||*||

86 16 5
                                    

Podróże i rap były całym życiem Kuby Grabowskiego. Mogłoby się nawet wydawać, że zastępowały mu tlen i wodę. Były dla niego niczym najważniejsza potrzeba jego własnej wersji piramidy Maslowa. To one definiowały jego wolność. Właśnie dlatego, gdy wpadł na pomysł, by motywem przewodnim jego nowej płyty były właśnie wojaże po całym świecie, nawet nie słuchał niczyich rad, by jeszcze raz wszystko przemyślał. Ostatecznie wszyscy jego przyjaciele, rodzina i ukochana wsparli go w tym przedsięwzięciu. Wszak chodziło tu o szczęście Kuby.

Ono liczyło się dla Iwony najbardziej, nawet jeżeli jej szczęście miałoby na tym ucierpieć. Quebonafide jeździł po świecie, niejednokrotnie zostawiając ukochaną samą na długo. Zgadzała się na to i akceptowała sytuację, bo widziała ile radości dają mu te wszystkie wojaże. Najbardziej dłużył jej się dzień, w którym mężczyzna miał wrócić do domu. Siadała wtedy na parapecie, odgarniała w tył długie, brązowe włosy, by spiąć je w luźnego koka, podciągała kolana pod brodę, a dłońmi obejmowała kubek kawy. Wlepiała zniecierpliwione, smętne spojrzenie w przestrzeń za oknem i oczekiwała, aż na podjeździe pojawi się czarny mercedes, z którego wysiądzie wytatuowany od stóp do głów brunet (a może zmienił kolor włosów?) z walizką. Dopiero ten widok wciskał szczery, szeroki uśmiech na jej pełne wargi. Ten moment jednak poprzedzały długie dni, a czasem nawet tygodnie, spędzone w samotności. Włóczyła się wówczas po domu bez celu, raz po raz ciężko wzdychając. Ubierała się w koszulki ukochanego, by mieć choć imitację jego obecności. Tak bardzo go kochała, że każdy dzień, gdy był w podróży, był sumą tęsknoty i przytłaczającej pustki. Ich wspólne zdjęcia w ramkach wyjątkowo często wtedy przewijały się przez jej dłonie, bo gdy Que był w domu, tylko się kurzyły, stojąc każde na swoim miejscu. Jednak Grabowski był obecny tylko ciałem, bo duchem nawet po powrocie, był gdzieś w innym kraju. Dużo czasu spędzał także w studio, przez co Iwona czuła się niemal całkowicie osamotniona. Miewała wrażenie, że Kuba ma na wszystko czas, tylko nie miłość. Nie wiedziała, jak to inaczej wytłumaczyć. Ich związek był piękny, choć... specyficzny.

Oboje należeli raczej do tych skrytych osób. Ciężko im było mówić o swych emocjach, nawet jeżeli mieliby się uzewnętrznić przed sobą nawzajem, mimo że przecież się kochali. To była po prostu wewnętrzna bariera, której choćby chcieli, nie mogli przełamać. Tylko czasem im się to udawało. Jednak nie była to dla nich żadna przeszkoda, by tworzyć szczęśliwy związek, ponieważ zwykli rozumieć się bez słów. Wystarczyło im tylko być blisko siebie, by wzajemnie ładować się euforią. Zamiast wychodzić gdzieś na miasto czy na imprezę, oni woleli razem po prostu posiedzieć w domu czy to każdy z nosem w książce, czy przy dobrym filmie, czy przy grze na konsoli. Najważniejsze, by po prostu Iwona była w objęciach Kuby, bo to sprawiało, że oboje czuli się tak, jakby to było położenie, do którego zostali stworzeni. Oboje byli wrażliwi, czuli wszystko inaczej niż inni. Czuli mocniej. Może u Kuby kłóciło się to z pozycją jednego z najpopularniejszych raperów w Polsce, lecz właśnie taki był - skromny, wrażliwy, skłonny do uciekania we własny, filozoficzny świat refleksji. Tymi kontemplacjami lubił się dzielić tylko i wyłącznie z ukochaną. Iwona zaś słuchała go z autentycznym zaciekawieniem. Fascynowała ją jego inteligencja. Patrzyła na niego intensywnymi zielonymi oczyma spod ciemnych brwi, które ściągała wtedy do siebie, co jakiś czas zakładając kawowe kosmyki za uszy, by mogła jeszcze pełniej chłonąć jego słowa. Zwykle, gdy jej opowiadał o swoich spostrzeżeniach i przemyśleniach, jego wytatuowana dłoń bawiła się jej malutką, delikatną, czystą rączką. Jednocześnie podziwiał karmelowy odcień jej skóry.

A gdy wyjeżdżał, zapadała cisza. Nikt nie mówił do niej tak, by słuchała równie ochoczo. Nikt nie był w stanie mu dorównać. W tym okresie czuła się jak wyrwana z rzeczywistości. Każdą czynność, jaką wykonywała, wykonywała machinalnie. Chodziła do pracy, do salonu fryzjerskiego, i nawet nie była w stanie się skupić na historiach opowiadanych przez klientki. Cały czas myślała o Kubie. O swoim Kubusiu, który był gdzieś setki, o ile nie tysiące kilometrów od niej. Zastanawiała się, co porabia w danej chwili, czy jest bezpieczny w obcym kraju, jak mu idzie pisanie, nagrywanie kawałków i kręcenie teledysków... Cały czas w jej myślach był tylko on. Bo tak bardzo za nim tęskniła. Rzadko mogła wybrać się w podróż razem z nim. Z każdego wyjazdu przywoził jej jakiś prezent, który miał rzekomo zrekompensować jego nieobecność. Ale przecież nic nie mogło jej wynagrodzić tych godzin nostalgii. 

Widziałem Gwiazdkę bez teleskopu || Quebonafide • one shot świątecznyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz