Czarna bluza z kapturem, szare dresy i nóż wbity w głowę, krew obejmowała jego uszy na zewnętrz i wewnątrz, w oczach widać było popękane żyłki, na które spadała zakrwawioną w połowie jasno brązową grzywką Seo Changbin'a. Wyglądał jak buntowniczy książę zabity kuchennym nożem, mało tego! W ręku trzymał jakieś podarte na pół zdjęcie lecz nie jestem w stanie opisać co na nim było.
Gdy bliżej przyjrzałem się Lee Minho, czyli temu drugiemu niedawno poznanemu chłopakowi z pod drzewa zauważyłem jak na jego ciele widnieje ogrom fioletowych siniaków przeplatanych tuż przy śladach nacięć na skórze. Rysy po łzach na twarzy próbował zakryć ręką, miał doły pod oczami i niechlujnie ułożone włosy a szczególnie ich przód. Ubrany był w jasno niebieskie krótkie spodenki a do tego przypięte do nich w tym samym kolorze szelki, białą brudną od ziemi bluzkę na długi rękaw i malutką kieszonkę umieszczoną z boku nawierzchni górnej. Całoś ogólnie prezentowała się bardzo niesmacznie, przez wiele zielonych plam na ubraniach prawdopodobnie od ziemii, jakby conajmniej dwadzieścia razy wywrócił się na mokrej trawie. Nie miał buta i utykał na jedną nogę, w mojej głowie roiło się od strasznych teorii ale moje serce było spokojne jak nigdy dotąd. Jedynie w miarę możliwości normalnie z wyglądu wydawał się być pół godziny temu poznany mi Jisung, który pod swoim prześcieradłem miał czerwony sweter i jeansowe spodnie, włosy miał napuszone od długiego noszenia na głowie przebrania. Mimo tego wszystkiego chciałem z nimi iść w głąb tego lasu, szczerze zachowywałem się trochę jak na jakimś bardzo mocnym haju, jakbym przed wyjściem z domu zażył Xanax nikomu nic nie powiedziawszy.
Nie zaprzeczę że po drodze, którą wyznaczyli sobie chłopakami wciąż śmiało i otwarcie się im przyglądałem, ciężko mi było uwierzyć w to że mimo ich wyglądu i strasznego otoczenia ja jak ten skończony idiota szedłem za nimi krok w krok. Dokładnie jak ta najgłupsza postać z horroru, która i tak pod koniec umiera w katorgach jakich świat jeszcze nie widział, takie właśnie miałem odczucie..
Nie wiem ile czasu zeszła nam ta wędrówka, las jest ciemny i wilgotny nie było szans abym był w stanie samemu wrócić z powrotem do żelaznego ogrodzenia. Byłem zdany na łaskę mych kompanów, którzy mogli teraz w między czasie zaplanować moje morderstwo. Jednakże po chwili moich namysłów cała trójka zatrzymała się przed jakimś starym przez nikogo raczej nie zajmowanym obozowisku a raczej jego resztkami i rozejrzeli się w okół siebie czy aby na pewno jest on pusty.Na pierwszy rzut oka było widać że nikt przez miesiące a raczej lata nie przychodził w to miejsce. Wszędzie rozprzestrzenił się i obsiadał mech, na każdym możliwym pieńku drewna czy na kłodzkie służącej do siedzenia nie ominąwszy nawet miejsca ogniska, w którym to zazwyczaj on nie obsiada z powodu częstego rozpalanie żywiołu. Oprócz paleniska była tam również zarośnięta, zdruzgotana na milion kawałeczków drewniana ubikacja okryta do reszty zgniłymi roślinami ogromnych rozmiarów. Wokół niej widniała wygięta na pół tabliczki z napisem "Niebezpieczeństwo"a trochę dalej była też wyblakła lekko podrapana z napisem "Teren prywatny". Jestem pewien że gdzieś jeszcze jakaś tabliczka by się znalazła, ale przez tak zaniedbane obozowisko ciężko cokolwiek jest tu ujrzeć.
—Gdzie jesteśmy?— W końcu odważyłem się odezwać do zamyślonej trójki.
Jisung, który jako pierwszy oderwał swoje myśli od tutejszego otoczenia odpowiedział mi cichym spokojnym opanowanym głosem. —W naszym domu.—
Przez chwile myślałem że sobie ze mnie żartuje i że jest jednym z tych szkolnych żartownisiów, którzy robią sobie bekę ze wszystkiego co się porusza, ale jego ton głosu i sama mimika twarzy zaprzeczała mojemu domysłu. —W waszym domu?— Roześmiałem się nerwowo. —Gdzie dokładnie? Pod pieńkiem?— Wskazałem na leżący koło mojej nogi szary kamyk.
—Mówię prawdę Yongbok.—
—Tu nawet nie ma dachu nad głową, nie mówiąc już nic o samych pustakach, których tu nie widzę. Kompletny brak jakiekolwiek zaopatrzeń! Nie lubię żartów Jisung.—
Byłem trochę rozgniewany, bo sam fakt że jacyś trzej pustelnicy zabrali mnie w głąb pustkowia do opuszczonego obozowiska był już sam w sobie wystarczająco denerwujący a co dopiero mowa o domu, który sobie ubzdurali.
Może to jacyś nastoletni buntownicy, którzy uciekli z domów i zamieszkali jak zwierzęta na łonie natury? Wszystko mi wtedy do głowy przychodziło.
CZYTASZ
I see you - stray kids ℨ𝔞𝔭𝔬𝔪𝔫𝔦𝔞𝔫𝔢 𝔥𝔞𝔩𝔩𝔬𝔴𝔢𝔢𝔫
FanficLee Yongbok tak mam na imię i widzę coś czego inni nie widzą. ⁿⁱᵉ ᵐᵘˢⁱˢᶻ ᶻⁿᵃᶜ́ ˢᵗʳᵃʸᵏⁱᵈˢ ᵇʸ ᵐᵒ́ᶜ ᵗᵒ ᵖʳᶻᵉᶜᶻʸᵗᵃᶜ́ Za żelazną siatką w opustoszałym przez ludzi lesie zdarzyła się tragedia. Zaginęło siedmioro młodych chłopców podczas halloween'owej nocy...