Jeśli zapytać kogoś, jakiego uczucia najbardziej się boi najpewniej padły by odpowiedzi typu rozpacz czy strach, jednak są osoby, które śmiało przyznają, że te momentami potrafią stać się wybawieniem. Są to osoby, modlące się dniami i nocami o jakikolwiek upust emocjonalny. Wewnętrzna blokada, wprowadzająca je w paraliż, nie ma sobie równych na polu namiętności.
Bo co może być gorszego od czucia całkowitej pustki?
Moment w którym jednocześnie tracisz całkowicie siebie i trzymasz się krawędzi urwiska, by nie zostać odrzuconym przez społeczeństwo, które i tak zamiast podać ci pomocną dłoń, przydeptuje powoli twoje zmęczone palce, aby następnie patrzeć jak rozpadasz się na miliard kawałeczków w jednostronnej podróży do Tartaru przygotowanego wydawać by się mogło na ich prośbę.
Jednak nie wszystkie osoby są takie, niektóre gotowe skoczyć za daną cierpiącą duszą w jej własne koszmary, byleby tamta nie straciła oparcia. We dwoje pokonują następne poziomy swoich lęków, poznając siebie nawzajem i pogłębiając swoje więzi, jednak ta niebywale trudna i skomplikowana wędrówka często kończy się wyłącznie dla jednej osoby lub swój kres zastaje gdzieś w trakcie wędrówki. Niektórzy też głupio przeciągają ją, omijając cel wiele razy, nie dlatego że są słabi, lecz z własnej głupoty i skupieniu się na sobie. Wykorzystując ten fakt, że dostaje się więcej atencji i współczucia brną dalej narażając innych którym rzuca się kłody pod nogi. Reakcje łańcuchowe są uwielbiane przez tłum, jedna osoba coś powie reszta to roznosi, jedna osoba coś zrobi od razu innych z podobnym problemem wrzuca się do jednego worka oceniając, szydząc i dobijając nieraz leżące niewinne dusze.
Właśnie tego Nico nienawidził w tym okrutnym świecie. Pomimo lat cały czas trwał pewien ustrój hierarchiczny na tych lepszych, idealnych we wszystkim, którzy pełni fałszywości i pewności siebie często znęcali się nad według nich gorszymi, którzy znacznie delikatniejsi i mniej gotowi na kolejne ciosy od życia, chowali się po kątach, bojąc się jakiejkolwiek oceny ze strony innych, często ukrywając swoje prawdziwe 'ja' za maską osoby nieczułej i neutralnej w stosunku do innych. Był też trzeci rodzaj, coś co di Angelo nazywał swego rodzaju pośrednictwem. Niezwykle silne i tryskające energią wsparcia osoby, które starały się pogodzić oba te światy od samego początku, jednak jak to określił kiedyś w rozmowie z Hazel - swoją młodszą przyrodnią siostrą, która zmagała się kiedyś z dużym problemem rasizmu w swojej klasie "to już wymierający gatunek".Na szczęście udało mu się uspokoić jeszcze przed dotarciem do swojego mieszkania. Przynajmniej mógł liczyć na szybki sen, który dzisiaj może nie odwiedzi go ze swoim przyjacielem koszmarem.
Zatrzymał się, odkładając plecak na ławkę w poszukiwaniu kluczy. Zawsze podziwiał osoby, które w spokoju przeszukiwały swoje kieszenie i znajdowały od razu przedmiot bez ani jednego skrzywienia na twarzy. On po dwóch minutach walki z zawalonymi niepotrzebnymi duperelami kieszeniami zarówno w plecaku, jak i bluzie miał ochotę cisnąć wszystko do kosza i spędzić noc na ławce. Zdecydowanie nie należał do osób cierpliwych.
Kiedy sekundy dzieliły go od wprowadzenia swojego planu w życie, poczuł delikatne stuknięcie w ramię. Lekko zaskoczony odwrócił się i zdziwił tym bardziej, gdy zobaczył za sobą nowego chłopaka ze swojej klasy.- Hejka - blondyn uśmiechnął się ciepło, pokazując rząd równych i idealnie białych zębów. Jesienne słońce rzucało subtelnie swoje promienie na burze jego blond włosów dając dodatkowy efekt delikatności. Dorawdy uroczo.
- Umm.. hej chyba? - odezwał się po chwili brunet. Szczerze nie spodziewał się spotkania kogokolwiek, tym bardziej jego.
- No weź di Angelo, poza szkołą też jesteś taki sztywny - rzucił drugi delikatnie szturchając łokciem niższego od siebie chłopaka (oczywiście w ten przyjazny sposób), na co brunet zadrżał lekko. Nie był przyzwyczajony do kontaktu fizycznego... dobra, kiedyś był wręcz uzależniony od przytulania, ale to było dobre trzy lata temu zanim.... no właśnie za nim...
- Oj no wybacz nie chciałem być zbyt nachalny - przed zakopaniem się w bolesnych wspomnieniach powstrzymał go zakłopotany głos chłopaka.
- I tak już jesteś Solace wiec co za różnica - wywrócił oczami, przyjmując swoją codzienną grobową minę i krzyżując ramiona na piersi - co chcesz?
- No to już z kolegą z klasy się człowiek nie może przywitać?
- Jesteśmy kolegami? - brunet uniósł oceniająco jedną brew, przez co jego rówieśnik się speszył.
Nastała między nimi niezręczna cisza, przerywana jedynie odgłosami pędzących w oddali samochodów i wiatru, który bawił się kosmykami ich włosów, układając je w delikatne fale. Brunet westchnął cicho pod nosem, na co jak na zawołanie ocknął się Will i tym samym przełamując niezręczną barierę dodal:
- Tak szczerze to po prostu chciałem ci oddać to - wyciągnął ze swojej kurtki dobrze znane di Angelo klucze, których szukał na dnie znienawidzonej kieszeni plecaka.
- A-ale jak??
- Wypadły ci z kieszeni bluzy dzisiaj na korytarzu - wytłumaczył szybko, podając je właścicielowi, ich dłonie nieznacznie otarły się o siebie, przez co po kręgosłupie Nica przebiegł delikatny dreszcz - minąłeś mnie gdy wychodziłem z biblioteki przed ostatnią lekcją i widziałem, jak wypadają z kieszeni twojej bluzy - dokończył.
No tak, przecież brunet zawsze musiał coś odwalić i później prosić pomoc o kogoś lub ją przyjmować. Typowe dla niego.
- Emm dziękuję - odparł cicho pod nosem - w takim razie będę się już zbierał
- odwrócił się w kierunku swojego bloku, chcąc już dać spokój blondynowi. Ludzi często męczyło jego towarzystwo I z wzajemnością.- Czekaj - zatrzymał go blondyn- chciałem ciebie jeszcze tylko zapytać... jak się czujesz?
Na to pytanie wszystkie włoski na ciele bruneta stanęły dęba, a on poczuł niemóg niczym w trakcie paraliżu. Już nie pamiętał kiedy ostatnim razem ktoś, oprócz jego przyszywanej siostry, się go o to zapytał. Szczerze powiedziawszy, Nico prawie spanikował, co miał mu powiedzieć? Prawda nie wchodziła w grę, ale nie chciał też za bardzo go okłamywać, bo co jak co, ale zdążył już trochę zaakceptować chłopaka. Jako jedyny z jego klasy, już na pierwszym spotkaniu, zwrócił na niego uwagę, próbując nawiązać jakikolwiek kontakt. Nie chcąc za bardzo urazić chłopaka I bawić się w spoufalanie, całkowicie zignorował blondyna i pędem ruszył do swojej klatki i wparował do swojego mieszkania.
Czuł się, jakby przebiegł maraton, słaba kondycja dawała osobie znać, więc kucnął przy ścianie powoli regulując swój oddech. Dobra każdy normalny człowiek by się zmęczył, wbiegając jak błyskawica na trzecie piętro, ale dodatkowy brak ćwiczenia na wfie przez jakieś 90% swojego życia i ogółem posiadanie jakiejkolwiek normalnej diety też miały na to wpływ.
Zdjął z siebie niepotrzebną bluzę i nie zwracając na nic uwagi skierował się wąskim, pustym i zacienionym korytarzem do swojego pokoju. Czym prędzej rzucił się na łóżko, przykrywając ulubionym kocem i oddał się w objęcia swojego najlepszego i jedynego przyjaciela Morfeusza.W tym samym czasie blondyn stał cały czas przy ławce, uśmiechając się lekko pod nosem. Nie mógł się doczekać miny Małego Uciekiniera, jak dowie się, że od dzisiaj dostają dodatkową plakietkę w swoim statucie koleżeństwa, a mianowicie "sąsiedzi z jednej klatki
CZYTASZ
White Blood l| SOLANGELO
FanfictionI'm ready to go, I'm ready to go Can't do it alone, can't do it alone I'm ready to run through the heat of the sun Can't do it alone, can't do it alone - Oh Wonder; "White blood"