Śnieg prószył delikatnie, nadając Dolinie Godryka wygląd uroczej, zimowej wioski. Na wąskich uliczkach jak co dzień kręcili się mieszkańcy, tworząc świąteczny rozgardiasz. Ludzie radośnie rozmawiali z innymi, nie zważając na to czy się znają, czy tylko kojarzą z widzenia, bo w tak małej miejscowości nikt nie pozostawał obcy. To zdecydowanie był jeden z powodów, które sprawiały, że to miejsce było całkowicie wyjątkowe.
Pewnego chłodnego, grudniowego poranka, Lily i James Potterowie siedzieli w swoim salonie nad kubkiem gorącej czekolady. Świeże małżeństwo doczekało się już małej pociechy - kilku miesięcznego Harry'ego, chłopca który był ich oczkiem w głowie. Tego dnia chłopiec przebywał u rodziców Jamesa, którzy swoją drogą byli całkowicie zachwyceni perspektywą spędzenia całego dnia z ich ukochanym wnukiem. A wszystko dlatego, że na ten dzień mieli już inne plany.
Lily przymknęła oczy i oparła głowę o ramię Jamesa. Mężczyzna widząc swoją ukochaną, kompletnie się rozkleił i delikatnie ucałował ją w czubek głowy.
- Co jest, skarbie? - zapytał czule, głaszcząc ją po włosach. - Nie wyspałaś się?
Lily westchnęła.
- Dziwisz się? - zapytała, podnosząc na niego senny wzrok. Tej nocy Harry uwziął się na nich, co chwilę budząc ich płaczem, co niestety wpłynęło na stan Lily. - Ty za to wyglądasz wyjątkowo dobrze jak na tylko kilka godzin snu.
James jak na zawołanie przeczesał sobie ręką włosy i uśmiechnął się szelmowsko. Lily, która już wiedziała co ją czeka, przewróciła oczami, próbując ukryć banana na twarzy.
- Ja zawsze dobrze wyglądam. Zaprzeczysz, Evans? - spytał, patrząc na nią z wyczekiwaniem. Lily ponownie westchnęła, przypominając sobie jak bardzo James wkurzał ją kilka lat temu. A teraz nie potrafiła na niego spojrzeć bez malującego się na jej twarzy uśmiechu. Gdyby Lily z przeszłości usłyszała, że ma syna z najbardziej denerwującym ją chłopakiem na ziemi, chyba by padła na zawał.
- Wmawiaj sobie, Potter - powiedziała z udawaną irytacją.
- Nie muszę, obydwoje wiemy że to prawda, Potter - stwierdził, świetnie się bawiąc. Takie wymiany zdań były u nich na porządku dziennym, więc wiedzieli, aby nie brać ich na serio.
- Już wolę ciebie, jako tego cholernego łosia. Wtedy przynajmniej nie gadasz.
James momentalnie odsunął się od niej, ponieważ Lily wyraźnie obraziła jego dumę. Pociągnął duży łyk gorącej czekolady, po czym założył ręce, aby pokazać, że się obraził, co wyglądało komicznie.
- Tak lepiej - stwierdziła Lily, kiedy przez kilka chwil trwał w takiej pozycji. To zdanie jeszcze bardziej wkurzyło Jamesa.
- Taak? - zapytał groźnie, pochylając się nad nią, tak blisko, aż wlazł jej na kolana. Lily dostała przez to napadu śmiechu.
- James... złaź kretynie! No proszę, przygniatasz mnie! - krzyczała przez śmiech. Jej mąż uśmiechnął się do niej niewinnie, po czym zmienił się w wielkiego jelenia, zdecydowanie za dużego na przytulny salon, a tym bardziej na kolana Lily.
- JAMES! - wrzasnęła, więc wstał z kanapy, trącając porożem żyrandol. Następnie stanął na tylnych kopytach i ryknął tak głośno, że na pewno usłyszała go cała dolina. Lily wstała, trochę rozbawiona, a trochę wściekła, a jeleń zaczął uciekać, ślizgając się na błyszczącej podłodze. W końcu kopyta rozjechały mu się w dwie strony, a on sam zaliczył spektakularny wślizg przez cały przedpokój.
Lily śmiała się tak, że aż rozbolał ją brzuch. Usiadła na białych panelach tuż obok swojego męża, który już zdążył przybrać ludzką postać. Podniósł się do siadu, odwracając gniewnie głowę.
CZYTASZ
Przyszłość nie jest kolorowa ❄︎ Huncwoci
FanfictionKiedy jeden z nieudanych wynalazków Albusa Dumbledore'a przypadkowo wpada w niepowołane ręce, pewne jest, że nie wyniknie z tego nic dobrego. Tym bardziej, jeśli są to ręce huncwotów, urodzonych aby wpadać w kłopoty. Podróże w przyszłość są rzeczą d...