Rozdział 6

168 9 3
                                    

Lisa obudziła się słysząc, jak Dean płakał, co nie zdarzyło się już od lat. Otwarła szerzej oczy i przysunęła się do niego na łóżku, obejmując go szczupłymi, opalonymi ramionami.

- Hej, hej... Dean, skarbie, co się dzieje?

Ale zanim mogła skończyć zdanie, poczuła to - ten aż nazbyt znajomy zapach, który co jakiś czas wyczuwała na ubraniach Deana czy na jego włosach i skórze od dobrych 4 miesięcy.

Lisa nie była głupia, wiedziała o poprzednich niedyskrecjach Deana. Był gwiazdą filmową, zawsze więc miały być fanki, a ona potrafiła się z tym uporać. Zawsze miały być pijackie wybryki czy lodziki w klubie, a jak długo Dean nie został przyłapany bądź nie złapał choróbska, mogła to tolerować. To była część życia dziewczyny aktora.

Jednak nigdy nie było aż tak. Przez te ostatnie parę miesięcy Dean coraz bardziej się od niej oddalał. Zanim to coś się zaczęło, miewali kłótnie, spory, raz czy dwa nawet się rozstali. Ale Lisa zawsze myślała, że Dean do niej wróci, bo należeli do siebie, bo się kochali. Jednak w ciągu ostatnich paru miesięcy Dean publicznie uśmiechał się z wymuszeniem i zachowywał się mechanicznie. Ich seks był wciąż równie ognisty, ale mogła przysiąc, że za każdym razem był wtedy gdzie indziej i z kimś innym.

A teraz był tutaj, tak silnie pachnąc seksem i inną osobą, płacząc w ich łóżku... i jedyne, co mogła zrobić, to objąć go, zmarszczyć brwi i głaskać go po plecach.

- Kochanie...

Wiedziała. Oczywiście, że wiedziała. Dean zesztywniał w jej objęciach, nie odwzajemnił tego gestu, nie ruszył się wcale przez długi czas, jego łzy cicho padały na jej nagie ramiona. Wreszcie Dean się odsunął, odepchnął jej otwarte ramiona, uciszył jej łagodny, kojący głos. Nienawidził siebie za to, że jej to robił, że kazał jej przez to przechodzić - nigdy nie chciał nikogo krzywdzić, a oto proszę, znalazł się w idealnej sytuacji, by jednego dnia zniszczyć nadzieje i marzenia dwojga ludzi.

- To nic takiego - powiedział drżącym głosem, wciąż próbując przestać płakać, ale oboje wiedzieli, że kłamał.

Lisa zmarszczyła się i usiadła na łóżku, podwijając pod siebie nogi. Przeczesywała swój umysł, próbując wyśledzić, kiedy dokładnie zaczęło się to wszystko, kiedy ten obcy zapach wszedł do jej domu i kiedy jej chłopak zaczął się od niej odsuwać.

Jedno imię wyróżniało się wśród pozostałych i Lisa również zesztywniała, prowadząc ze sobą wewnętrzny dialog.

Nie, to nie mogło być... ale idealnie zbiegało się w czasie... a spojrzenia, jakie sobie posyłali na urodzinowym przyjęciu Deana...

Lisa uniosła głowę, twarz miała pobladłą i ściągniętą, a brwi zmarszczone. Naprawdę istniała tylko jedna konkluzja nadająca temu wszystkiemu sens. To nie była miłostka, nie była jednonocna przygoda i nie była fanka. Spojrzała Deanowi w oczy i wyciągnęła dłoń, odwracając jego twarz tak, by zmusić go do spojrzenia na siebie.

- Zakochałeś się w nim, prawda...?

Głos miała łagodny, ale pobrzmiewający smutkiem, bardziej pytający niż oskarżający, a wyglądała bardziej na zatroskaną niż wściekłą. Nigdy nie widziała Deana w takim stanie, tak bardzo cierpiącego.

Dean gapił się na nią przez pełne 10 sekund, zanim w pełni dotarł do niego sens jej wypowiedzi.

- Nie! - powiedział trochę za szybko i ze zbyt wielkim poczuciem winy, wciąż zaprzeczając temu, co zdawało się być oczywiste nawet dla Lisy, kobiety, którą znał i kochał od szkoły średniej. - Nie - powtórzył, tym razem ciszej, patrząc jej w oczy i wiedząc, że mógł dalej okłamywać siebie, ale nie ją. Znała go, wiedziała o nim wszystko i łamał mu serce fakt, że ujrzała wszystko, co się wydarzyło, zanim on sam się zorientował. - Nie mogłem... Lis... ja...

I to wystarczyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz