarnąłby mu nie tylko kuchnię, ale i całą chałupę. Dean Winchester handlował antykami, był właścicielem sieci sklepów ze starymi obrazami, meblami, skupował i sprzedawał stare rzeczy, podobno sprowadzał je do Stanów z całego świata – nic dziwnego, że nie miał kiedy segregować skarpetek. To na pewno nie była dla Casa wymarzona posada, ładować i opróżniać pralkę jakiemuś nadętemu lalusiowi, ale, jak już zostało wspomniane, zasoby ambicji maleją w każdym z nas w miarę upływu czasu, a Teatr 80 nigdy nie pozwoliłby mu wyprowadzić się od Gabriela i w końcu zamieszkać solo.

O ile naprawdę zależało mu na zarobieniu na własny czynsz, musiał podjąć się czegokolwiek.

Nadęty laluś otworzył mu i mina odrobinę zbledła Casowi na jego widok. Kurwa mać, laluś rzeczywiście był lalusiem, przystojnym lalusiem. Dean uśmiechnął się do niego, w białej koszuli z rękawami podwiniętymi do łokci i dżinsach, boso na ciemnym parkiecie, miał jasne włosy, zielone oczy i do Casa dopiero po chwili dotarło, że spojrzenie zjechało mu po nim w dół, aż nie zobaczył tych bosych stóp.

Mistletoe (DESTIEL ONE-SHOT)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz