prolog

258 30 34
                                    

Na wstępie chciałabym zaznaczyć, że rozdział ten zawiera delikatnie mocną scenę, która może obrzydzić czytelnika.


Dźwięk syren policyjnych doszczętnie wypełnij ulice Musutafu skąpane ostatnimi promieniami zachodzącego słońca. W powietrzu unosił się ohydny, duszący dym wdzierający się w każdą wąską uliczkę pomiędzy marketami pozbawionymi szyb, z poprzewracanymi regałami i rozsypanym asortymentem. Zewsząd do uszu blondyna, ubranego w ciemny bohaterski strój przylegający idealnie do wyrzeźbionej klatki, dochodziły przeraźliwie krzyki mieszane z kolejnymi wybuchami, wyciem psów i płaczem dzieci.

Przeklnął siarczyście pod nosem, mijając przywrócone na środek jezdni drzewo rosnące na skraju niewielkiego parku. Otaksował spojrzeniem najbliższą okolice, upewniając się, że jest całkowicie pusta, wolna od cywili, którzy mogliby stracić życie, w momencie, gdy chłopak musiałby stoczyć walkę.

Minął parę zakrętów, długich ulic rozciągających się po kilkadziesiąt metrów i rozchodzących się we wszystkie możliwe strony świata, nim zatrzymał się tuż przed pobojowiskiem, doszczętnie zmiecioną z powierzchni ziemi dużą galerią, do której niegdyś został wyciągnięty przez swoich przyjaciół do kina.

Teraz po galerii nie było śladu. Dziura powstała po wybuchu zaczęła ukazywać się powoli, gdy kurz uniesiony ku niebu opadał na brudną ziemię.

Katsuki zacisnął zęby zdenerwowany, zasłaniając usta dłonią przyodzianą w zieloną rękawicę, a drugą aktywując swój dar. Wzbił się ku górze, spoglądając w nerwach na całą okolicę. Jego krwistoczerwone oczy przeskakiwały z punktu do punktu, dokładnie wszystko analizując, nim pośród opadającego brudu spostrzegł coś, a raczej kogoś, kogo widok sprawił, że jego serce zatrzymało się, by następnie zabić z jeszcze większą prędkością. Krew w jego żyłach zawrzała, a dudnienie w uszach z każdą sekundą narastało, gdy dzięki swojej mocy przeleciał nad kurzem, obracając się w powietrzu i odbijając jednym, potężnym wybuchem. Szybkość, z jaką pokonał dzielący go z powietrza do przyszpilenia wroga dystans, mógłby wzbudzić respekt w niejednym profesjonalnym bohaterze, ale Bakugo Katsukiego nie obchodziło nic w momencie, gdy zadawał mocne ciosy w twarz wroga. Nie obchodziło go to, że krew rozbryzgująca się z połamanego nosa, chwile wcześniej ukrytego pod jakąś dziwaczną maską teraz brudziła jego strój.

— Bakugo Katsuki, prawda?

Chrapliwy głos dotarł do uszu blondyna, przez co na moment zawahał się w wykonywaniu następnych uderzeń.

— Nie wolałbyś się do nas przyłączyć? — Wypowiedziane pytanie, spowodowało zaskoczenie w młodym chłopaku. — Przecież oboje dobrze wiemy, że byłbyś lepszym złoczyńcą, niż bohaterem. — Mężczyzna leżący na ziemi uśmiechnął się szeroko, wyciągając dłoń przed siebie. — Byłbyś idealnym kandydatem na mojego pieska. — Wymruczał, kładąc dłoń na okurzonym policzku bohatera.

Wypowiedziane słowa odbijały się w uszach Katsukiego jeszcze chwile, nim dziwny paraliż ustąpił, a Katsuki z wściekłością zacisnął zęby, chcąc znowu uderzyć złoczyńcę.

Moment zawahania się, tylko parę sekund zadecydowało o tym, że oczy złoczyńcy zabłysły fioletowym, głębokim kolorem, a z jego dłoni wypłynęła biała energia, odpychając Bakugo paręnaście długich metrów dalej.

Bakugo był wściekły. Był cholernie wkurwiony, czując piekący ból na policzku i czując metaliczny smak w ustach, kiedy przetarł wierzchem dłoni swoje wargi i ledwie dźwignął się na nogi, spoglądając przed siebie.

save me • bakudeku [zawieszone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz