2| Pieprzony dureń!

266 26 18
                                    

Jasne promienie słońca wchodziły do mojego pokoju poprzez okno umiejscowione przy naszych łóżkach. Na zegarku widniała godzina dwunasta co znaczyło, że długo sobie pospałam. Na dworze dało się zauważyć, że mimo słońca jest zimno i wietrznie. Szybko wrzuciłam na siebie beżową sukienkę, która sięgała mi do kostek.

- Proszę, śpiąca królewna się obudziła - zaśmiał się tata, spod ukochanej gazety. - Akurat na obiad.

- Widzisz tato? Obiad i śniadanie w jednym - podniosłam wargi do góry, wlewając zupę do głębokiego talerza. - Gdzie Maciek?

- Rodzice Basi go zaprosili na kolację. Ma wrócić przed godziną policyjną - odpowiedziała rodzicielka, również siadając do stołu. - Kochanie, dostaliśmy zaproszenie na herbatę do sąsiadów. Mogłabyś trochę sprzątnąć mieszkanie? Wiesz, jutro przychodzą goście.

- Oczywiście - odpowiedziałam, kończąc posiłek. - A kto będzie?

- Przyjaciele Maćka.

Później pomogłam mamie ze sprzątnięciem po posiłku, a następnie moi rodzice wybrali się na wcześniej wspomniane spotkanie. Resztę dnia myślałam o napotkanym chłopcu, na końcu twierdząc, że zachowuję się jak idiotka - on pewnie o mnie nie myśli. Uznałam, że to czas by sprzątnąć mieszkanie, wyrywając się z natłoku myśli.

Włączając radio wyszłam z pokoju, patrząc również na zegar - dochodziła siedemnasta. Wytarłam kurze, wymyłam podłogi, zmieniłam obrus. Zmęczona, bo prawie po dwóch godzinach sprzątania wyszłam na plac przed kamienicą. Dosiadłam się do siedzącej Karoliny - łączniczki w konspiracji.

- Serwus - zaczęłam spokojnie. - Mogę? - wskazałam palcem na paczkę papierosów, którą dziewczyna miała w dłoni.

- Serwus. Częstuj się - wyciągnęła paczkę w moją stronę, po chwili zapalając tytoń.

- Robisz coś jutro? - zapytałam, obserwując każdy ruch dziewczyny.

- Rano wykonuję robotę. Potem jestem wolna. A co?

- Jutro jest wtorek. W każdy wtorek Maciej wychodzi o jedenastej, a wraca jakąś godzinę później. Myślę, że to coś związanego wiesz z czym. Pośledziłabyś go ze mną?

- Jasne. Przyjdę do ciebie o dziesiątej, bo i tak rozkazy mam podać najpóźniej do dziewiątej - wypuściła dym z ust, uśmiechając się.

- Kocham Cię, Karolina - przytuliłam się do niej mocno, gasząc papierosa. - Do jutra!

Następny dzień

- Wychodzę! - zasygnalizował Maciek, zamykając drzwi. Po odczekaniu kilku minut, wraz z Karoliną opuściłyśmy kamienicę, podążając za bratem.

- Spotkania w opuszczonych fabrykach.. ciekawie - zaczęła rozbawiona dziewczyna, bawiąc się szminką trzymaną w dłoni.

- Cicho, ktoś może nas usłyszeć - położyłam palec na wargi, idąc korytarzem. Wokół nas było słychać lekkie stukanie obcasików, oraz kapiącej wody.

- Ktoś mnie śledził - usłyszałam zza drzwi głos brata. - Nie wiem, czy to Niemiec, czy jakiś bachor.

- Alek, byłeś pewny, że wchodzisz tu sam?

- Obejrzałem się za sobą, nikogo nie było.

- Co jest do cholery - zaczęłam, ale moje zdanie przerwał męski głos.

- Kim jesteście? - powiedział wysoki, ciemny brunet. Na plecach zaś, czułam zimno lufy.

- Lepiej mnie puść - warknęłam wkurzona. W odpowiedzi zostałam skierowana do pomieszczenia, znajdującego się za drzwiami.

- Alek, nadal jesteś pewny, że nikt za tobą nie wszedł? - syknął przez zęby chłopak. Na twarzy Maćka pojawił się ognisty rumieniec, a reszta chłopców wbijała we mnie wzrok.

- Zośka.. zostaw ją - powiedział bezradnie Dawidowski.

- Zośka? - zaśmiałam się na głos. - To piękne macie te pseudonimy!

- Jeszcze słowo, a nie zawacham się użyć tego pistoletu. - wbił bardziej w moje plecy zimny przedmiot.

- Zośka, to moja siostra - wtrącił się chłopak.

- Przepraszam - chrząknął mniemany Zośka, po chwili chcąc musnąć ustami mej dłoni.

- Najpierw chcesz mnie zabić a teraz rączki całujesz? Daruj sobie - zakpiłam. - Chcę być z wami w organizacji. Przysięgam, zrobię wszystko.

- A Twoja koleżanka?

- Ta jej koleżanka, już jest w organizacji. Tylko nie bawię się w harcerzyka, a w poważną konspirację - powiedziała Karolina, chamsko się uśmiechając.

- Mówiliśmy na ten temat, Ola.

- Ej, ej, sanitariuszka nam się przyda - powiedział brunet w okularach, na co się uśmiechnęłam.

- Już Ci śmierć nie groźna? - zza pleców mojego brata wyłonił się rudzielec. Ten rudzielec, którego spotkałam podczas łapanki. - Jak panienka ma na imię? Chyba nie będę musiał spadać.

- Tajemnica - odwróciłam się do tyłu, z zamiarem wyjścia. - I czy tego chcesz czy nie, Alusiu, to i tak będę z wami walczyć - wyszłam z budynku, ciągnąc za sobą Karolinę.

- Pieprzony dureń! - krzyknęłam zaraz po wyjściu, biorąc wdech świeżego powietrza. - Myśli, że nie uda mi się złożyć przysięgi.

- Po prostu się o Ciebie martwi, Ola. To nic nowego u starszego rodzeństwa, a tym bardziej brata - poklepała mnie po ramieniu przyjaciółka.

- Aleksandra! - usłyszałam głos rudzielca, przez co się odwróciłam. - Co tydzień we wtorki, będę czekał za tobą po zbiórkach pod twoją kamienicą!

- Spadaj! - odkrzyknęłam, idąc przed siebie.

- Nie ma takiej opcji! - usłyszałam za sobą, na co się lekko zaśmiałam.

- Teraz będę się bała wychodzić z domu - śmiałam się, biorąc od brunetki papierosa.

W imię miłościOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz