Chapter 7

6 2 0
                                    


Nie ukrywam, że słysząc krzyki Jake'a, płakałam. Nie ukrywam, że modliłam się, żeby dodać mu sił. Nie ukrywam, że chciałam nawet zamienić się z nim miejscami.

Kiedy pierwsze promienie słońca roświetlają mgliste niebo, nieznajomy przynosi nieprzytomnego chłopaka i kładzie go na tylnych siedzeniach. William i James zajmują przednie siedzenia, nie odzywając się ani jednym słowem.

- Ja was odwiozę. - rzuca oschle blondyn, wskazując czerwonego Mercedesa przy drodze.

Nie sprzeciwiamy się, tylko podążamy za nim, a potem ja zajmuję miejsce przedniego pasażera, a Clara siada tuż za mną. Ruszamy pierwsi i wyjeżdżamy z gęstego lasu na odludną drogę.

- Ty jesteś tą Juliette, co nie? - pyta, śmiejąc się pod nosem.

- Co cię tak bawi? - nie silę się na uprzejmość.

- Nic. - odpowiada, poważniejąc.

- No co cię tak śmieszy? - rzucam pół tonu wyżej. Uśmiech całkiem znika z jego twarzy, spogląda na mnie surowo.

- Nie odzywaj się tak do mnie. To że jesteś spadkobierczynią stanowiska Przywódczyni, wcale nie czyni cię lepszą od innych. Trochę pokory... - zaciska dłonie na kierownicy i przyspiesza. Kiedy wskazówka na prędkościomierzu sięga stu-dwudziestu, krzyczę, żeby zwolnił.

- Zatrzymaj się i wysadź nas tutaj! Zadzwonię po kogoś z rodziny. - mówię gorzko, zaciskając palce na brzegu fotela.

- Spokojnie, mała... - nieznajomy wybucha śmiechem, jednak zwalnia. Nie widzę za nami samochodu Jamesa i Williama, co zaczyna mnie lekko niepokoić. Nawet nie potrafię określić, czy w dobrą stronę jedziemy.

- Słuchaj, jak się zaraz nie zatrzymasz, mój tata cię znajdzie i zabije. - czuję dłoń Clary na swoim ramieniu. Przełykam ślinę.

Nie odpowiada nam nic, prócz szorstkiego śmiechu. Wampir nie odzywa się do nas w ogóle, do póki nie zajeżdżamy na podjazd dworku rodziców Clary. Oddycham z ulgą i momentalnie wysiadam z auta, trzaskając drzwiami.

Chwilę później zjawiają się James i William. Nieznajomy wychodzi z auta, rzucając mi rozbawione spojrzenie.

- Dzięki, Luke. - James podaje mu prawą dłoń, wymieniają spojrzenia, po czym nieznajomy odwraca się do mnie.

- Jakbyście nie mieli za kogo ją wydać, jestem chętny. - oznajmia, wsiadając do swojego mercedesa i odjeżdżając.

Ciśnienie jeszcze mi nie spadło, przeciwnie - podniosło się na słowa nieznajomego. Spoglądam wyczekująco na Jamesa. Jego reakcja nieco mnie zaskakuje.

- Muszę porozmawiać z twoimi rodzicami, bo może faktycznie Luke jest dla ciebie. - mówi to całkiem poważnie, wymijając mnie. William wyciąga nieprzytomnego Jake'a z auta i zanosi go do dworku.

- Boże. To było straszne. - wydusza Clara, kiedy lampy czerwonego mercedesa znikają za zakrętem.

Przełykam ślinę.

- Oj tak.

- Chodźmy do środka...

*

Jake leży pod kołdrą w gościnnym pokoju. Nikogo tu nie ma oprócz jego, mnie i Clary. To dobrze, bo mam czas na przemyślenia.

Chłopak jest bardzo blady, ma siniaki w wielu miejscach i gorączkę, choć wszystko to powinno mu już minąć. Wszyscy się o niego martwią z ciocią Margaret na czele. Ale ona jest za granicą i załatwia sprawy finansowe związane z naszymi problemami. Wróci najszybciej jak to będzie możliwe.

Blask Świtu: Wojownik Dnia i Nocy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz