Rozdział 2

30 3 2
                                    

I znowu to samo odczucie, że ktoś się na mnie patrzy. To mega irytujące. Otworzyłam powoli oczy i po raz kolejny zobaczyłam te białe ściany, ten stół i kajdanki leżące na szafce obok niego. Chwila, chwila. Nie mam nałożonych kajdanek. Usiadłam i rozciągnęłam się. Po chwili zobaczyłam Mike'a patrzącego na mnie i uśmiechającego się.
- Co się tak gapisz? - zapytałam.
- Nic, nic - odpowiedział.
Westchnęłam tylko i postanowiłam nie zwracać już na niego uwagi. Ze względu na to, że nie byłam już przykuta do stołu, postanowiłam wstać i rozprostować kości.
Kiedy tylko stanęłam na podłodze, moja lewa noga zaczęła mnie tak mocno boleć, że upadłam. Mike pomógł mi wstać i ponownie posadził mnie na stół. Kurde. Pomyślałam. Czyli nici z ucieczki. No nic, trudno, trzeba jakoś żyć.
- Mike, gdzie my jesteśmy? - zadałam pytanie, które krążyło w mojej głowie od tamtego dnia.
Mike zrobił smutną minę. Wiedziałam już, że na pewno mi nie powie.
- Niestety, nie mogę Ci powiedzieć - powiedział i spojrzał na mnie z współczuciem. - Ale mam dobrą wiadomość - rozpromienił się po chwili.
- Jaką? - zapytałam zaciekawiona.
- Szefostwo powiedziało, że możesz wybrać sobie jakieś imię. W końcu będę mógł do ciebie mówić po imieniu - powiedział zadowolony.
Zastanowiłam się chwilę. Wiem! Może Marcelina. Jak pomyślałam, tak powiedziałam.
- Marcelina - powiedziałam.
- Ładne imię, przyznaję - odpowiedział zamyślony. - Muszę iść - dodał po chwili.
I wyszedł, a ja zostałam sama. Znowu. Wstałam z "łóżka" i pokuśtykałam do okna. Było trudno, nie będę kłamać. Noga bolała strasznie. Wolałam się jednak pomęczyć te parę sekund, niż nudzić się przez pewnie kilka godzin. Wolałam pooglądać widoki, które były za oknem, niż gapić się w ścianę. Usiadłam na wielkim, metalowym parapecie, i aż zaniemówiłam. To był najpiękniejszy wschód słońca, jaki kiedykolwiek widziałam. Słońce wychodziło zza gór, a niebo lśniło fioletem, różem i pomarańczem. Na samej górze wśród granatu nocnego nieba skrzą się jeszcze pojedyńcze gwiazdki. Mama zawsze mi mówiła, że kiedy umrze, będzie jedną z tych gwiazd. Będzie tą dla mnie najjaśniejszą. Nie ma jej już ze mną, w tym strasznym świecie. Niestety. To był wypadek... TIR jadący za nami... On nie wychamował... I mama niestety... Ona umarła... Ja przeżyłam. Jakimś cudem. To było 12 lat temu, ale wciąż tęsknię. Miałam 7 lat. Ojciec obwinia mnie o to, że to ona zginęła... A nie ja... Nigdy mnie nie kochał. Nie to co mama. Byłam dla niej najważniejsza, przynajmniej tak mi mówiła.
Otarłam łzę, która nie wiem kiedy, spłynęła po moim policzku. Zawsze płaczę, kiedy przypominam sobie ten dzień. Zorientowałam się, że słońce jest już wysoko na niebie.

Cześć Słoneczka!
Drugi Rozdział chyba trochę dłuższy, ale nie tak długi jak chciałam. A mianowicie gadałam prawie cały dzień z psiapsi.
Moja psiapsi:               
https://my.w.tt/wrWZoJYMTab
Można jej się spytać czy mówię prawdę, chętnie odpowie. Jak to czytasz Moja Kochana to napisz w komentarzach, że żyjesz i mnie kochasz.
Buziaczki i PAPAPA!

Porwana [ZAWIESZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz