Rozdział 19

4.9K 237 32
                                    

Wychodzę z domu i uśmiecham się pod nosem, widząc Vitale za krierownicą jakiegoś luksusowego mercedesa. Nie znam się na autach, ale ten, wyjątkowo, robi na mnie wrażenie. Jest klasą samą w sobie, tak samo jak Vitale, gdy akurat nie jest napalonym bądź wkurzonym dzikusem. Standardowo, drugim autem jedzie czworo mężczyzn, którzy zmuszeni są nas pilnować. Oliveto pochyla się i otwiera mi drzwi, nie wysiadając z auta.

- Wskakuj. - Spełniam jego prośbę, chociaż wciąż nie podoba mi się pomysł kolacji u Russo. Ruszamy w trasę. Vitale zerka na mnie spod ukosa, jednocześnie skupiając się na drodze. - Źle się czujesz?

- Nie, wszystko w porządku - mówię, zgodnie z prawdą. Zawroty towarzyszą mi tylko wtedy, gdy zbyt szybko podnoszę się z miejsca, więc staram się nad tym panować.

- Nie wyglądasz, jakby wszystko było okej - marszczy brwi i zaciska mocniej palce na skórzanym obiciu kierownicy.

- Mówiłam Ci wcześniej, że oprócz tego paskudnego siniaka, czuję się dobrze. - Tylko nie chcę, byś spotkał się z Sofią. Nie mówię tego na głos, bo wyjdę na zaborczą babę, a oficjalnie nie jesteśmy w związku. Sama nie wiem, kim dla siebie jesteśmy.

- Skoro tak twierdzisz - rozluźnia się odrobinę, ale w aucie wciąż panuje napięta atmosfera.

- Mąż Sofii jest w porządku? - zadaję pytanie, wpatrując się w jego profil. Drapie się po zaroście, po czym wzrusza ramionami.

- Jeżeli chodzi o interesy, to nigdy mi się nie sprzeciwia - śmieję się pod nosem i kręcę głową. Ach, to przerośnięte ego.

- To, że Ci się nie sprzeciwia, nie czyni go dobrym kumplem, czy coś w tym rodzaju.

- Ja nie miewam kumpli, Valentino. Kompanów owszem, podwładnych także, ale nie kumpli, a tym bardziej przyjaciół. Raz się na jednym przejechałem i nigdy więcej nie popełnię tego błędu. - Jego szorstki ton i sens słów mnie zasmucają. Sama nie mam przyjaciół, ale nie dlatego, że nikt nie próbował się do mnie zbliżyć. Ja zwykle na to nie pozwalałam. Sebastian i Anna byli mi najbliżsi, a i to się posypało. Co nie zmienia faktu, że nadal wierzę w przyjaźń, tylko nie każdemu, jak widać, jest pisana.

- No dobra. Czyli Russo jest do przełknięcia. Tak to nazwijmy - próbuję rozładować atmosferę. Parska pod nosem, więc chyba mi się udaje. Myślami wracam do sprawy Romano, ale z tego, co zdążyłam usłyszeć, nic mu nie jest, a nie chcę dokładać Vitale zmartwień. Dziś stawiam na dobry humor, by choć na moment zapomniał o czarnych chmurach, które wiszą nad naszymi głowami. Pamiętam pod jakim adresem mieści się galeria handlowa, ale Vitale mija ulicę, w którą powinniśmy skręcić. Nic się nie odzywam, bo skoro powiedział, że zabiera mnie na zakupy, to zapewne tak zrobi. Parkujemy przed jedną z unowocześnionych niedawno kamienic. Wyglądam przez szybę, ale nie dostrzegam ani jednego szyldu sklepowego. Gdzie my jesteśmy? W lusterku zauważam, że ochroniarze zaparkowali za nami. Vitale wychodzi z auta, okrąża je i otwiera drzwi po mojej stronie. Obracam się wokół własnej osi i nawet głowę zadzieram do góry, szukając w oknach piętrowego budynku choć niewielkiej reklamy. Rozbawiam tym mężczyznę, który właśnie kładzie dłoń w dole moich pleców. Przechodzi mnie dreszcz, a przecież nie dotknął nawet mojej nagiej skóry.

- Myślałam, że idziemy na zakupy. - Jestem zdezorientowana, gdy pcha mnie w kierunku wejścia do kamienicy. Wpisuje kod i drzwi otwierają się przed nami. Wchodzę jako pierwsza, choć nadal nie wiem, w jakim celu.

- Zaufaj mi, wyjdziesz stąd ze wszystkim, czego potrzebujemy. - My? Może Vitale też będzie robił zakupy dla siebie? Chętnie zobaczę, jak rozbiera się i ubiera na zmianę. Taki scenariusz bardzo mi odpowiada, tylko gdzie w tym budynku znajdziemy sklepy i przymierzalnie. Wchodzimy po schodach na pierwsze piętro. Jestem w jeszcze większym szoku, gdy stajemy przed białymi drzwiami, prowadzącymi chyba do jakiegoś mieszkania. Patrzę na niego pytającym wzrokiem, unosząc jedną brew, ale on tylko uśmiecha się półgębkiem i sięga za klamkę. Nawet nie puka, bo przecież myśli, że jest panem i władcą tej kalabryjskiej ziemi. Chłopcy i ich ego. Wchodzimy do niewielkiego korytarza, którego ściany pokryte są bielą, natomiast podłogę wyłożono grafitowymi w pełnym połysku kaflami. Jedyną dekoracją tego pomieszczenia był srebrny wieszak, wiszący na ścianie i lustro, otoczone ramą tego samego koloru. Pcha mnie dalej, wgłąb mieszkania. Niechętnie wchodzę do przestronnego salonu, urządzonego dokładnie w tej samej gamie kolorystycznej, co korytarz. Białe skórzane kanapy, ustawione w literę U, stały tuż pod trzema dużymi oknami. Między nimi stoi szklany stolik kawowy, na srebrnych nogach. Oprócz kompletu wypoczynkowego, stoi tu kilka wieszaków z ubraniami i jestem pewna, że nie są to ciuchy z sieciówek. I lustra, pełno tu luster w srebrnych ramach, które wiszą na ścianach i dostrzegam też dwa stojące. Przestrzeń wydaje się ogromna, choć metraż zapewne nie jest aż tak duży.

Valentina Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz