Wszystko było tak jak gdy miałam 4 lata, rodzice byli mili i ciepli, dużo ze mną rozmawiali, okazywali miłość i czułość. Szkoda tylko że moje uczucia zniknęły dawno temu i to właśnie przez nich, obecnie nie jestem w stanie odczuwać emocji. Jestem zimna, i wcale mi to nie przeszkadza.
Wróciłam 3 dni temu i jeszcze nie spotkałam Jamesa, cały czas go unikałam jak mogłam ale dzisiaj nastąpił dzień w którym na siebie wpadliśmy. Wracałam z ogrodu a James do niego wchodził. Wyglądał... dobrze był wyższy, miał rozwiane włosy a na jego nosie tak jak dawniej spoczywały okulary. Wyładniał przez te kilka lat.
-Cześć James.- starałam się ładnie do niego uśmiechnąć.
-Cześć...-nie pamiętał kim jestem jak miło.
-Elizabeth.- podpowiedziałam mu.
-Elizabeth... Lizzy! -rzucił się mi na szyję nie pamiętając jak mnie traktował starając się przypodobać rodzicom. Odwzajemniłam jego uścisk. Mimo że przy nich bywał okropny to gdy byłyśmy sami znów był jak dawniej, nie wiedział dlaczego rodzice mnie tak traktują, nie chciał staracić podziwu u ojca. Gdy oni odchodzili James przepraszał mnie, pomagał i bawił się ze mną tak jak kiedyś. Był jedyną dobrą rzeczą w dniu pełnym koszmarów. - Tęskniłem, kiedy wróciłaś?
-Jakieś trzy dni temu...- długo rozmawiałyśmy, śmiałyśmy i wspominaliśmy stare czasy. To właśnie dzięki niemu miło spędziłam wakacje w domu.
Ale niestety one szybko minęły i zaczął się wrzesień a wraz z nim szkoła. James proponował mi bym usiadła z nim w przedziale ale ja chciałam pobyć chwilę sama i odmówiłam tłumacząc że nie chcę się wpraszać. Ustąpił mi ale uprzedził że będzie co jakiś czas sprawdzać co u mnie. Zasiadłam w wolnym przedziale i rozkoszowałam się krajobrazami za oknem. Niestety ktoś postanowił mi przerwać. Drzwi się rozsunęły i stanął w nich chłopak o czarnych włosach i drugi również czarno włosy ale jego włosy wydawały się tłuste a oczy były znudzine.
-Pani.- oboje skłonili mi się w gęście szacunku. Ach więc to są nędze imitacje śmierciorzerców. Skoro wiedzą kim jestem warto to wykorzystać. Uśmiechnełam się zimno i gestem nakazałam mówić. - Chcieliśmy ci powiedzieć o szeregach Czarnego Pana w Hogwwarcie...
-Wy chcieliście czy ty chciałeś. Nie wydaje mi się by twój towarzysz wyrażał takie chęci, widzę iż uważa że nie powidzieneś zawracać mi głowy takimi głupotami. - Nie pozwoliłam mu dokończyć, zbeształam go i weszłam do jego głowy. Przeleciałam przez wszystkie myśli, lęki, marzenia, wspomnienia, obawy. - Jak się nazywasz.
-Evan, Evan Rosier o Pani.
- A więc Evan, nie interesuje mnie ile popleczników czarnego pana jest w hogwarcie dowiem się tego po przyjeździe.
-Oczywiście o Pani.- skłonił mi się, spojrzałam na jego przyjaciela który nie odezwał się ani słowem od chwili gdy tu weszli.
- A ty? Jak masz na imię?
-To Severus o Pani, Seve...
-Czy ja pytałam ciebie Evanie? Nie, więc milcz. Zapytam jeszcze raz, jak ci na imię?
-Severus Snape.- Uśmiechnęłam się chytrze, wdarłam do jego głowy napotkałam opór który od razu pokonałam nie szłam jednak dalej. Wyciągnęłam rękę w jego stronę którą ujął.
-Elizabeth Potter. Ale w Czarny Pan zwykł mówić na mnie Jane. Miło mi cię poznać Severusie czuję że się dogadamy.
-Mam taką nadzieję.- uśmiechnął się i cofną rękę, Evan chyba zamierzał również ją uścisnąć ale przeszkodziły mu otwierane drzwi i wściekła twarz Jamesa.
-Snape. Co ty tu robisz? -wysyczał w twarz Severusowi.
-Nic co cię powinno interesować.
- Właśnie wychodzili, pomylili przedziały ale już sobie wszystko wyjaśniliśmy prawda? - obaj w pośpiechu wyszli a James i jak się okazało jego przyjaciele zajęli miejsca. - A więc...?
- A tak, Lizzy to jest Syriusz, Remus i Peter.- wskazał najpierw na czarnowłosego wysokiego chłopaka o srebrnych oczach, następnie na bruneta o miodowych oczach a na końcu na jakiegoś spaślaka.
-Syriusz Orion Black trzeci.- ujął moją dłoń i delikatnie ucałował.
-Elizabeth Jane Potter, młodsza siostra Jamesa. - Pozostali przedstawili mi się i podali dłoń Peter gdy spojrzałam na niego skulił się a gdy tylko moja dłoń styknęła się z jego natychmiast się odsunął. Resztę drogi spędziliśmy razem, gdy przekroczyłam próg Wielkiej Sali od razu zostałam poproszona do tiary przydziału, pierwszorocznych jeszcze nie było postanowili załatwić to wcześniej. Usiadłam na stołku a kobieta nałożyła mi tiarę.
- Hmmmm... -usłyszałam głos w głowie. - Na Merlina co ja tu widzę! Ciekawe, ciekawe, spryt, ambicja, ale i odwaga, lojalna jak mało kto a i masz ty sprawiedliwość widzę kim jesteś i dobrze że masz ty choć krztynę dobroci w sobie... Wydaje mi się że Slytherin będzie odpowiedni...- gdy to powiedziała spojrzałam przerażona na mojego brata... co on sobie pomyśli? - Ach boisz się reakcji brata, boisz się że go stracisz ... ślizgonka była by z ciebie idealna, ale twoja lojalność i poświęcenie wobec brata wygrywa tę wojnę... Gryffindor! - uczniowie przy jednym z stołów ryknęlki z radości, ściągnięto mi tiarę i pobiegłam do brata który przytulił mnie, i zarzekał się że od zawsze wiedział że tu trafie.
Później był przedział pierwszorocznych, uczta powitalna, razem z Jamesem poszłam do wierzy gryfonów, przedstawił mnie jego rudowłosej koleżance Lily, z którą szybko się dogadałam, ta pokazała mi dormitorium i współlokatorki. Z resztą dziewczyn również się dogadałam, siedzieliśmy w pokoju wspólnym, opowiadaliśmy sobie śmieszne historie i wygłupialiśmy się, w jednej chwili przyjaciel Jamesa, Syriusz przytulił mnie i pocałował w policzek w goście żartu co niestety opacznie odebrała jedna z dziewczyn. Dorcas jak się okazało, nie polubiła mnie i dażyła widoczną nienawiścią. Następnego dnia gdy szłam na lekcje dopadła mnie i probowała zastraszyć. Niestety biedna Dorcas nie miała pojęcia do czego jestem zdolna. Szybko ,,wyjaśniłam" z nią problem i teraz jestem pewna że nie będzie między nami konfliktów, jestem też pewna że będzie unikać mnie jak ognia a gryfonka to z niej żadna.
CZYTASZ
Ta inna
FanfictionZ tej rodziny wszyscy są dobrymi ludźmi, z wyjątkiem jej. Tej innej siostry.