Chapter 6

4 2 0
                                    


Reszta dnia mija spokojnie, wręcz nudno. Louis siedzi w swoim granatowym fotelu, a ja leżę na kanapie zwinięta w kłębek. To dom na morzu, więc mężczyzna nie trudził się, aby podłączyć prąd i teraz, kiedy robi się coraz ciemniej, ogarnia mnie lekki niepokój.

Blondyn spogląda na mnie posępnie i orientuje się, że boję się otaczającej nas ciemności. Wstaje i znika w korytarzu, by po chwili wrócić z kilkoma świecami i zapałkami. Stawia je na stoliku przede mną i zaświeca po kolei, po czym siada obok.

Spoglądam na jego bladą twarz - jeszcze nie jest wampirem, tylko cierpi przemianę. Ta chwila zbliża się wielkimi krokami i jeszcze nie wiem, jak się to stanie, ale na samą myśl, coś ściska mi się w żołądku. Boję się, co będzie z nim i ze mną, gdy przemiana nastąpi. Będzie czuł się na siłach, żeby ze mną rozmawiać? Czy będzie czuł pragnienie nie do pokonania?

Krople potu spływają po jego czole, a błękitne oczy spowija przezroczysta kopuła. Jednak poza tym otacza go stoicki spokój.

- W porządku? - szepczę, podnosząc się na łokciach. - Przynieść ci wody? Albo coś?

- Nie, nie trzeba... - odpowiada szorstko. Jednak mam wrażenie, że pod tą oschłością skrywa potworny ból.

- Kiedy to nastąpi? I co się wtedy stanie?

- Nie dasz mi w ciszy pocierpieć, co? - pyta, parskając słabym śmiechem. Zmieniam pozycję do siadu i podsuwam się bliżej, żeby lepiej go słyszeć.

- Nie. - kiwam głową, uśmiechając się.

- Myślę, że mam jeszcze z dwie godziny. Ból będzie stawał się coraz gorszy, a kiedy dojdzie do tego... Zamknę się w piwnicy, żebyś nie musiała na to patrzeć. A ty spróbuj wtedy zasnąć. - odwzajemnia uśmiech.

Dociera do mnie, jak wielki musi czuć ból przy każdej przemianie i jak długo to trwa. Biedny, nie może temu zapobiegać w nieskończoność.

- Lubię cię człowiekiem, ale wampirem też jesteś fajnym. - sama nie wiem, kiedy kładę głowę na jego ramieniu i obejmuję go. Ciepłe łzy spływają po moich policzkach. Mój oddech jest niespokojny.

- Dziękuję. A ty jesteś niezapomnianą osobą. Nawet w środku nocy, gdy jestem sam, słyszę ten twój irytujący głos w głowie. - odpowiada ze śmiechem.

Innym razem pewnie bym się obraziła, ale nie dziś. Póki czuję jego ciepło, czuję, że mogę wszystko przeboleć. Rozgrzewa mnie od środka...

Jego ramię jest tak wygodne, że w którymś momencie po prostu zasypiam, wciąż myśląc jedynie o nim. Budzą mnie ciche kroki i gdy otwieram oczy, orientuję się, że leżę na kanapie przykryta kocem, a Lousi skulony zmierza w kierunku drzwi piwnicy. Chyba wyczuwa mój wzrok na sobie, bo odwraca się, posyłając mi wymuszony uśmiech. Widzę łzy w jego oczach, kompletną bezsilność i sama zaczynam płakać.

- Nie można tego w żaden sposób uniknąć? - szepczę.

- Niestety. - odpowiada. - Śpij spokojnie. Nic mi nie będzie.

- Louis, pozwól mi być przy tobie. - na te słowa blondyn rozszerza oczy i poważnieje.

- Nie, Juliette. Nie chcę, żebyś to widziała.  - odwraca się i rusza dalej.

- Louis!

- Tak?

W tej chwili w gardle wyrasta mi wielka gula, której nie jestem w stanie przełknąć. Nie wiem, co powiedzieć, więc próbuję przekazać mu telepatycznie, jak bardzo się o niego boję. I jak bardzo boję się zostać sama.

Blask Świtu: Wojownik Dnia i Nocy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz