Chapter 10

5 2 0
                                    

Tej nocy nie mogę spać. Kiedy promienie słońca wznoszą się ponad horyzont, idę do łazienki, żeby przemyć twarz, następnie ubieram się i schodzę na dół, do jadalni. Na razie są tu tylko dziadkowie, ciocia Adeline i mama. Staram się zrobić wszystko, żeby nie pokazać im bólu w moich oczach. 

- Juliette, czemu nie śpisz? Dopiero siódma rano. - oznajmia mama, zerkając na mnie w zaskoczeniu. 

- idź się jeszcze połóż... - dodaje Adeline.

- Coś się stało, perełko? - pyta babcia. Cholera...

- Zastanawia mnie co z Grace. 

- Kwadrans po czwartej Ron ją przemienił. - oznajmia dziadek, zerkając na zegar naścienny. - Widziałem się z nim o szóstej, był cały blady. Pewnie nieźle cierpiała, bidulka. 

Wzdycham, zamykając oczy. Moja wyobraźnia zaczyna działać, a przed oczami stoi mi martwa Grace... Przełykam ślinę. 

- Zjesz coś? - Babcia podsuwa mi talerz z kanapkami. 

- Dzięki, nie jestem głodna... 

Dopiero około południa nowa członkini naszej rodziny schodzi na dół. Wyobrażałam sobie, że będzie wyglądać bardzo źle, ale przeciwnie - blondynka emanuje energią. Jest bledsza niż wcześniej, a jej włosy połyskują w delikatnych promieniach słońca, które prześwituje przez zasłony. Na jej twarzy widnieje szeroki uśmiech. 

- Grace! - cała rodzina automatycznie zaczyna się nią zachwycać i poświęcać większą część uwagi. Jak dobrze, wreszcie mogę odetchnąć. 

Wybieram się na zewnątrz, aby nabrać w płuca trochę świeżego powietrza, potem kieruję się w stronę lasu, w którym spędziłam większą część dzieciństwa. Mijam stary plac zabaw, amatorskie dzieło dziadka, jednak włożone zostało w to całe jego serce. Kochałam huśtać się na tej huśtawce, bo stąd jest widok na rozległe pole i góry za nimi. 

Gdy miałam jakieś siedem lat, siedziałam na tej huśtawce, wnosiłam się w powietrze, czułam wiatr, miałam wrażenie, że nim władam. Że on mnie słucha. Spoglądając na rozległe niziny, a za nimi niesamowite pasmo górskie, wyobrażałam sobie, że kiedyś stamtąd przyjdzie mój rycerz na białym koniu. Tak bardzo nie mogłam doczekać się tego dnia... Teraz już wiem, że mój rycerz zawrócił, bo poczuł się zagrożony. 

Sama jestem sobie wszystkiego winna. Nie powinnam była tyle z nim przebywać i stale o nim myśleć. Trzeba było odpuścić już dawno. Mogłam usilniej pilnować swojego serca i oddać go Luke'owi, a nie Louisowi. 

Zdradziłam Luke'a. Nie doszło do niczego poważniejszego, ale to jednak zdrada. Pocałunek, dotyk... I myśl. Tej nocy chciałam rzucić Luke'a, gdyby Louis chciał przyjąć mnie. Obiecałam, że będę wierna, a jednak nie byłam. Nie jestem, bo wciąż w głowie mam tylko Louisa. 

- Jestem potworna... - jęczę, siadając na skrzypiącej huśtawce na brzegu lasu. Ponownie wgapiam się w odległe góry. Wyczekuję mojego rycerza, jak kiedyś. Nadzieja umiera ostatnia, a ja wciąż ją mam. 

Cholera. Dzisiaj piąty kwietnia. Za cztery dni moje urodziny. Jak mogłam o tym zapomnieć?! Czy... przejdę wtedy przemianę? Ekscytuję się, ale ogarnia mnie także strach. Chcę być wampirem, ale bycie człowiekiem jest tak niesamowite... Nie wiem, czy jestem gotowa, by żegnać się z tym wspaniałym życiem, pełnym tysiąca barw. 

Odchylam głowę do tyłu, wciągam powietrze pełną piersią. Czuję zapach wiosny, wszystko budzi się do życia i dlatego to moja ulubiona pora roku. Czasami wydaje mi się, że urodziłam się w złej rodzinie, w złym ciele. Nie powinnam być wampirem, tylko zwykłym człowiekiem. Chcę mocniej czuć dotyk i smak. Nie potrzebuję wyostrzonego obrazu i jaśniejszego w ciemności, nie potrzebuję lepszego słuchu. Nie chcę być maszyną do zabijania. Chcę móc cieszyć się promieniami słońca i spędzać noce śpiąc. Chcę odczuwać chłód, żeby ktoś mógł mnie przytulić. Chcę czuć ciepło i wypieki na policzkach. Chcę być żywa. 

Blask Świtu: Wojownik Dnia i Nocy ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz