Luke
Siedzę w barze w towarzystwie mojego przyjaciela Jaya, popijając kolejne piwo. Zbieram się w sobie, by powiedzieć mu o mętliku znajdującym się w mojej głowie. Czuję się bezradny i kompletnie nie wiem, co mam zrobić. On zawsze ma głowę na karku i mówi nawet najgorszą prawdę, zamiast wciskać tandetne kłamstwa.
— Powiedziałem Lari parę słów za dużo — mówię w końcu na jednym tchu.
— Znowu? Stary, to wspaniała kobieta, która nie widzi nic poza tobą, a ty traktujesz ją jak śmiecia.
— Nieprawda.
— Kogo starasz się oszukać? Mnie czy siebie? Wciąż ją poniżasz.
— Kocham ją.
— Czyżby? Jesteś tego pewien?
— Tak.
— To dlaczego ją zdradzasz? — Patrzy na mnie krzywo.
— Nie wiem, sam nie wiem.
Trafił w mój czuły punkt — kocham Larissę, ale nie potrafię dotrzymać przysięgi małżeńskiej. Wiem, że mój przyjaciel ma rację, której nie chcę do siebie dopuścić.
Po raz setny wszystko spierdoliłem.
Larissa
Już prawie świta. W oczekiwaniu na ciebie nie mogłam zmrużyć oka przez resztę nocy. Szczerze mówiąc, nie miałam bladego pojęcia, gdzie miałabym cię szukać. Zostałam w domu, nie pozostało mi nic innego jak czekać.
Nie potrafię usiedzieć w miejscu, chodzę zdenerwowana po całym mieszkaniu. Co chwilę wyglądam przez okno, aby sprawdzić, czy może nie idziesz w stronę kamienicy, w której mieszkamy. Kucam przy ścianie, od tego maszerowania zaczęły boleć mnie stopy. Chowam zapłakaną twarz w dłonie. Straciłam rachubę czasu ze strachu o ciebie. Jestem zmęczona, a do tego cholernie zaczyna boleć mnie głowa.
Wstaję, gdy tylko słyszę otwierające się drzwi.
— Larissa — bełkoczesz.
— Lucas, czy ty zwariowałeś?! Gdzieś ty był?! Tak bardzo się martwiłam, czy nic ci nie jest — spuszczam z tonu, widząc twój stan.
— Przepraszam, kochanie.
A ty ile razy wyciągnąłeś dłoń po kłótni, aby nie stracić bliskiej osoby?