1

52 6 0
                                    

Odgłos silnika motorówki zagłuszał rozmowę, którą Patrick prowadził ze sternikiem. Stali przy kokpicie i wskazywali w kierunku widocznego w niewielkiej oddali lądu. Mogłam się tylko domyślać, że omawiali kurs jaki obrać, aby najsprawniej dopłynąć do mariny przy posiadłości ciotki Ivone. Musieliśmy dotrzeć tam jeszcze przed spodziewanym deszczem. Ciemna chmura na prawej burcie zbliżała się w naszym kierunku i mogła w każdej chwili rozpętać sztorm, którego kilkumetrowa łódź nie miała szansy przetrwać. Chwyciłam się mocniej metalowego uchwytu przy siedzeniu, kiedy motorówka wykonała nagły skręt, aby ominąć wzmagające się fale. Kasztanowe włosy Patricka rozwiewały silne podmuchy coraz chłodniejszego powietrza, gdy zerknął w moim kierunku i posłał mi najjaśniejszy z uśmiechów. Wczoraj kiedy go widziałam jego włosy w świetle ksieżycaa wydawały się czarniejsze niż węgiel, jednak dziś dostrzegłam, że pośród ciemnobrązowych kosmyków, słońce porozrzucało jaśniejsze refleksy. Nie mogłam się nadziwić jak bardzo zmienił się od naszego rozstania. Jak zmężniał, spoważniał. Minione lata wyostrzyły rysy jego przystojnej twarzy i nadały im charakteru. Nie wiem dlaczego, ale dopiero teraz dostrzegłam jak głębokie były zmarszczki na jego czole i wokół błękitnych jak ocean oczu. Nie ujmowało mu to uroku, wręcz przeciwnie, sprawiało, że z każdym momentem coraz trudniej było mi oderwać od niego zauroczone nim spojrzenie. Kilkudniowy zarost na szerokiej szczęce wołał moje dłonie abym zanurzyła w nim palce. Zaczynałam swoją przygodę nie znając kierunku i celu, ale ze szczerą nadzieją, że mężczyzna którego wiele lat temu obdarzyłam uczuciem, ale i zaufaniem, jest właśnie tym czego mi w życiu najbardziej potrzeba, a cokolwiek mnie teraz czeka, będzie najszczęśliwszym etapem mojego życia. Bo czy nie każdy ma taką właśnie wiarę? Wiarę, że przyszłość przed nami, wiedzie nas do lepszego? Wierzyłam więc, że to co wydarzyło się przed laty, nasze mimowolne rozstanie, wypadek, amnezja i ponowne połączenie na środku oceanu było drogą, którą miałam podążyć, aby być szczęśliwą. I, bez cienia wątpliwości byłam szczęśliwa. Przerażona, ale podniecona i pełna optymizmu, jak nigdy wcześniej. Wyruszałam w podróż lekko na gapę, bez mapy, zostawiając przeszłość za sobą. Bez żalu, choć z nostalgią.
Fala za falą uderzały w burtę łodzi podrzucając słoną mgiełkę i rozsiewając ją po moim ciele. Zerknęłam po raz ostatni na znikającą za wyspą Moanę i zaszkliły mi się oczy. To był dobry sezon, jak wszystkie inne, które na niej spędziłam. Właściwie najlepszy. Jego zakończenie jedynie potwierdzało ten fakt. Wiedziałam, ze będę tęsknić do naszych rejsów, do całonocnych rozmów z Caroline, do przydługich zebrań z Jonathanem, wygłupów z Jamesem i Ellą, dziecinnych, ale zabawnych flirtów z Codym. Poprzedni sezon zaczął się tak nieoczywiście, tak normalnie, zwyczajnie. Kolejni goście zjeżdżali się na Moanę, spędzali tam tydzień, wypoczywając i ciesząc się z luksusów, które oferowaliśmy wraz z jej załogą, a potem udawali się w sobie tylko znanych kierunkach, zastępowani przez kolejnych żądnych ekskluzywnych wakacji imprezowiczów. Przez całe lato, jako główna stewardessa sprzątałam ich kabiny, prałam bieliznę, podawałam do śniadania, obiadu, kolacji, nie raz spełniałam najróżniejsze, dziwaczne i niedorzeczne zachcianki. Uśmiechałam się do nich raz szczerzej, innym razem, bo tak wypadało stewardessie, a na koniec liczyłam napiwki i zapominałam, że kiedykolwiek istnieli. Jednak ostatni gość Moany był inny, wyjątkowy, już nie odszedł, nie zniknął. Był tu ze mną, przy mnie, ponownie.
Motorówka zwolniła i sternik rozpoczął przygotowania do przybicia do pomostu, jakże podobnego do tego od którego tydzień temu zaczęła się moja najwspanialsza przygoda. Tydzień, który zmienił moje życie i pozwolił mi ponownie odnaleźć ukochanego choć myślałam, że utraciłam go na zawsze. Dzień w którym Patrick niespodziewanie zjawił się na pokładzie Moany był najdziwniejszym w moim życiu. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że Patrick stracił pamięć i nie miał pojęcia kim jestem, nie miał pojęcia jak wiele dla niego znaczyłam, a on dla mnie. Wyklinałam go w myślach, że mnie zostawił, że udaje jakbyśmy nigdy nie byli dla siebie najważniejszymi ludźmi na ziemi. Na szczęście nasza miłość wygrała, a Patrick przypomniał sobie, że kiedyś istniałam w jego życiu i tworzyłam je wraz z nim. Teraz moim zadaniem było przypomnieć mu jak bardzo mnie kochał.  Los potrafi być taki  nieprzewidywalny. Dwa miesiące temu wypływając w swój piąty rejs nigdy nawet w najśmielszych snach nie wymarzyłabym sobie takiego finału.
- Jesteśmy na miejscu – oznajmił sternik, a motor łodzi przycichł by w końcu zamilknąć na dobre.
Ciepła dłoń Patricka wyciągnięta w moim kierunku była znajoma, a jednocześnie tak obca po ponad pięciu latach rozłąki. – Stan przyniesie nam nasze bagaże – poinformował mnie, pomagając mi bezpiecznie zejść na ląd. Sternik przytaknął bez słowa i uśmiechnął się uprzejmie. Okej, pierwsza osoba, którą poznaję na nowej drodze do przyszłości, zapamiętać – Stan.
- Dziękuję, Stan – powtórzyłam celowo jego imię, żeby nie umknęło mi w pięć sekund po odejściu.  Nie wiedziałam czy spotkam go ponownie, ale warto było nawiązywać każdą możliwą znajomość w świecie, gdzie nie znało się nikogo.
Drewniany pomost zaskrzypiał cicho pod naszymi stopami. Okryłam się ramionami, gdy kolejny silny podmuch przyniósł zimną wilgoć nadchodzącej burzy. Sukienka nasiąknięta morską wodą przykleiła mi się do nóg, co jedynie wzmagało uczucie chłodu. Patrick wciąż prowadząc mnie za rękę pokierował nas w głąb plaży. Pomost przechodził w kamienną ścieżkę wijącą się pomiędzy kopczykami poukładanymi przez wiatr na piaszczystej plaży, by po chwili wspinać się nieco pod górę. Gdy piasek po obu stronach ścieżki zastąpiła zieleń trawy, w około jakby znikąd wyrosły tańczące sztormowy taniec palmy. Widok był tak nieziemski, że niemal nierealny. Egzotyczne krzewy ozdobione kwiatami we wszystkich kolorach tęczy tłumiły chłód coraz mocniejszych porywów. Wysokie kładące się na wietrze trawy szumiały jak w złowrogim horrorze, co zauważalnie kłóciło się z eterycznością i delikatnością ich cienkich liści. Podniosłam wzrok i aż zatrzymałam się z wrażenia zaskakując tym Patricka. Dom, na szczycie pagórka był przeogromny! Wygadał nie jak willa przy plaży, ale jak pensjonat lub mały, ekskluzywny hotel. Słońce, ostatkiem sił przebijające się przez otwory w zasnuwających wolno niebo obłokach, odbijało się od ścian potęgując ich oślepiającą biel. Budynek miał trzy piętra, a jego pokryta oknami ściana wychodząca na ocean rozciągała się na co najmniej trzydzieści, lub czterdzieści metrów. Z ledwością ogarniałam ją wzrokiem. Przestronne, całkowicie przeszkolone, poczwórne drzwi wychodzące na marmurowe patio wielkości mojego mieszkania, były otwarte szeroko, a powiewające na przedburzowych podmuchach białe zasłony zapraszały nas do środka. Patrick popatrzył na mnie z wahaniem, równie wielkim jakie czułam w sercu. Nie wiedziałam czy jestem gotowa na to co lub kto czeka na mnie w środku, ale ciekawość była silniejsza niż rosnące we mnie i chyba nieuzasadnione obawy.
Spomiędzy zasłon wyłoniła się postać a Patrick nareszcie się uśmiechnął i machnął w jej stronę.
- Ciotka rzadko wita się z gośćmi w drzwiach, zwykle robi to lokaj – rzekł, ściszając głos. – Musisz być kimś naprawdę ważnym – dodał z zawadiackim błyskiem w oku i pociągnął mnie za sobą.
Im bliżej byliśmy, tym twarz czekającej na nas postaci stawała się wyraźniejsza, a jej rysy piękniejsze. Zastanawiałam się, kiedy Patrick miał czas opowiedzieć o mnie swojej ciotce, co z pewnością uczynił zważywszy na przyjazny uśmiech jakim nas witała. Czy powiedział jej, że byliśmy zaręczeni, że planowaliśmy przyszłość, że mieszkaliśmy razem i kochaliśmy się jak szaleni? Czy opowiedział jej, jak bardzo to, że wyjechał, żeby zająć się rodzinnym biznesem i chorym ojcem, złamało moje serce, aby potem, kiedy zniknął na dobre, zabrać ze sobą kawałek mnie na zawsze? To prawda, otrząsnęłam się po jego odejściu, ale nigdy nie wyleczyłam wyrwy w mojej duszy, aż do teraz.
Droga w górę ciągnęła się jakby nie miała końca, a im bliżej byliśmy tym dom stawał się większy i bardziej onieśmielający. Z oddali widziałam jak kilku ludzi w czarnych garniturach przemierza dystanse wzdłuż ścian budynku. Opcje były dwie, albo byli to ochroniarze najlepiej strzeżonego domu na plaży jaki widziałam w swoim życiu, albo zagubieni pracownicy korporacji z nielimitowanym dostępem do karnetów siłowni. Wiedziałam, że ciotka Patricka jest dobrze sytuowana, ale to, co stawało się właśnie oczywistością, przerastało moje wyobrażenia. Moja rodzina nie była majętna, choć nie mogę powiedzieć, żebyśmy żyli w biedzie czy jakimkolwiek niedostatku. Nic nam w życiu nie brakowało, ale moi rodzice dość ciężko pracowali na każdy zarobiony cent i nie mogliśmy pozwolić sobie na  wydawanie pieniędzy bez myślenia o tym, czy to co wkładamy do sklepowego koszyka jest nam niezbędne. Patrick był na drugim końcu finansowej barykady. Jego rodzice, z tego co opowiadał niegdyś, oczywiście pracowali równie ciężko i nie można było im nim w tej kwestii zarzucić, ale pieniądze przychodziły im trochę prościej niż przeciętnemu Smithowi. Patrick nigdy się nie chwalił swoją zamożnością, choć wprawne oko mogło po krótkiej obserwacji dostrzec te maleńkie szczegóły, które zdradzały, że nie ma problemu z debetem w banku pod koniec miesiąca. Drogi markowy zegarek, najnowszy telefon, który dopiero wyszedł na rynek, samochód, którego nikt normalny będąc studentem na garnuszku rodziców, nie byłby w stanie posiadać. Tyle pamiętałam z przeszłości. Kim był teraz?
Kolejny podmuch wiatru przyniósł pierwsze krople deszczu, które poczułam na policzkach i nagich ramionach. Przyspieszyliśmy kroku, a dłoń Patricka zacisnęła się mocniej na mojej. Uśmiech na twarzy ciotki Ivone rozszerzył się, ukazując białe równe zęby.
Patrick wspominał mi wczoraj przelotnie, że ciotka Ivone była młodszą siostrą jego zmarłego ojca, mówił że ma pięćdziesiąt pięć lat, że jest stanowczą i bardzo energetyczną kobietą, ale nawet po tym jak poinformował mnie, że nie żałuje sobie na operacje plastyczne, i wcale się tego nie wstydzi, nie spodziewałam się ujrzeć kobiety o twarzy niewiele starszej od mojej. Była przepiękna. Taka dystyngowana, elegancka, niedostępna. Zwykle nie miałam się czego wstydzić, jestem ładna, szczupła, mężczyźni nie szczędzą mi komplementów, ale przy niej wydawałam się... przeźroczysta.  W każdej rodzinie jest taka dziewczyna, cicha, skromna, nie wyróżniająca się z tłumu, taka nie za ładna, choć zdolna kuzynka ze strony stryjecznej ciotki szwagra, o której wszyscy za jej plecami mówią, że skończy z gromadą kotów i depresją. Tak właśnie teraz się czułam. Ciotka Patricka onieśmielała mnie bardziej niż niejedna gwiazda filmowa lub celebryta, których przecież widywałam często na pokładzie Moany. Opięty, karmelowy top na ramiączka uwydatniał jej pełne, sterczące piersi i gładki dekolt. Jej białe szerokie spodnie zafalowały na wietrze odkrywając niebotycznie wysokie szpilki. Oparła się dłonią o futrynę, a drugą złapała pod bok. Gdybym spotkała ją na ulicy zapewne pomyślałabym, że jest byłą modelką, lub telewizyjną dziennikarką i moim pierwszym odruchem byłoby szukanie w myślach w którym z programów widziałam ją w ostatnim czasie. Takie twarze i figury widuje się tylko na ekranach telewizora. Kto by pomyślał, że kobieta tak... kobieca, zajmowała się branżą metalurgiczną. Nawet do końca nie wiedziałam, co oznacza ten zwrot ale kojarzyło mi się to jedynie z hutami żelaza i spoconymi silnymi facetami, niosącymi na swoich barkach wielkie kawały żelastwa i nijak ciotka Ivone nie pasowała mi do tego wizerunku.
- Nareszcie jesteście! – zawołała, gdy dotarliśmy do miejsca gdzie nas wyczekiwała.
Z narożników budynku trzy kamery skierowały się w naszym kierunku, obserwując każdy nasz ruch.
- Dzień dobry Ivone – przywitał ją Patrick, ale zupełnie go zignorowała, przenosząc błękitny niczym otchłań oceanu wzrok wprost na mnie. Zupełnie jak obiektywy kamer ponad naszymi głowami.
– Grace, kochanie, niech cię ucałuję – rzekła z uśmiechem chwytając mnie za ramiona i cmokając w oba policzki. W całym szoku i zakłopotaniu zupełnie nie wiedziałam jak mam się zachować i zapomniałam języka za zębami, więc jedynie uśmiechnęłam się i dygnęłam jak przed królową, a ciotka dodała: - Wchodźcie do środka, za chwilę będzie padać. No dalej Patrick, odbierz od Grace marynarkę i od razu siadajcie do branchu, musicie umierać z głodu.
Patrick rzucił mi przeciągłe, rozbawione spojrzenie mówiące „zaczyna się" i wykonał polecenia ciotki. Dziś rano poza kilkoma innymi szczegółami zdążył mnie także uprzedzić, że z opinią ciotki nie ma co dyskutować. Sternik Stan pojawił się z naszymi walizkami w drzwiach i ukłonił się nisko Ivone, witając ją formalnym zwrotem „Dzień dobry, proszę pani" a ona skinęła na niego bez słowa. Najwyraźniej zrozumiał o co jej chodziło, bo zniknął bez pożegnania równie szybko jak się pojawił.
- Patrick! – usłyszałam kobiecy pisk radości z oddali a potem kroki galopujące w naszą stronę. W ostatniej chwili ujrzałam rzucającą się na szyję Patricka burzę czarnych loków w kwiecistej zwiewnej sukience. – Nie widziałam cię sto lat! A ty musisz być Grace – śliczna, na oko dwudziestoletnia dziewczyna podbiegła teraz do mnie i uściskała mnie mocno. – Jestem Lila. Strasznie się cieszę, że mogę cię nareszcie poznać. Patrick mówił nam, że jesteś piękna, ale nie mówił, że aż tak. O matko, musimy pójść jutro razem na zakupy! Mam ci tyle do powiedzenia – trajkotała, a jej entuzjazm i szeroki na pół twarzy uśmiech udzielił się i mnie.
Czyli jednak zdążył wspomnieć im o mnie...
- A to jest córka Ivone. Moja siostra cioteczna i straszna gaduła – zaśmiał się Patrick, a Lila klepnęła go karcąco w ramię.
- Miło mi cię poznać. Śliczna sukienka – skomplementowałam ją, nie tylko dlatego, że tak wypadało. Lila była olśniewającą dziewczyną. Podobną do matki jak dwie krople wody. Teraz dopiero dotarło do mnie jak dobrą robotę wykonał chirurg plastyczny Ivone.
Grzmot błyskawicy gdzieś w oddali przypomniał mi o nadchodzącej od oceanu burzy.
- No i właśnie o tym mówię. Pasujemy do siebie. Wiedziałam od pierwszej chwili kiedy Patrick zadzwonił do nas z informacją o przyjeździe i powiedział o tobie, że dogadamy się jak najlepsze przyjaciółki – zawołała radośnie i nim zdążyłam jakkolwiek zareagować teraz to ona ciągnęła mnie za dłoń w głąb przepastnego domu.
Patrick wraz z ciotką podążyli za nami, choć dostrzegalnie zostali w tyle. Obejrzałam się za siebie ukradkiem. Na dotąd zrelaksowanej twarzy Patricka pojawiło się napięcie, którego nie pamiętałam z czasów przed naszym rozstaniem. Przejęcie firmy po ojcu w tak młodym wieku musiało być dla niego ogromnym obciążeniem.
Lila chwyciła mnie pod ramię i przytuliła do swojego.
- Na długo zostajecie? – spytała, zaskakując mnie tym pytaniem, prowadząc przez wysoki, długi hol, w stronę jasnej jadalni usytuowanej w zimowym ogrodzie domu.
- Szczerze mówiąc nie mam pojęcia – odpowiedziałam. – Nie mieliśmy okazji tego omówić.
- Z Patrickiem tak to już jest, zawsze ma coś ważniejszego. Ciągle powtarzam mu, że w życiu są rzeczy ważniejsze niż praca. Straszny z niego pracoholik. Ale ty zapewne o tym wiesz lepiej niż ja. Nie wiem jak z nim wytrzymujesz, ale musisz być aniołem – posłała mi ciepłe spojrzenie.
Czy wiedziałam więcej niż ona? Kiedy ostatni raz się widzieliśmy, Patrick był studentem architektury, z planami ustatkowania i pragnieniem rodziny. Daleko było mu do osoby, którą opisywała Lila. Może jednak znałam go lepiej niż ona, a może z innej perspektywy i relacji, ale mój Patrick nigdy nie postawiłby pracy przed potrzebami rodziny. Jego wyjazd wiele lat temu, aby zaopiekować się chorym ojcem jedynie to potwierdzał.
Błysk wypełnił okna pomieszczenia przed nami.
- Ani nigdy tego nie tolerowała - Lila kontynuowała swój monolog znacząco ściszając głos. – Ale ona jest zupełnie taka jak Patrick, bez wahania stawia pracę ponad rodzinę. A jak wiadomo minus z minusem się nie przyciągną... – Poklepała mnie lekko po przedramieniu.
- Ani? – spytałam, przekrzywiając głowę w stronę rozmówczyni.
- Ani, jego poprzednia dziewczyna – odparła Lila tonem potwierdzającym jakąś jej jedynie znaną oczywistość. – Rozstali się pół roku temu. Bóg jeden wie dlaczego, Patrick do tej pory nie zdradził mi powodu, ale ja swoje wiem. Straszna z niej była zołza. Jeśli Patrick ci o niej nie wspominał, to na pewno tylko dlatego, że wstyd mu było, że zmarnował z nią ostatnie pięć lat swojego życia – spojrzała na mnie i puściła porozumiewawcze oczko, a jak modliłam się w myślach aby nie zorientowała się, że moje dłonie pokrywają się warstwą potu, a na policzki wypływa krwista czerwień.
Patrick przez pięć lat, gdy mieszkał w Australii miał stałą dziewczynę... nie wiem dlaczego tak zaskoczyło mnie to odkrycie, że aż na moment zabrakło mi tlenu w płucach. W ostatnich dniach wszystko działo się tak szybko, tak niespodziewanie, że nie miałam czasu nawet o tym pomyśleć, a przecież nie powinno mnie to w żaden sposób dziwić. Patrick był atrakcyjnym, inteligentnym i wpływowym mężczyzną. Tylko ślepa kobieta by tego nie dostrzegła. Nie musiał i zapewne nie chciał być sam. Nie czekał na mnie, bo po wypadku zwyczajnie nawet nie pamiętał kim jestem. Co tam ja, on nie pamiętał nawet jak mówić czy chodzić... Skierowany na mnie wzrok Lili stawał się intensywniejszy i coraz bardziej zaciekawiony.
- Po tylu latach rozłąki rozmawialiśmy, o tak wielu rzeczach, że temat byłych kobiet nawet nie przyszedł mi do głowy – wyjąkałam w końcu. – Wiesz jak to jest, mieliśmy wczoraj bardzo niewiele czasu. Ile to mogło być, jakieś pięć może sześć godzin? Nie zdążyliśmy wszystkiego nadrobić, poza tym co było w przeszłości, to minęło. - Uśmiechnęłam się z zakłopotaniem, jakby właśnie dotarła do mnie prawda o tym, jak nieprzemyślana była moja decyzja o rzuceniu wszystkiego i wyjechaniu na drugi koniec globu za mężczyzną, którego nie widziałam od ponad pół dekady.
- Jak to? – Lila nagle spoważniała i zmrużyła powieki, jakby zobaczyła mnie po raz pierwszy i zdziwiła się, że nie jestem tym kogo się spodziewała. Cała cudowna i zaraźliwa radość zniknęła z jej twarzy. Posępnej minie wtórował ciężki i doniosły grzmot gdzieś ponad dachem posiadłości.
- Po prostu nie pomyślałam, żeby zapytać, a Patrick jakoś...
- Nie o to mi chodzi – przerwała mi ostro. – Patrick mówił mi, że znacie się od dawna. Mówił, że jesteś jego miłością z dawnych czasów i że znalazł cię na jachcie ciotki.
- Tak to prawda, poznaliśmy się niemal osiem lat temu, gdy oboje mieszkaliśmy w Californii, jednak nie widzieliśmy się niemal od sześciu, gdy wyjechał do Australii pomóc mamie przy chorym ojcu. Potem kontakt się urwał, a ja właściwie przedwczoraj dowiedziałam się, że wszystko przez ten potworny wypadek. Spotkaliśmy się przypadkowo na łodzi dopiero kilka dni temu. Po tylu latach, na środku oceanu, uwierzysz w taki zbieg okoliczności? Tak więc jak widzisz nie mieliśmy zbyt wiele czasu aby nadrobić co u nas, bo prawdę mówiąc pierwszą okazję do rozmowy mieliśmy dopiero wczoraj wieczorem... - ścichłam nagle widząc coraz większą rezerwę w zachowaniu dziewczyny.
Lila nerwowo zerknęła na matkę i Patricka, którzy przyspieszyli kroku i niemal zdążyli nas dogonić. Ciężkie krople deszczu uderzały w szyby zimowego ogrodu.
- Czy coś się stało? – zapytałam niepewnie, ale ona nawet na mnie nie spojrzała.
- Porozmawiamy później – rzuciła pospiesznie tak cicho, że z ledwością poskładałam dźwięki w wyrazy.
Byłam zagubiona i zdezorientowana. Nie rozumiałam co się właściwie właśnie wydarzyło. Czy powiedziałam coś nie tak, obraziłam ją niechcący? Z każdą chwilą systematycznie z wesołego ciekawskiego szczeniaka przemieniała się w czujną łanię, gotową na strzał w jej kierunku.
- Ile można na was czekać – wykrzyknęła, kiedy Patrick i Ivone zjawili się w drzwiach.
Z dostrzegalnym trudem przywdziała uśmiech, którym przywitała mnie jeszcze kilka minut temu, choć jej ruchy usztywniły się i już nie było w nich tak obecnego wcześniej luzu i radości z życia. Lily jeszcze chwilę temu była pełną energii iskrą, aby w sekundę przygasnąć jak wypalający się żar w ognisku. Matka zmierzyła ją krótkim podejrzliwym spojrzeniem.
- Zajmijcie miejsca, herbata stygnie  - zarządziła Ivone głosem nieznoszącym sprzeciwu. – Ty tu Patrick, Grace obok – nakazała.
Cała atmosfera sflaczała jak przedziurawiony balon, a ja zupełnie nie wiedziałam dlaczego. Może to przez tę burzę... Jedynie Patrick podszedł do mnie, przytulił do swojego boku i łagodnym głosem zapytał, czy wszystko w porządku, ale byłam zdolna jedynie odkiwnąć mu głową na potwierdzenie. Bo co niby miałabym powiedzieć, kiedy cała ta sytuacja była równie dziwna co niedorzeczna? Usiedliśmy na wskazanych miejscach. Lila naprzeciw mnie, a ciotka Ivone po ukosie, naprzeciwko Patricka. Próbowałam złapać wzrokiem spojrzenie Lili, ale błądziła nim wszędzie byle tylko nie patrzeć w moim kierunku. Szum ulewy zagłuszał panującą między nami ciszę. Za oknem zaczynało się rozjaśniać i wiedziałam, że burza nie będzie nam przyjacielko pomagać zbyt długo.
Po chwili z drzwi po lewej wyłoniło się dwoje ludzi ubranych w eleganckie stroje kelnerów i po kolei ustawiali na stole talerze z potrawami które wyglądały jak nic co do tej pory miałam okazję widzieć w swoim życiu, a przecież na pokładzie Moany James, pokładowy bosman, nie szczędził zarówno gościom jak i załodze wykwintnych smakołyków. Wszystko pachniało wyjątkowo dobrze, ale mnie jakby cały apetyt zniknął wraz z dobrą atmosferą jaką jeszcze przed chwilą doświadczałam. Czy fakt, że nie widzieliśmy się z Patrickiem od sześciu lat i nagle odnaleźliśmy się i zdecydowaliśmy, że będziemy razem miał aż takie znaczenie? Lila zdawała się zupełnie zmienić swoje nastawienie po tym kiedy dowiedziała się, że spotkaliśmy się kilka dni temu, ale przecież to nie tak, że poznałam bogatego faceta na pokładzie luksusowego jachtu i nagle wskoczyłam mu do łóżka, a teraz przed Ivone udajemy parę, żeby jeszcze dobrze bzyknąć się pod dachem ciotuni. Byliśmy zaręczeni do jasnej cholery, kochaliśmy się! Chyba nadal kochamy... a Lila potraktowała mnie jakbym była wynalezioną Bóg wie skąd sekzabawką jej kuzyna, którą ku niezadowoleniu rodziny sprowadza do domu. Zaczęłam nerwowo miąć serwetkę pod sztućcami do ryby. Czy byłam naiwna myśląc, że te sześć lat rozłąki nic nie zmieniło?
Posiłek zjedliśmy w ciszy, przerywanej tylko grzmotami oddalającej się burzy i rzucanymi przez Patricka nieudolnie pytaniami o to jaka pogoda czeka nas w najbliższych dniach. Ivone, choć raczej nie miała pojęcia o mojej rozmowie z Lilą, co rusz posyłała, na zmianę, to córce, to mi podejrzliwe spojrzenie. Przeszywało mnie na wskroś za każdym razem, gdy spotykało moje. Coś było nie tak, coś bardzo nie w porządku. Pytanie tylko, co i dlaczego tak właśnie się stało. Pomału zaczynałam podejrzewać, że Patrick nie powiedział ciotce i Lili całej prawdy o naszym spotkaniu, ale nie mogłam mieć pewności, dopóki nie zostaniemy sami i będę w końcu miała okazję skonfrontować go z setką pytań które kotłowały się w mojej głowie.


Wszelkie prawa zastrzeżone. Wyłącznym autorem tekstu i jego właścicielem jest Marta W. Staniszewska - autor. Rozpowszechnianie, kopiowanie, jakiekolwiek wykorzystanie tekstu bez mojej zgody jest zabronione.

W oceanie złegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz