1|Złego diabli (nie) biorą?

565 33 3
                                    

Biegnę szybko uliczkami stolicy uciekając przed łapanką, która była najczęstszą czarną sceną codziennej Warszawy. Przechodzisz przez różne ulice, po czym zostajesz schwytany i rozstrzelony. Twoja rodzina niecierpliwi się, myśli, gdzie możesz się podziać. Lecz nigdy nie będą wiedzieć, jaka jest prawda. Wywnioskują to sami po kilku dniach, czy tygodniach. Może nawet ty jesteś im obojętny, a Niemcy ich uszczęśliwią faktem, że nie żyjesz. Moje monologi, które tworzyły się w mojej pełnej pomysłów głowie przerwał chłopak, lekko mnie taranując.

— Chodź uważnie — sarknęłam podirytowana, patrząc w jego tęczówki.

— Przepraszam, panno — zatrzymał się, wyciągając w moją stronę dłoń. — Jak panienka ma na imię?

— Spadaj, ja chcę żyć! — prychnęłam, biegnąc dalej.

Zdyszana biegłam dalej, aż do kamienicy mojej przyjaciółki - Basi Sapińskiej. Ze względu na wielkie znaczenie genów w naszym życiu, Baśka miała jasnorude, wręcz ogniste, falowane włosy, niebieskie oczy, oraz mądrość przez wszech czasy. Czy wywoływało to u mnie zdziwienie? Nie, przecież ród Sapińskich jest taki od wieków.

— W końcu jesteś — przytuliła mnie przestraszona. — Bałam się, że zostałaś złapana.

— Złego diabli nie biorą — zaśmiałam się, odgarniając moje ciemne, do ramion blond ciemne włosy. — Lepiej opowiadaj, jak z Maćkiem! — rozgościłam się siadając na kanapie, również biorąc do ręki kawałek szarlotki.

— Boję się, że go stracę — westchnęła, zaciskając palce na filiżance wypełnionej herbatą. — Ta cała wojna, łapanki, szare szeregi... To mnie niepokoi.

— Maciek nie da się zabić choćby dla Ciebie. On Cię kocha i nigdy nie zostawi.

— Ja też go kocham, Ola. Jak nigdy nikogo. Ale nie umiem żyć ze świadomością, że śmierć na niego czeka.

— Wciąż się dziwię, że ktoś zechciał taką pesymistkę jak Ty — zaśmiałam się perliście.

— A ciebie ktoś chce? — zakpiła, wycierając szmatką czysty, biały, porcelanowy talerz. — No właśnie, uczniowie nie mają prawa oceniać kompetencji nauczyciela. 

— Nigdy nie wiesz, czy czegoś przed tobą nie ukrywam, Barbaro — spojrzałam na nią znaczącym wzrokiem.

— Poznałaś kogoś? Mów od razu! — usiadła gwałtownie przede mną, podpierając się rękoma.

— Głupia Ty, Basiu. Dobrze mi się żyje jako singielka, nie zamierzam prosić się o miłość.

— Wszystko się kiedyś skończy.

— Lepiej mi powiedz, kiedy skończy się wojna. A co jeśli nie skończy się w ogóle?

— Wtedy przyzwyczaimy się do bólu, który nam dała.

***

Po powrocie, weszłam szybkim krokiem na teren kamienicy w której mieszkam z moją rodziną. Przeraża mnie myśl o tym, jak wszystko zmieniło się w tak nagłym tempie. Dlaczego? Dlaczego wybuchła wojna, dlaczego ludzie umierają za coś, na co nie mają wpływu? Dlaczego życie potrafi być takie okrutne i nie daje wskazówek?

— Jak u Basi? — spytała rodzicielka, kładąc na stół ciasto.

— Dobrze, rozmawiałyśmy o wszystkim i o niczym. Żadna nowość — zaśmiałam się, sięgając po kawałek słodyczy.

— Czyli po staremu — odparł starszy Aleksy, po chwili zawzięcie dyskutując z mamą. W moich myślach ciągle błądził chłopak którego spotkałam podczas łapanki.

— Olu, stało się coś? — spytała mama, a ja pokręciłam głową na nie.

— A co miało się stać? -uśmiechnęłam się. — Ciekawi mnie, co robi Basia z Maćkiem.

— Miło spędzają czas — zaśmiał się tata spod gazety.

— Aleksy! — rodzicielka lekko uderzyła męża w ramię. — Nie w takie czasy Maciejowi przyjdzie nam dawać wnuka. 

— Zapomniałaś, jak to myśmy się zachowywali?

— Och, rodzice — zaśmiałam się. 

— A moja Olka ma jakiegoś kawalera? — upił łyka kawy starszy Aleksy.

— Nie w ten czas mi myśleć o miłości — odparłam, mieszając łyżeczką w herbacie.

— No dobrze.

— Dobranoc — odparłam, patrząc na zegar.

Za kilka chwil, będzie godzina, o której nikt nie może wychodzić. Niemieccy żołnierze dokładnie będą sprawdzać zakamarki miasta, by żaden sekret nie był ukryty.

Zaczęłam kartkować strony książki, którą dostałam od brata, Maćka. Opowiadała o Józefie, Kornelu i Sławku. Trzech chłopcach, chcących wyzwolić ojczyznę z rąk wroga. Trzy inne osoby, które stworzyły jedną, wspaniałą historię. Każdy z nich miał wiele, różnych marzeń. Ale cel był jeden.

Walczyć nie tylko w imię Miłości, lecz w imię kraju, by stał się wolny.

Słyszałam, jak drzwi od mojego pokoju dzielonego z bratem się otwierają, a za nimi stoi nie kto inny, jak on. Był w piżamie, co znaczyło, że wcześniej naszykował ubranie do snu w łazience. Lustrowałam bruneta wzrokiem, szybko zaczynając temat.

— Chcę dołączyć do harcerstwa — powiedziałam, na co Maciek zgromił mnie wzrokiem.

— Wojna nie jest dla dziewczyn — spoważniał, zasłaniając firanką okno.

— Jak nie Szare Szeregi, to konspiracja — odparłam, przykrywając się kołdrą.

— Dobranoc — zakończył szybko temat, gasząc w pomieszczeniu światło.

W imię miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz