Wszystko mnie boli. Godzina 01.13. fizycznie chce spać a psychicznie chce pisać. Raz płaczę a raz się śmieję. Raz krzyczę do ściany a raz tańczę. Tak jakbym była rozdarta na dwie części i bawiła się ze sobą samą w berka. Zadaje w necie pytanie jakie są solidne argumenty by żyć dalej. Co mnie wyzwoli od tej męczarni bardziej niż poprostu jej skończenie? Czym jest koniec? Czemu musimy na niego czekać jak chcemy go szybciej? Chce pisać już zakończenie ale przecież to egoistyczne i bolesne dla innych.
Dziwne uczucie. Nieprzyjemne i ciężkie. Trudne do opisania ale jeszcze trudniejsze do zwalczenia. Jedna strona mówi ci że czas to zakończyć a druga pyta cię co z twoim tańcem tej nocy. Na brainly powiedziano mi że rozwiązaniem jest rozwiązanie problemów. Moje problemy zawiązane są na trzy supły a ja nie umiem rozwiązać nawet jednego. Dlaczego moje problemy nie mogą być zawiązane na kokartkę?