Leżę blisko ciebie. Czuję, jak bije twoje serce. W twych ramionach wiem, że jestem na właściwym miejscu. Los przypadkowo połączył nasze drogi. Sprawił, że pojawiłeś się w mym życiu i postanowiłeś w nim pozostać. Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak wiele radości przynosi mi twoja obecność.
Nie chcę zamykać oczu, nie chcę zasnąć, boję się, że okaże się to snem. Dotykam dłonią twojego policzka. Zaczynasz drżeć przez moją lodowatą dłoń; podobno ludzie, których nikt nie kocha, mają zimne ręce. Moje takie są. Czyżbyś mnie nie kochał? W zabawny sposób mrużysz powieki, po czym otwierasz oczy. Patrzysz na mnie tymi czarnymi tęczówkami, w których nie kryje się ani gram emocji. Są przerażająco puste, ale to mnie w nich pociąga. Chcę poznać wszystkie twe tajemnice, skryte w najgłębszych zakamarkach serca.
— Dlaczego jeszcze nie śpisz? — Spoglądasz na zegarek, który znajduje się na szafce nocnej po mojej stronie. — Jest pierwsza w nocy.
Boję się powiedzieć ci o moich obawach, dlatego jedynie wzdycham i kładę głowę na twojej klatce piersiowej. Czekam ponownie, aż zaśniesz. Kiedy twój oddech staje się miarowy, podnoszę się ostrożnie z łóżka, aby po raz kolejny Cię nie zbudzić. Ostatnimi czasy nie śpię po nocach, nie potrafię. Zbyt wiele myśli kłębi się w mej głowie. Siadam na bujanym fotelu tuż przy oknie, po czym przykrywam się białym kocem w małe kolorowe kropeczki.
Nikły blask pobliskiej latarni oświetla kawałek chodnika. Drobne płatki śniegu powoli opadają na ziemię, otaczając ją białą, puchową pierzynką. Zima jest bardzo piękną porą roku, ta biel dookoła sprawia, że wszystko jest jak z bajki. Niestety nie należy ona do moich ulubionych — jestem strasznym zmarźlakiem, ciągle odczuwam dyskomfort przez panującą na zewnątrz temperaturę.
— Larissa? — Czuję, jak ciepłą dłonią dotykasz mego ramienia. — Czemu nie śpisz w łóżku?
Patrzę na ciebie przez chwilę zdezorientowana, po czym dociera do mnie sens twoich słów, a wydarzenia dzisiejszej nocy napływają do głowy. Nie chcę cię martwić niepotrzebnie po raz kolejny w tygodniu.
— Chciałam tylko zobaczyć wschód słońca — odpowiadam na jednym tchu.
Kręcisz z niedowierzaniem głową i posyłasz mi kpiący uśmieszek.
— No tak, to bardzo podobne do ciebie — mówisz. — Ty lubisz takie romantyczne pierdoły — dodajesz po chwili namysłu.
Wstaję i ciasno oplatam się kocem, wychodzę z pokoju, swoje kroki kieruję do kuchni. Biorę twój ulubiony kubek — czarny w białe pionowe pasy. Wsypuję dwie czubate łyżeczki kawy. Już się nauczyłam, że uwielbiasz pić z rana mocny napój, który daje ci porządną dawkę energii potrzebnej do użerania się w pracy z głupimi klientami.
Czekam, aż czajnik zagotuje wodę. Zniecierpliwiona stukam palcami o blat szafki, a gdy słyszę charakterystyczny dźwięk, wlewam gorącą ciecz do naczynia. Biorę je do ręki, po czym staję w progu, czekając na ciebie. Wychodzisz z łazienki, wiążąc krawat. Nie zwracając na mnie uwagi, kierujesz się do drzwi. Wzdycham zrezygnowana.
— Luke.
— Tak? — Nawet nie zaszczycisz mnie spojrzeniem; z uparciem wpatrujesz się w aktówkę, która stoi na małej szafeczce.
— Miłego dnia.
Nie odpowiadasz. Wychodzisz, głośno trzaskając drzwiami.
Zaczęliśmy od przypadkowego: „cześć" i tak, wędrując po całonocnych rozmowach, skończyliśmy na milczeniu.
Zrezygnowana wracam do kuchni i wylewam do zlewu napar, który przygotowałam specjalnie dla ciebie — robię go każdego ranka, a ty wychodzisz, ignorując to. Chowam kubek do zmywarki, a następnie obracam się w stronę lodówki, by zastać puste półki. Kręcę głową z niedowierzania — po raz kolejny zapomniałeś po pracy zrobić zakupy.
Jesteś obojętny. Bez duszy, bez serca. Obojętnie się budzisz i z taką samą obojętnością zasypiasz. Nosisz ją w sercu, jednocześnie serca nie posiadając.